Dlaczego niektórzy koncentrują się na tym co ich dzieli z innymi, a nie łączy?

Pytanie to pojawiło się u mnie w wyniku doświadczeń, jakie były moim udziałem, w relacjach z osobami, które podobnie jak ja należą do Kościoła Katolickiego. Okazało się bowiem, że mimo przynależności do tego samego Kościoła, niektóre osoby uznały, że niszczę Kościół, co oświadczyły publicznie.

W wyniku tak poważnego zarzutu  (uznaję go za poważny, gdyż przynależność do Kościoła Katolickiego jest ważna w moim życiu), dokonałem pogłębionej analizy mojej katolickiej postawy.

Nauki zawarte w Piśmie Świętym od lat są dla mnie wzorcem mojego postępowania, niemalże codziennie studiuję Biblię, tradycje i nauka Kościoła Katolickiego mocno wpisuje się w moje życie, wspieram wielu ludzi w ich życiowych rozterkach, jak również przekazuję im nauki płynące z Biblii.  Dodatkowo poddałem się ocenie osobie duchownej. Z tego pogłębionego wglądu w moje postępowanie, i z oceny jaką otrzymałem od znajomego księdza wynikło, iż nie tylko nie niszczę Kościoła, ale wręcz wzmacniam Go tym, co robię.

Jak wynikało z treści oskarżeń, ich podstawą było m.in. to, że głosowałem na Hołownię, jak również fakt, iż popierałem strajk kobiet. 

Dlaczego to, co dzieli jest ważniejsze od tego, co łączy?

Odpowiedź na to pytanie możemy tylko znaleźć  wchodząc głębiej w strukturę ludzkiej psychiki. Żadne powierzchowne analizy tego nie wyjaśnią. Jak twierdzi Erich Fromm, tylko szczegółowe badanie zachowań jednostki pozwala zrozumieć zjawiska psychospołeczne, a więc to, co zachodzi pomiędzy ludźmi i grupami społecznymi.   W pełni potwierdzają to moje doświadczenia.

Mechanizmem mającym ogromny wpływ na nasze reakcje na innych, na myślenie, przeżywane emocje, ale i na sposób postrzegania świata, nazywany jest często „mechanizmem przetrwania”, albo „mechanizmem walki lub ucieczki”. To on aktywizuje się w sytuacjach powszechnie określanych mianem stresowych, np. kiedy nagle w lesie usłyszymy trzask gałęzi, albo kiedy jesteśmy tuż przed egzaminem  prawa jazdy, ale i również wtedy, kiedy popadliśmy w kłopoty finansowe,  albo kiedy zagrożone jest nasze zdrowie i życie. Aktywność tego mechanizmu odczuwają także osoby, które  krytykowane są przez  innych, jak również te, które w relacjach z życiowym partnerem nie czują się kochane. Ogólnie rzecz biorąc mechanizm ten uaktywnia się na skutek braku poczucia bezpieczeństwa fizycznego, materialnego i relacyjnego.  

Bywa i tak, że mechanizm ten jest praktycznie nieustannie w fazie aktywności. Powodem tego mogą być  przeżyte kiedyś  traumy, lub destrukcyjna atmosfera w jakiej wychowywał się właściciel tego mechanizmu. Nie raz miałem okazję poznać dorosłe już osoby, które nie radziły sobie z nieustannie odczuwanym poczuciem braku wewnętrznej stabilności – poczucia bezpieczeństwa, co było  skutkiem trudnych przeżyć z dzieciństwa, gdzie był alkohol i przemoc. Nie potrafili odnaleźć się w obecnym życiu niszcząc siebie, a często również i bliskich.

Życie ludzi z tak aktywnym mechanizmem, przypomina ring na którym, aby przetrwać trzeba cały czas walczyć, albo się bronić. Niektóre osoba z tak aktywnym mechanizmem  szukają obiektu, któremu mogłaby przypisać przyczynę swojego stanu,  gdyż wyładowanie pojawiających się wówczas emocji, przynosi ulgę.  Takie działania są dla nich terapeutyczne. Przychodzi mi tu na myśl humorystyczny przykład, kiedy mąż po przyjściu z pracy, gdzie mocno został uaktywniony jego „mechanizm walki lub ucieczki”, otworzył lodówkę i zrobił żonie awanturę za to, że zostawiła  zapalone w niej światło.

U niektórych osób, które nie doświadczyły w swoim życiu większych traum, „mechanizm walki i ucieczki” uaktywnia się  w wieku dojrzałym, a nawet dopiero na etapie „zaawansowanej” dojrzałości. Wówczas to stają się coraz słabsze mechanizmy utrzymujące ten „mechanizm przetrwania” w ryzach. Osoba, która wcześniej była raczej spokojna, pogodna, zaczyna się „nakręcać” różnymi tematami, co przejawia się coraz silniejszym pobudzeniem emocjonalnym. Pojawia się u niej irytacja, a nawet złość, kiedy mówi o innych, albo porusza tematy z zakresu polityki. Można odnieść wrażenie, że chce tkwić w tym stanie, co przejawia się prowokowaniem rozmów na wybrany przez nią temat. Kiedy inni nie chcą wchodzić z nią „na ring” wyraźnie pobudza to jej irytację. Osoby z takim pobudzeniem co prawda prowokują do rozmowy, ale nie są zainteresowane porozumieniem, czy kompromisem, gdyż ich interesuje przede wszystkim walka. To dlatego tak ważne jest, aby cały czas mieli na podorędziu obiekt, który uzasadniałby ich pobudzenie.

W pełni rozumiem osoby, które kierują pod moim adresem oskarżenia. Pełnię dla nich ważną rolę. Mają we mnie obiekt uzasadnienie pobudzenia ich mechanizmu przetrwania, a do tego jeszcze czują się obrońcami ważnej dla nich sprawy – Kościoła. I to, jeszcze bardziej utwierdza ich w przekonaniu, że ich postawa wobec mnie jest słuszna.  Osoby te nie są zainteresowane tym, co nas łączy, gdyż ich oskarżenia kierowane pod moim adresem, są dla nich terapeutyczne.  Po prostu mają wroga, co uzasadnia ich obecność na „ringu”.  

Rola jaka została mi przypisana przez te osoby pewnie obciążałaby mnie, gdyby nie inne relacje, w których odbierany jestem jako źródło życzliwości, spokoju i wsparcia.  Nie użalam się nad sobą, gdyż znam ludzką naturę i rozumiem jej mechanizmy. Myślę jednak, jak inaczej wyglądałby świat, gdyby w relacjach międzyludzkich dominowało to, co łączy, a nie to, co dzieli. Wówczas nie walka i poszukiwanie wroga, a współpraca i wzajemne wsparcie budowałyby te relacje.

Scroll to Top