Należę do pokolenia, które w swoich najśmielszych, młodzieńczych marzeniach nie przypuszczało, że dane mu będzie żyć w wolnej Polsce. Dziś, po 24 latach smakowania wolności okazuje się, że wielu Polaków w kościele śpiewa jeszcze „ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie”. W oficjalnych wystąpieniach często słychać głos wzywający do walki o wolność, a profesor Uniwersytetu Wrocławskiego Tadeusz Marczak twierdzi, że Polska jest krajem kolonialnym, a Polacy ludem kolonialnym. Dlaczego nie wszyscy jeszcze czujemy się wolni ?
Bardzo dobrze pamiętam jak wyglądały wybory przed 1989 rokim, kiedy była tylko jednak lista wyborcza. Głosowanie nie polegało na wyborze, tylko na wrzuceniu listy wyborczej do urny. W lokalach wyborczych co prawda było miejsce z kotarą, ale nie wskazane było aby tam wchodzić i cokolwiek zmieniać na liście do głosowania. Kiedy byłem w wojsku akurat przypadł termin wyborów. Jeden z kolegów tak dla hecy, wszedł za kotarę. Pamiętam jak był wzywany na przesłuchania do oficera politycznego. Na długie miesiące musiał zapomnieć o przepustce.
Dziś każdy ma prawo założyć własną partię, organizację, która po zdobyciu odpowiedniego społecznego poparcie może startować w wyborach do sejmu, albo do władz lokalnych. Dziś wybory polegają na wskazaniu kandydata z listy wyborczej, co nadaje każdemu głosowi znaczącą rangę.
Na jednych z zajęć z historii, w jakich uczestniczyłem jako podchorąży Wojska Polskiego, wykładowca podał tytuł wykładu : pokojowe misje państw Układu Warszawskiego. I tu w reakcji na ten temat, nieświadom konsekwencji powiedziałem głośno: Czechosłowacja. Tego samego dnia byłem wezwany do oficera politycznego. Długo wypytywał mnie o moje polityczne przekonania, a na koniec powiedział, że jeżeli jeszcze raz wychylę się z antysocjalistycznymi hasłami, to muszę się liczyć z poważnymi konsekwencjami.
Dziś mogę głośno mówić nie tylko o napaści wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację, ale i o Katyniu, o zbrodniczych działaniach systemu komunistycznego. Bez żadnych obaw mogę krytykować władzę, a nawet zorganizować demonstrację, na co pozwala mi prawo.
W 1986 roku na podstawie „załatwionego” zaproszenia do Holandii wystąpiłem o paszport. Pamiętam dzień kiedy udałem się po jego odbiór. W zatłoczonym korytarzu urzędu stał tłum oczekujących na wezwanie do pokoju, w którym wydawano paszporty. Atmosfera jaka tam panowała była dokładnie taka sama jak ta, kiedy w czasie studiów czekałem z kolegami na egzamin. Stres i pytanie: zdam, czy nie ? Tutaj: dostanę paszport, czy nie? Pracownik służby bezpieczeństwa, który wydawał paszporty dokładnie przesłuchał mnie, pytając po co jadę, gdzie jadę, i kiedy wrócę. Wręczając mi ten wymarzony dokument przypomniał, że jak tylko wrócę mam natychmiast paszport oddać do urzędu.
Dziś na podstawie dowodu osobistego jeżdżę po Europie, a paszport mam w domu. Kiedy tylko mnie na to stać mogę jeździć po całym świecie.
Od 24 lat czuję się człowiekiem w pełni wolnym, a 11 listopada jest dla mnie bardzo ważnym świętem, podczas którego poza przeżywaniem radości, wspominam minione czasy, a w sposób szczególny tych, dzięki którym żyję w wolnej ojczyźnie. Jednocześnie staram się zrozumieć ludzi, którzy zupełnie inaczej odbierają dzisiejszą rzeczywistość, dostrzegając w niej głównie zagrożenia. Okazuje się, że ich postawę w pełni wyjaśnia współczesna nauka, w tym psychologia. Opisuje ona jak poważnie może być zakłócona percepcja człowieka. Cały czas czekam z nadzieją, że głos w tej sprawie zabiorą naukowe autorytety i rozpowszechnią wiedzę o ścisłej zależności pomiędzy osobowością człowieka, a tym jak postrzega on świat.
Gazeta Ojca Dyrektora – Nasz Dziennik, w artykule „Polityk grubej kreski” nakreśla obraz Tadeusza Mazowieckiego. Wyłania się z niego człowiek, który swoją działalnością zasługuje na potępienie, a co najmniej na krytykę. Między innymi wspierał władze komunistyczne, działał na szkodę Kościoła. We wstępie do artykułu autorka Anna Kołakowska twierdzi, że Tadeusz Mazowiecki „Mógł być pierwszym niekomunistycznym premierem w powojennej Polsce, ale działalność rządu, na którego czele stanął, pozwala nazywać go raczej pierwszym premierem postkomunistycznego układu.”
Nasz Dziennik cytuje słowa prof. Tadeusza Marczaka, który twierdzi, że „Mazowiecki jest też symbolem tzw. transformacji ustrojowej w Polsce zapoczątkowanej planem Balcerowicza. – Po 24 latach coraz dobitniej widzimy jej efekty: zagłada przemysłu polskiego, stworzenie patologicznego systemu finansowego, obrócenie Polski w kraj kolonialny, a Polaków w lud kolonialny.”
Jak zupełnie inaczej Tadeusza Mazowieckiego ocenia papież Franciszek. W przesłanych do rodziny premiera kondolencjach, które zostały odczytane w czasie żałobnej mszy św. papież Franciszek napisał: „Opatrzność Boża wyznaczyła mu trudne zadanie przewodniczenia rządowi, który po upadku reżimu komunistycznego i przemianach społeczno-politycznych w Polsce miał poprowadzić naród ku lepszej rzeczywistości. Pełnił tę misję z oddaniem i mądrością, z poszanowaniem wartości chrześcijańskich, z żywą wiarą, dając przykład szlachetnego zaangażowania na rzecz dobra wspólnego. Był mężem stanu, który dobro Ojczyzny i narodu przedkładał ponad swoje sprawy osobiste.”
Ojciec Tadeusz Rydzyk zawsze twierdził, że jest obrońcą prawdy, a swoje media uznaje jako jedyne mówiące prawdę. Dziś okazało się, że jest ona zupełnie inna od tej jaką zna papież Franciszek – zwierzchnik Kościoła Katolickiego.
Ojcze Dyrektorze, w imię wartości chrześcijańskich, czy nie słusznym byłoby przyznanie się do kłamstwa, a przynajmniej do błędu w ocenie Tadeusza Mazowieckiego ? Chyba, że Ojciec Dyrektor uznaje, że to papież się myli. Wpisywałoby mi się to w tekst refrenu piosenki, którą kilkakrotnie słyszałem w Radiu Maryja: „…bo tylko Ojcu Rydzykowi mogę ufać, po Janie Pawle tylko on pozostał nam”.
1 listopada – wyjątkowy dzień. Jest w nim szczególny spokój i wspomnienia. Obejmują one przede wszystkim tych, którzy odeszli i pozostawili w jakiejś formie trwały ślad w naszym życiu. Pamięć o nich wywołuje również refleksje i pytania: czego im nie powiedzieliśmy, o co nie zapytaliśmy, czy nie zbyt mało ich słuchaliśmy, czy może zbyt mało daliśmy im informacji jak są dla nas ważni ? Kolejne lata przyniosą kolejne dni Wszystkich Świętych. Czy nie warto wyciągnąć wnioski z tych refleksji?
W e-mailu jaki wczoraj otrzymałem zamieszczona była odezwa organizacji Human Life International – Polska. Nigdy wcześniej nie słyszałem o tej organizacji , ale z uwagą przeczytałem jej obszerną odezwę. Jak z niej wynika wszyscy jesteśmy bardzo poważnie zagrożeni ideologią geneder. Na końcu odezwy zamieszczony był numer konta bankowego, na które mogłem wpłacić pieniądze wspierające walkę „o obronę życia”.
Według organizacji Human Life International – Polska, ideologia gender tworzy poważne zagrożenie dla rozwoju dzieci, dla życia rodzinnego, a co za tym idzie również dla życia społecznego. Jak czytam w odezwie atak na Kościół jaki dziś ma miejsce wynika z faktu, że jest on „jedynym, liczącym się zdecydowanym przeciwnikiem rewolucji genderowej. Jednak zniesławieni i pozbawieni autorytetu biskupi i kapłani stracą prawo głosu i nikt ich nie będzie słuchał. O ile w ogóle odważą się jeszcze cokolwiek powiedzieć na temat ludzkiej płciowości. Owce bez pasterzy będą bezbronne. I o to właśnie chodzi!”
W dalszej części odezwy zostałem wezwany do wspólnej obrony przed tym poważnym zagrożeniem: „Brońmy się i to szybko! Musimy się przed tym energicznie i skutecznie bronić…… Sami nie wygramy. Staramy się ukazywać to wielkie zagrożenie. Przygotowujemy spotkania dyskusyjne, konferencję w Sejmie oraz wiele wypowiedzi i publikacji, aby jak najszerzej informować społeczeństwo. Prosimy, zwróćcie uwagę na ten problem i zdecydowanie reagujcie, dopóki jest jeszcze czas.”
W podsumowaniu odezwy przeczytałem: „Serdeczne Bóg zapłać wszystkim, którzy pomagają ratować życie!” i dalej podany był numer konta bankowego.
Jestem z pokolenia kiedy dawna władza straszyła mnie imperializmem. Straszył mnie również Kościół mówiąc, że jeżeli nie będę grzeczny to pójdę do piekła. Karą straszyła mnie także szkoła, napominając w ten sposób abym był dobrym uczniem. Dziś już jestem odporny na straszenie mnie bo wiem, że ci, którzy chcieli wywołać we mnie lęk, poczucie zagrożenia, tak naprawdę sami mieli go w nadmiarze.
I tak odpisałem na e-maila organizacji Human Life International – Polska. Dodałem również, że zgodnie z nauką Kościoła, zgodnie z zapisami w jego Konstytucji, największym zagrożeniem jesteśmy my sami, nasze lęki, które „oddalają nas od Boga”. Jeżeli chcemy ratować życie, to zacznijmy od siebie. Na końcu napisałem, aby wykreślono mnie z listy adresowej.
Gdybym miał ułożyć listę organizacji, których podstawową motywacją do działania jest lęk, bez wątpienia Human Life International – Polska byłaby w czołówce zaraz obok niektórych ugrupowań politycznych. Niestety byłaby tam również znaczna części Kościoła.
Dość jednoznacznie Jerzy Owsiak wypowiedział się na wideoblogu na temat Antoniego Macierewicza: Panie Macierewicz, zostaw nas pan wszystkich k…a w spokoju! W założeniu tej wypowiedzi jak twierdzi Owsiak jest sprzeciw na podsycanie klimatu nienawiści, w których to działaniach w sposób wyjątkowy aktywny jest poseł Macierewicz. Ten przejaw działania emocji jest zrozumiały myślę, że nie tylko dla mnie. Pojawia się jednak pytanie, co jeszcze poza chwilowym „opróżnieniem się” z uczucia frustracji i złości przez Jerzego Owsiaka, przyniesie jego reakcja?
Niestety nasza psychika jest tak niedoskonała, że głównie zainteresowana jest potwierdzaniem własnych racji, a nie poszukiwaniem prawdy. Są ludzie, u których ta strategia jest wyjątkowo silna. Zaprzeczenie ich przekonań wywołuje u nich reakcje podobne do tych, jakie pojawiają się w odpowiedzi na sytuację zagrożenia zdrowia i życia. To dlatego możemy obserwować tak silne reakcje emocjonalne skierowane do wszystkich tych, którzy prezentują odmienne poglądy. Bezzasadne są tu racjonalne argumenty, gdyż instynkt obronny w procesie ewolucji otrzymał pierwszeństwo w wyzwalaniu reakcji człowieka, kiedy tylko pojawi się zagrożenie (tutaj sprzeczne stanowisko).
W wyniku działania tego mechanizmu od dziś Jerzy Owsiak stał się oficjalnym wrogiem zarówno Antoniego Macierewicza, jak i jego zwolenników. Będąc osobą publiczną z dużym wpływem na opinie społeczną, został na pewno umiejscowiony na czołowym miejscu listy wrogów.
Dziś Jerzy Owsiak oficjalnie zrezygnował z prezentowania neutralnej pozycji, o którą tak dbał przez całe lata swojej działalności. W ten sposób podział w naszym społeczeństwie stał się jeszcze bardziej wyrazisty.
I tak znikają z naszego życia społecznego ludzie, którzy zachowują dystans, przynajmniej oficjalnie, do strefy podziału. Trudno chyba się temu dziwić, skoro nawet hierarchowie Kościoła od dawna już podzielili się zajmując miejsca po jednej ze stron.
Być może dzięki Jurkowi Owsiakowi wchodzimy w kolejny etap procesu budowania relacji społecznych w naszym kraju. Jak pokazuje życie, a co wynika z pierwotnych mechanizmów psychologicznych, poszukiwanie wspólnej płaszczyzny porozumienia w oparciu o argumenty nie ma już sensu. Stąd być może pozostaje jedynie wykazanie, iż podział jaki ma miejsce w naszym kraju przebiega pomiędzy zwolennikami wojny i pokoju. Konfrontacja postawy i działalności Jerzego Owsiaka i Antoniego Macierwicza bardzo czytelnie pokazuje, których z nich nastawiony jest na pokój, a który na wojnę.
Szkoda tylko, że Kościół w tak złożonej sytuacji społecznej w jakiej się znaleźliśmy nie przypomina, że prawda jest tam gdzie jest miłość, pokój, a nie tam gdzie jest złość, agresja i stan wojny.
Grupa dziennikarzy, w liście otwartym zatytułowanym „List otwarty dziennikarzy polskich do dziennikarzy polskich” pisze m.in. : My, niżej podpisani, wzywamy nasze Koleżanki i naszych Kolegów z największych mediów do zaprzestania histerycznej kampanii nienawiści skierowanej przeciwko Kościołowi w Polsce. Według autorów listu informacje, których tak dziś dużo na temat księży pedofili, to atak na Kościół. Stanowisko tej grupy jest albo przejawem ich hipokryzji, albo braku wiedzy o tym czym tak naprawdę jest Kościół.
Katechizm Kościoła Katolickiego zdefiniowany przez Jana Pawła II jako „…pewny i autentyczny punkt odniesienia w nauczaniu doktryny katolickiej”, tak opisuje pojęcie Kościoła : „W języku chrześcijańskim pojęcie Kościół oznacza zgromadzenie liturgiczne, a także wspólnotę lokalną i całą powszechną wspólnotę wierzących. Te trzy znaczenia są zresztą nierozłączne. Kościół jest ludem, który Bóg gromadzi na całym świecie.”(752)
Wystarczy zapoznać się z tą Konstytucją Kościoła Katolickiego, aby zrozumieć, że osoby duchowne nie są w jakiś szczególny sposób wyróżnione we „wspólnocie wierzących”, a co za tym idzie ich postawa nie może mieć jakiegoś szczególnego wpływu na wizerunek Kościoła.
Prawdą jest, że przez całe wieki duchowieństwo podkreślało swoją wyjątkowość. Księża jednoznacznie manifestowali swoją pozycję jaką zajmowali pomiędzy wiernymi, a Bogiem. Wielu robi to do dziś, w ten sposób zapewniając sobie pozycję bezwarunkowego autorytetu. Przy takich zależnościach jakakolwiek krytyka kierowana pod adresem księży, odczytywana jest jak atak na wiarę, Kościół i na Boga.
Czy nie najwyższy już czas, aby zweryfikować pozycję duchownych w Kościele, aby nie narażać jego prestiżu ?
Katechizm uznaje, że „Wszyscy członkowie Kościoła łącznie z pełniącymi w nim urzędy muszą uznawać się za grzeszników. We wszystkich kąkol grzechu jest zmieszany z dobrym ziarnem ewangelicznym, aż do końca wieków.” (827)
Dziś, za przywłaszczenie Kościoła przez osoby duchowne, wysoką cenę płaci sam Kościół, wierni jak również ci, którzy w wyniku takiej niewłaściwej postawy księży odwracają się od wiary. Postawa księdza pedofila, czy księdza biznesmena, wyzwala pytanie, wzbudza wątpliwości.
Kościół to zdecydowanie coś więcej niż grzeszna osoba duchowna. To zdecydowanie więcej niż dziennikarze katoliccy, niż wszyscy wierni. Ale aby to zrozumieć, trzeba poznać „wiarę Kościoła i naukę katolicką”, opisaną w Katechizmie Kościoła Katolickiego, a nie tkwić w dogmatach od wieków głoszonych przez księży grzeszników.
Gdy przestajemy radzić sobie ze sobą i z innymi w pracy i w domu, kiedy widzimy brak efektów naszych działań, lub są one niezadawalające, kiedy wyczerpały się nasze umiejętności samopomocy, zaczynamy oglądać się za kimś kto mógłby nam pomóc. Są oczywiście tacy, którzy nawet w tak trudnej sytuacji uznają, że pomogą sobie sami. Zaczynają się coraz bardziej napinać, co najczęściej nie przekłada się na poprawę jakości ich życia, a głównym efektem takiej postawy są pogarszające się ich relacje z innymi. Jak pokazuje praktyka do efektywnego rozwiązania problemów z samym sobą nie wystarczy tylko być zmotywowanym i otwartym na wsparcie z zewnątrz, niezbędna jest również umiejętność wyboru najlepszego dla nas wsparcia.
Poczucie wewnętrznego obciążenie, niemoc jaka pojawia się w chwilach kiedy przestajemy radzić sobie ze sobą, przyjmuje różny poziom. Stąd niekiedy wystarczą rozmowy z przyjacielem. Kiedy jednak poziom poczucia niemocy jest wyższy może okazać się niezbędne wsparcie ze strony coacha, a w sytuacjach wyjątkowo trudnych konieczna staje się wizyta u terapeuty. Nie mając odpowiedniego poziomu samoświadomości, trudno jest przypisać siebie do któregoś z tych trzech poziomów, tym bardziej że granica pomiędzy nimi nie jest wyznaczone przez jednoznaczne parametry. Stąd zawsze szukając dla siebie wsparcia, najlepiej zacząć od przyjaciela.
Jaką rolę pełni przyjaciel ?
Pod pojęciem przyjaciela rozumiem tu osobę, której postawa wobec nas przepełniona jest życzliwością, akceptacją, tolerancją, szacunkiem. To osoba, która dzięki swojej empatii daje nam poczucie, że nas w pełni rozumie. Postawa przyjaciela jest „tlenem psychologicznym”, którego odpowiednia dawka potrafi przywrócić równowagę i wyzwolić zagubione siły. To najprostsza, a jednocześnie najtańsza forma wsparcia. Bywa jednak, że nawet wysokie umiejętności interpersonalne przyjaciela oraz jego pozytywny stosunek do nas, to jeszcze za mało. Wówczas niezbędne jest wsparcie coacha.
Jaką rolę pełni coach ?
Nawet mając odpowiednią dawkę „tlenu psychologicznego” możemy nie dostrzegać szans, możemy nie dostrzegać szerszej perspektywy, a co za tym idzie nie potrafimy doprecyzować czego tak naprawdę chcemy, co dla nas jest ważne. Mamy co prawda poczucie, że stoimy już na twardym gruncie, ale nie wiemy w którą stronę iść. Stąd zadaniem coacha jest budowanie naszej świadomości w tym samoświadomości, co pozwoli nam dostrzec wszystko to, co dla nas jest ważne i niezbędne do budowania satysfakcji i życiowego szczęścia. Wybierając coacha powinniśmy zwrócić uwagę przede wszystkim na to, jak czujemy się w jego obecności, czy jest on źródłem „tlenu psychologicznego”. Ważne jest również jego doświadczenie w tym to, dotyczące jego osiągnięć w pracy nad samym sobą. Warto o to zapytać już w czasie pierwszej kontraktowej sesji.
Praktycznie pierwsze trzy sesje z coachem dają nam odpowiedź, czy ta forma wsparcia jest dla nas wystarczająca. Kiedy tak jest, wówczas powinniśmy mieć poczucie większego rozumienia siebie, powinniśmy dostrzegać coraz szerszą perspektywę, w której zaczynają się pojawiać nasze realne cele, zaczynamy coraz częściej „przyłapywać siebie” na tym, co w nas pozytywne. Kiedy brakuje takich symptomów, a jednocześnie czujemy praktycznie niezmieniający się poziom niemocy, wówczas potrzebny staje się terapeuta.
Jaką rolę pełni terapeuta ?
Przeciążenie spowodowane długotrwałym, nierozładowywanym stresem, mogą doprowadzić do „uszkodzeń” psychiki. Może do nich dojść również w wyniku minionych doświadczeń, o których zapomnieliśmy, a które dziś przejawiają się dolegliwymi skutkami (zjawisko to nazywane jest zespołem stresu pourazowego). „Uszkodzona” psychika uniemożliwia efektywną pracę nad budowaniem umiejętności radzenia sobie ze sobą. Rolą terapeuty jest jej rekonstrukcja. Czas trwania terapii zależy od stopnia „uszkodzenia” psychiki, jak również od przyjętej formy terapii. Ważny jest tu wybór terapeuty. Podobnie jak w każdym zawodzie, również i tu można spotkać zarówno wysokiej klasy specjalistę, a także osobę, która poza tytułem praktycznie nie posiada żadnych umiejętności. Przed decyzją o wyborze terapeuty dobrze jest zasięgnąć opinii tych, którzy korzystali już z jego usług. Zawsze jednak pierwszym i najważniejszym kryterium jest to, jak się czujemy w kontakcie z nim, czy jego postawa jest dla nas „psychologicznym tlenem”.
Wiele osób w akcie desperacji biegnie do terapeuty uznając swój stan jako w pełni kwalifikujący się do terapii. Nie mają świadomości, że być może sama rozmowa z przyjacielem przywróci im równowagę i odbuduje umiejętność radzenia sobie ze sobą i z innymi.
Mało jeszcze rozpowszechniona usługa coachingowa sprawia, że dla wielu osób jedynym miejscem wsparcia jest gabinet terapeutyczny. W obawie przed tym, aby nie być posądzonym o chorobę psychiczną nie szukają tam pomocy, pozostając w destrukcyjnym dla siebie stanie.
Nie jest dobrym pomysłem zamykanie się na zewnętrzne wsparcie, kiedy pojawia się długotrwała niemoc i poczucie obciążenia. Skutki tego mogą być wręcz dramatyczne, zarówno w sferze zawodowej, osobistej jak również dla stanu zdrowia. Warto przy tym mieć świadomość jak skuteczny może być przyjaciel. Kiedy jednak nie jest nam w stanie pomóc, warto wiedzieć, że skutecznego wsparcia może nam udzielić coach z odpowiednim doświadczeniem. Dopiero kiedy stwierdzimy brak efektów sesji coachingowych, wówczas niezbędny staje się terapeuta.
Ociąganie się z przyjęciem zewnętrznego wsparcia może doprowadzić do stanu, gdzie nie ma już mowy o odzyskaniu wewnętrznej mocy, tylko o zmniejszaniu dyskomfortu/bólu psychicznego.
Pamiętam trzydziestolatka, który po długim poszukiwaniu swojej drogi zawodowej wpadł na pomysł otworzenia własnej firmy. W szczegółach miał przemyślany proces jej uruchomienia, jak również jej późniejsze funkcjonowanie. Z ogromnym zapałem przystąpił do realizacji swojego celu. Zaciągnął kredyt, zakupił samochody, uruchomił biuro i…po pół roku splajtował. Cel jaki sobie postawił był efektem nieuświadomionych przez niego destrukcyjnych motywacji.
Ten młody człowiek nie zdawał sobie sprawy jak bardzo motywowany jest przede wszystkim udowodnieniem swojemu ojcu własnej wartości, własnych kompetencji i zaradności życiowej. Nigdy nie czuł akceptacji z jego strony, na której mu tak bardzo zależało. Stąd podjął już kolejną próbę wykazania ojcu własnej dojrzałości. Zupełnie nie był świadomy tego, co tak naprawdę nim kieruje, i dlatego cel jaki sobie wyznaczył uznawał za w pełni autonomiczny.
W mojej praktyce coachingowej mam do czynienia z osobami, które w czasie sesji opisują swoje cele, a jednocześnie dostrzegam w nich destrukcyjne motywacje, która legła u podstaw tworzenia tych celów. Niestety nie są to odosobnione przypadki.
Podstawowy błąd jaki popełniamy w tworzeniu celów wynika z braku wiedzy i świadomości procesu ich tworzenia. Cel jest myślą, która najczęściej poprzedzona jest procesem myślowym (piszę „najczęściej”, gdyż są również cele jakie pojawiają się w formie olśnienia). Niestety nie zdajemy sobie sprawy jak dużymi błędami może być obciążony ten proces. Daniel Kahneman otrzymał nawet nagrodę Nobla, za wykazania tych błędów.
Część mózgu odpowiedzialną za świadome myślenie (miejsce gdzie dokonujemy analizy i oceny) Kahneman nazywa Systemem 2, a część do której nie mamy świadomego dostępu nazywa Systemem 1. Kolejność ta wynika z tego, że System 1 powstał jako pierwszy w procesie ewolucji, a System 2 jako drugi. To w nim odbywa się świadome myślenie, w tym to, w wyniku, którego powstają nasze cele.
Kahneman w swojej książce „Pułapki myślenia” pisze: „System 1 bez przerwy generuje dla Systemu 2 rozmaite sugestie, wrażenia, przeczucia, zamiary i emocje”. W innej części swojej książki stwierdza, że „większość rzeczy, które myślisz i robisz ty, czyli System 2 – bierze początek z Systemu 1”
Ta zależność pomiędzy Systemem 2 i Systemem 1 potwierdzają liczne badania mózgu, a liczba prac naukowych na ten temat rośnie wręcz w postępie geometrycznym.
Wobec tak niezbitych dowodów wykazujących przebieg procesu myślenia, w tym stawiania sobie celów, czy nie powinniśmy poddawać pod wątpliwość te cele, co do których jesteśmy nawet bardzo pewni? System 2 młodego człowieka, którego historię opisałem wyżej, tworzył całą masę argumentów potwierdzających słuszność wybranego przez niego celu. Mając cały czas wątpliwości co do swoich kompetencji używał swojego intelektu do szczegółowego przeanalizowania i oceny szans realizacji celu. W wyniku tego procesu zawsze wychodziło mu, że powinien go realizować. To System 1 wydawał mu dyspozycje dyktując strategię myślową Systemowi 2: zrób to, a poczujesz się lepiej.
W Systemie 1 powstają motywacje, które uruchamiają proces myślenia, a co za tym idzie tworzenia celów. Wśród tych motywacji są zarówno destrukcyjne, jak również konstruktywne. To w wyniku tych drugich stawiamy sobie realne cele. Dobrze zaprogramowany System 1 sprawia, że najlepsze dla nas cele nie wymyślamy, a odkrywamy. W wyniku jego działania możemy osiągnąć stan „przepływu” (ang. flow), w którym robimy to, co powinniśmy robić, jesteśmy tam gdzie być powinniśmy, i reagujemy na świat w sposób dla nas optymalny.
Nie ma innej drogi uczenia się stawiania sobie najlepszych celów, jak identyfikacja własnego Systemu 1. Tylko dzięki temu możemy rozpoznać, a następnie wybrać motywację konstruktywną i uniknąć destrukcyjnej. W wyniku tego procesu budowania samoświadomości doskonalimy nie tylko nasze procesy myślowe (w tym tworzenie celów), ale i życie w każdym jego aspekcie.
Ujawnione treści przesłuchań ekspertów Macierewicza, potem jego reakcja, następnie stanowisko rektora Politechniki Warszawskiej i AGH, a przy tym cała masa komentarzy z różnych stron sceny politycznej, wyjątkowo mocno zaostrzyły konflikt pomiędzy stronami różnie interpretującymi przyczyny tragedii smoleńskiej. Te dwa skrajne punkty widzenia mają swoich licznych zwolenników, Zarówno z jednej jak i z drugiej strony występują naukowcy, politolodzy i komentatorzy, niekiedy z bardzo dużym doświadczeniem i inteligencją. Punktem wyjścia do rozwiązania tego sporu powinna być diagnoza przyczyn powstania tak skrajnie różnych stanowisk, a nie ich naukowa analiza.
Prof. Kleiber, prezes PAN nawołuje do debaty naukowej, która miałaby przybliżyć prawdę o tragedii smoleńskiej, a tymczasem jego współpracownik filozof, etyk prof. Zbigniew Szwarski twierdzi, że dziś nie mamy sporu o fakty, (którymi zajmuje się nauka) „lecz spór o różne modele widzenia i interpretacji rzeczywistości”(Gazety Wyborczej 23.09.2013 r.). Stąd czy nie słusznym jest, aby prof. Kleiber w pierwszej kolejności zaprosił specjalistów od zachowań ludzkich, aby przede wszystkim wyjaśnili i nagłośnili wiedzę na temat fundamentów tego sporu.
Uznane autorytety z zakresu psychologii, w sposób jednoznaczny wypowiadają się na temat przyczyn dla których ludzie z taką determinacją bronią swoich przekonań, w tym obrazu postrzeganej przez nich rzeczywistości. Wyjaśniają również co wpływa na niekiedy tak skrajnie różne postrzeganie świata:
„Wiele osób na co dzień próbuje ograniczyć swój wysiłek poznawczy, aby uczynić świat bardziej dla siebie przewidywalnym i kontrolowalnym. Zamykają się w psychicznym więzieniu o zaostrzonym rygorze, który nie pozwala im wykroczyć poza zaklęty krąg prawd, które sami znają.” (prof. Tomasz Maruszewski)
„Nie przetwarzamy informacje w sposób bezstronny, lecz zniekształcamy je tak, by pasowały do naszych wcześniej uformowanych poglądów.”
„Nie tylko mamy skłonność do potwierdzania naszych hipotez, lecz także często jesteśmy zupełnie pewni, że są one prawdziwe.”
(Elliot Aronson autorytet w zakresie psychologii społecznej, autor książki „Człowiek istota społeczna”)
„Człowiek wysoce inteligentny potrafi wymyślić dobrze skonstruowaną argumentację na poparcie praktycznie dowolnego punktu widzenia.”
(Edward De Bono, autorytet w dziedzinie kreatywnego myślenia)
Bardzo interesujące jest to, co mówią psychologowie o sposobie w jaki ludzie budują obraz rzeczywistości w której funkcjonują. Zupełnie inny świat widzi osoba z wysokim poczuciem własnej wartości i ta , która nie wierzy w swój potencjał. Jest ona najczęściej przepełniona lękiem (nazywany przez psychologów pierwotnym), który może nawet sobie nie uświadamiać. Świat widziany przez taką osobę jest pełen zagrożeń, stąd uznaje ona, że trzeba się przed nim chronić, albo walczyć. W jej zachowaniu i postawie dominuje albo ucieczka przez zagrażającym światem, albo złość, nienawiść i agresja.
Okazuje się, że w takim stanie psychiki posiadanie wroga zewnętrznego jest terapeutyczne. Rej Persaud w książce „Pozostać przy zdrowych zmysłach” pisze, że „Dla niektórych nienawiść jest wręcz jedynym sensem istnienia, a zatem jedynym co trzyma ich przy życiu.”
Powołując się na psychologów, strony sporu o prawdę smoleńską podlegają nie tylko mechanizmowi, który usztywnia ich poglądy, ale przede wszystkim różni je sposób interpretacji rzeczywistości, o czym mówi również filozof i etyk prof. Szwarski. Widząc inną rzeczywistość do tego dysponując całą masą argumentów potwierdzających własne racje, praktycznie niemożliwe jest uznanie innego punktu widzenia. Tylko podobieństwo sposobu w jaki strony interpretują rzeczywistość daje szanse na podobne widzenie tragedii smoleńskiej.
Pozostaje tylko kwestia jaki sposób postrzegania bliższy jest prawdy, co charakteryzuje człowieka, który postrzega świat taki jaki on jest, a nie taki jaki mu się wydaje, że jest ? Odpowiedź na to pytanie daje nie psychologia, a wiara katolicka, na którą powołują się niemalże wszyscy biorący udział w tym sporze. Mówi ona, że prawda jest tylko tam, gdzie jest miłość, która jednocześnie sprawia, że zanikają różnice pomiędzy ludźmi (Katechizm Kościoła Katolickiego 738). Mowa tu o miłości, która m.in. „nie unosi się pychą,…nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego.” (1 Kor 13,4-6). Dzięki niej człowiek zbliża się do Prawdy. Psychologia w pełni potwierdza fakt, że życzliwe nastawienie do świata porządkuje świadomość człowieka.
Problem w tym, że w postawie wielu uczestników sporu trudno to dostrzec.
Zastanawiające jest dlaczego w obliczu tego już narodowego sporu milczą ci, którzy w założeniu swojej misji mają przede wszystkim nawoływać do tej chrześcijańskiej miłości?
Prof. Kleiber realizując intencję zażegnania smoleńskiego sporu w pierwszej kolejności powinien zorganizować konferencję, na której głos zabiorą psychologowie i autorytety Kościoła Katolickiego, a ich wystąpienia powinny być transmitowane przez stacje telewizyjne i rozgłośnie radiowe, w tym przez telewizję Trwam i radio Maryja.
Myślimy kiedy wybieramy życiowego partnera, kiedy zastanawiamy się nad zmianą miejsca pracy, kiedy mamy kupić samochód, czy mieszkanie, kiedy stajemy przed jakimś problem, kiedy chcemy znaleźć lepsze rozwiązanie, pomysł, lub poprawić dotychczasowe działanie. Poszukując najlepszej decyzji, sięgamy do doświadczeń, zbieramy informacje i… myślimy. Okazuje się, że można nauczyć się takiego sposobu myślenia, którego efektem są decyzje dające poczucie pełnej spójności z naszymi potrzebami i oczekiwania, z naszą życiową drogą.
Punktem wyjścia do postawionej wyżej tezy jest stan „przepływu” (ang. flow) jaki może osiągnąć człowiek. Mówi o nim amerykański psycholog Mihaly Csikszentmihalyi w swojej książce „Przepływ”(wyd. Moderator 2005), na którą powołuje się coraz więcej autorów opisujących proces osobistego rozwoju.
Na podstawie licznych badań, ten uznany na świecie autorytet w dziedzinie psychologii odkrył, że są ludzie, którzy niemalże o wszystkim czego doświadczają mówią, że jest to dla nich optymalne. Stąd profesor Csikszentmihalyi ich doświadczenia nazywa optymalnymi, a stan w jakim się znajdują określa mianem „przepływu”. To, co w sposób szczególny charakteryzuje takie osoby, to poczucie spełnienia, szczęścia, wewnętrznej harmonii, a jednocześnie doznają oni spójności z otoczeniem. Cele jakie sobie stawiają są realne, a ich decyzje dają efekt optymalnego doświadczenia.
Mihaly Csikszentmihalyi we wstępie do swojej teorii twierdzi, że podstawą budowania stanu przepływu jest porządkowanie świadomości. Jednak, aby tego dokonać, trzeba najpierw ją poznać i zrozumieć: „opanować subiektywne stany umysłu można jedynie wówczas, kiedy rozumie się proces ich powstawania.”
Nasz stan umysłu określony jest przez nasze myślenie, oraz towarzyszące mu uczucia i emocje. Inaczej będzie przebiegał proces myślowy w „otoczeniu” lęku, braku wiary w siebie, nienawiści, zazdrości, a zupełnie inaczej w uporządkowanej świadomości gdzie dominuje spokój, harmonia, wiara w siebie. W efekcie tych dwóch różnych stanów umysłu, powstają różne decyzje. Opanowując subiektywne stany umysłu, porządkując w ten sposób świadomość, stwarzamy warunki dla powstania najlepszych dla nas decyzji.
Nie znam innej, skutecznej drogi dochodzenia do optymalnych doświadczeń, w tym podejmowania najlepszych decyzji jak ta metoda, o której mówi profesor: poznanie i zrozumienie procesów powstawania stanów umysłu, a następnie ich opanowanie, aż do uporządkowania świadomości. Osobiście od lat doświadczam pozytywnych efektów tej drogi, jak również obserwuję je u moich klientów.
Jak pokazuje doświadczenie, największym problemem jest identyfikacja stanów umysłu, czyli świadomość swoich myśli i uczuć. Obserwuję to podczas prowadzonych przeze mnie treningów. Opisanie tego co myślę, co czuję, to dla wielu nowe i często traumatyczne doświadczenie. Uważam, że jest to efekt poważnego błędu wychowawczego jaki przypisuję głównie szkole.
Z pełnym przekonaniem twierdzę, że można nauczyć się myślenia, którego efektem są najlepsze dla nas decyzje. Niezbędna jest jednak do tego przede wszystkim umiejętność kierowania uwagi na siebie, na swoje myśli i uczucia. Niestety większość ludzi żyje z głową wychyloną za „okno ”, zupełnie nie mając świadomości co dzieje się w ich „mieszkaniu”. Głównie na zewnątrz poszukują przyczyn swoich niepowodzeń, jak również najlepszych dla siebie rozwiązań.