Wydarzenia to jedno, ale ważniejsze jest jednak to, co mijający rok wniósł w nasze życie. Jak minione 12 miesięcy wpłynęło na nas, co zmieniło, co udoskonaliło, czego się nauczyliśmy ? Pytania te pojawiają się tylko wówczas kiedy życie traktujemy jak drogę naszego rozwoju, a nie tylko jak wyzwania, którym musimy podołać. Miniony rok pozwolił mi dostrzec, a nawet „dotknąć” moje słabości, które wyjątkowo mocno utrudniają mój rozwój. Dzięki temu ich wpływ na mnie staje się coraz mniejszy, a co za tym idzie odczuwam coraz większą satysfakcję i poczucie spełnienia. Po raz kolejny przekonałem się, że osobisty rozwój wiedzie poprzez odkrywanie słabości własnego ego. W minionym roku wydałem książkę „Małżeństwo nie musi być loterią”. W ten sposób opisałem wreszcie cechy partnerów niezbędne do budowania trwałego i szczęśliwego związku. Z nadzieją czekam na 2013 rok. Wierzę, że bez względu na to co się w nim wydarzy, będzie źródłem ważnych dla mnie doświadczeń.
Atmosfera Bożego Narodzenia wyjątkowo sprzyja zacieśnianiu relacji rodzinnych. Szczególne znaczenie odgrywa tu wigilijna wieczerza. Nawet dla osób niewierzących wieczór 24 grudnia to czas jaki spędzają z bliskimi. Kiedy trudno na codzień o wzajemną życzliwość i serdeczność, to Wigilia poprzez głęboko zakorzenianą w nas tradycję, sprzyja temu, aby zapewnić bliskich o naszych do nich uczuciach. W tym dniu nasze wyznanie uczuć brzmi jakoś inaczej. W tej wyzwolonej od stresu atmosferze możemy sięgnąć do najgłębszych pokładów naszej miłości, tej czystej, nie zakłóconej głosami naszego ego. Mając tego świadomość, zamierzam wykorzystać Wigilię dla zapewnienia moich bliskich o moich uczuciach do nich.
Kiedy wiele lat temu poczułem potrzebę zmian, doskonalenia własnej psychiki, zacząłem od zdobywania wiedzy o tym jak ona działa. Brak satysfakcji, silny dyskomfort odczuwany z powodu wydarzeń jakie miały miejsce w moim życiu wręcz wymusiły na mnie czytanie poradników, uczestniczenie w licznych kursach i szkoleniach. Miałem coraz większą wiedzę, a jednocześnie nie przekładało się to na moje samopoczucie. Wówczas zrozumiałem, że sama wiedza nie wystarczy. Zrozumiałem że niezbędne zmiany jakie powinienem przeprowadzić w sobie, to nie efekt racjonalnego myślenia prowadzonego przy wykorzystaniu zdobytej wiedzy. Doszedłem do wniosku, że myślenie może wręcz przeszkadzać w procesie zmian. Czytałem o efekcie pułapki inteligencji, która zakleszcza człowieka w jego destrukcyjnych schematach myślowych. Tym, co jest niezbędne, aby siebie skutecznie doskonalić to świadomość. Jest to stan i jednocześnie proces sfery uczuć, a nie myślenia. Świadomość pojawia się w formie efektu „aha”, kiedy następuje zrozumienie. I tu pojawia się problem z opisem, czym jest świadomość, a w tym samoświadomość. To właśnie z powodu tej trudności tak wielu ludzi wykorzystuje głównie myślenie -nawykowe narzędzie rozwiązywania problemów i podejmowania decyzji. Często mam okazję obserwować jak niektórzy przez długi czas wysilają swój intelekt i praktycznie stoją w miejscu. Dziś największym wyzwaniem dla mnie jest doskonalenie narzędzi budowania świadomości innych.
Już wiele lat temu zauważyłem interesujące zjawisko. Kiedy ktoś w rozmowie ze mną dzielił się swoim problemem, a ja w naturalnym odruchu prezentowałem swoją propozycję rozwiązania tego problemu, mój rozmówce wcale nie był nią zainteresowany. Pamiętam moje zdziwienie : skoro ktoś mówi mi, co mu „leży na wątrobie”, to nie rozumiem, dlaczego nie przyjmuje mojej propozycji ? Zdarzało się, że wychodziłem z kolejną propozycją, ale i to nie wzbudzało zainteresowania mojego rozmówcy. Potrzebowałem czasu, aby zrozumieć, że ludzie mówiąc o swoich problemach tak naprawdę głównie chcą go głośno wyartykułować, co pozwala im dostrzec problem z pewnego dystansu. W takiej sytuacji, jeżeli chcemy im naprawdę pomóc, a nie demonstrować własne kompetencje, najlepiej zadawać pytania. Powinny to być pytania głównie otwarte np. jakie masz propozycje rozwiązania tego problemu, albo jak twoja propozycja wpłynie na rozwiązanie problemu. W zadawanych pytaniach naszemu rozmówcy nie powinno być pytania : dlaczego. Taka postawa daje fantastyczny efekt. Wyzwala w rozmówcy pozytywne emocje i ustawia nas w pozycji nie tylko osób komunikatywnych, ale i kompetentnych. Osobiście wielokrotnie to sprawdziłem.
Mija właśnie siedem lat od chwili, kiedy zakończyłem leczenie mojego raka. Brzmi to banalnie, ale nie wiem kiedy zleciał ten czas. Wczoraj miałem kontrolne badania i jak powiedziała pani profesor do której chodzę co pół roku, mam wyniki zdrowego człowieka. Zgodnie ze statystyką prawdopodobieństwo nawrotu choroby jest dziś dużo mniejsze niż na przykład pięć lat temu. Wielokrotnie zastanawiałem się nad tym dzięki komu, a może dzięki czemu żyję. Na pewno ważną rolę w procesie mojego zdrowienia, było moje nastawienie. Leżąc w szpitalu pisałem „Poradnik atrakcyjnego pracownika”. Bez wątpienia medytowanie i wizualizacje jakie robiłem nazywane przeze mnie „duchowymi kroplówkami” były również bardzo ważne. Do tego na pewno modlitwy moich rodziców i zaangażowani do tego duchowni z klasztoru w Częstochowie, tworzyli sprzyjającą mi aurę duchową. Trudno mi to wykazać, ale na pewno jakiś pozytywny wpływ miały tabletki ziołowe jakie otrzymywałem od mojego brata z Kanady. W Polsce ich nie było. Brałem je razem z chemią jaką podawano mi w szpitalu. Im bardziej oddalam się od tamtych chwil, tym większą czuję wdzięczność tym, którzy zaangażowali się w moje wyzdrowienie.
Złość to emocja w którą wyposażyła nas ewolucja jako odpowiedź na sytuację kiedy ktoś zrobił nam krzywdę, lub sprawy nie idą zgodnie z naszymi oczekiwaniami. Nie potrzebna jest wyjątkowa wiedza psychologiczna, aby stwierdzić, że ludzie różnią się wrażliwością, co sprawia, że ta sama sytuacja u jednych wywołuje złość, a u innych nie sposób dostrzec poruszenia ich emocji. Poza wrażliwością, która odróżnia ludzi od siebie, złość może być wywołana różnymi przyczynami. Okazuje się, że pojawia się ona nie tylko za sprawą bodźców zewnętrznych, ale również w wyniku bodźców wewnętrznych – dolegliwych psychicznych napięć wewnętrznych. I tak mobber (psychoterrotysta) w miejscu pracy będzie wybuchał złością praktycznie bez widocznego powodu, chociaż w jego interpretacji powód jest i to poważny. Jednocześnie nie ma szans, aby zmienić jego punkt widzenia. Psychologia zjawisko to nazywa rzutowaniem, albo projekcją. Człowiek, którego dotyka ten mechanizm, swoje wewnętrzne napięcia psychiczne rzutuje na innych. Wówczas potrzebna jest mu ofiara, na której rozładowuje swoje dolegliwe napięcie psychiczne. Wybór ofiary nie jest przypadkowy. Jest to osoba, w której psychoterrorysta dostrzega (oczywiście poza swoją świadomością) osobę słabą, przepełnioną lękiem. W obliczu tego zjawiska warto zastanowić się gdzie jest prawdziwa przyczyna naszej złości. Czy przypadkiem nie jest to efekt wyładowania naszych wewnętrznych napięć.
W powszechnym przekonaniu dając siebie innym (służąc im, wspierając ich) wzmacniamy w ten sposób siebie, gdyż to dobro, które daliśmy powraca do nas. Bez względu na to, czy powraca, czy otwierając się na innych uruchamiamy w sobie dobro, z którego sami korzystamy, zjawisko to daje korzystny efekt dla dającego. Sam z tego korzystałem leżąc w szpitalu, gdzie walczyłem z moim rakiem. Dawałem siebie innym, gdyż to wzmacniało mnie samego. Bywa i tak, że niektórzy dają siebie innym, aby zademonstrować swoją wielkoduszność. Robią to z pozycji głośnego dobroczyńcy: „paczcie jakim jestem dobrym człowiekiem”. W ten sposób dowartościowują się demonstrując postawę powszechnie uznawaną jako pozytywną. Jest jeszcze jedna forma dawania siebie innym, taka cicha, nie oczekująca ani poklasku, ani wdzięczności. Mająca charakter czystej bezinteresowności. Występuje najrzadziej, ale jednak jest. Stąd kiedy inni dają nam siebie, może za tym nie być żadnego ich osobistego interesu. W takim dawaniu siebie nie ma ani ich potrzeby korzystania z dobra, które sami nam dają, ani ich potrzeby dowartościowania siebie. W przypadku dwóch pierwszych form rzeczywiście jesteśmy potrzebni innym, gdyż bez tego nie zrealizowaliby swoich potrzeb. Zarówno dawcy jak i biorcy wynoszą korzyści ze wzajemnych relacji. Jednak w przypadku bezwarunkowej formy dawania siebie pojawiające się dobro ma jednego adresata.
Od ok. roku temat relacji partnerskich w sposób szczególny zajmuje moją uwagę. Wcześniej dlatego, że pisałem książkę „Małżeństwo nie musi być loterią”, a dziś z powodu moich spotkań autorskich. W wyniku tak długiego czasu tkwienia w tym temacie, z dużą siłą pojawiła się u mnie refleksja dotycząca jednej z głównych przyczyn, z powodu której rozpadają się relacje partnerskie. To jak one przebiegają, czym charakteryzują się jej poszczególne etapy, wiadomo już bardzo dużo. I tak na przykład wiadomym jest, że pierwszy etap nazywany przez psychologów namiętnością, trwa określony czas (do dwóch lat), a potem w sposób naturalny wygasa. Tymczasem, co potwierdzają badania jak również moje doświadczenia z pracy w biurze matrymonialnym, większość ludzi uznaje ten etap jako jedyny i najważniejszy dla trwania związku. Jak inaczej budowane byłyby relacje partnerskie, gdyby wiedza o naturalnych procesach jakie zachodzą w relacjach partnerskich była powszechnie znana ? Budujemy własne kompetencje dla pełnienia różnych ról zawodowych, a jednocześnie robimy niewiele, a niekiedy nic, dla budowania kompetencji partnerskich.
Znam osoby, które nie lubią chodzić na cmentarz. Spacer wśród grobów wyzwala w nich uczucie smutku i żalu. Wspomnienie tych co odeszli, czy też świadomość kruchości naszego życia nie jest dla nich miłe. Istnieje jednak inny, szczególnie pozytywny rodzaj refleksji, któremu towarzyszy wewnętrzna cisza, takie zatrzymanie się. To właśnie cmentarz sprzyja uzyskaniu takiego stanu. Tam wszystko się na zawsze zatrzymało. Kiedy na co dzień ścigani jesteśmy przez kolejne sprawy do załatwienia, nagabywani jesteśmy przez tych, którzy coś od nas chcą, cmentarz sprzyja temu, aby być tak naprawdę „tu i teraz”. Stąd 1 listopada to dla mnie szczególna okazja do refleksji, tej konstruktywnej, bardzo pozytywnie wpływającej na moje życie.
Uczestniczę w szkoleniu coachingowym, które ma doprowadzić do uzyskania certyfikatu ICF. Jak mogłem się spodziewać współuczestnikami szkolenia są osoby niekiedy dużo młodsze ode mnie. W ten sposób w jednej „ławce szkolnej” siedzę z osobami, z których część mogłaby być moimi dziećmi. To bardzo interesujące doświadczenie : jak budować relacje, aby miały charakter relacji partnerskich, a nie mentorskich, czy też relacji o charakterze „dorosły – dziecko” ? Dzięki moim nowym koleżankom i kolegom mam okazję przełamywać własne schematy zachowań, które z wiekiem stają się coraz bardziej skostniałe. Dzięki szkoleniu, w którym uczestniczę mam okazję doskonalić moją elastyczność. Z miłym zaskoczeniem stwierdziłem, że mógłbym się nawet zaprzyjaźnić z niektórymi osobami. Co prawda między nami występuje znaczna różnica wieku oraz doświadczeń , ale to nie te sfery stanowią o prawdziwej przyjaźni. Dostrzegam w moich młodych koleżankach i kolegach ogromny potencjał oraz bardzo wiele wartości, które są zbieżne z moimi. Z dużym zainteresowaniem będę uczestniczył w kolejnych sesjach szkoleniowych z nadzieją na dalszy rozwój relacji z moimi nowymi koleżankami i kolegami.