Jak mówią znawcy tematu, i co w pełni potwierdzają moje doświadczenia, dla jednych słowo „kocham cię” oznacza „potrzebuję twojej miłości”, a dla innych – „daję ci swoją miłość”. Ci potrzebujący twierdzą, że miłość jest wtedy, kiedy partner zaspokoi ich potrzebę bliskości, zrozumienia, życzliwości. Z kolei dla tych drugich prawdziwą miłością jest wspieranie partnera, uznanie za priorytet jego dobra.
Erich Fromm, jeden z najwybitniejszych i najwszechstronniejszych myślicieli XX wieku w swojej książce „O sztuce miłości” napisał: „Dla większości ludzi problem miłości tkwi przede wszystkim w tym, żeby być kochanym, a nie w tym, by kochać, by umieć kochać.”
Potrzeba miłości, a szczególnie jej zawyżony poziom, to jeden z najpoważniejszych powodów partnerskich i małżeńskich kłopotów oraz konfliktów, a także jedna z głównych przyczyn rozpadu związków. Moim zdaniem pilnie potrzebne są działania na rzecz budowania powszechnej świadomości, że czym innym jest miłość, a czym innym potrzeba miłości. Zarzut „on/ona mnie nie kocha” to bardzo często efekt chorobliwej potrzeby miłości, a nie braku miłości ze strony partnera.
Kilka lat temu napisałem e-mail do prof. Bralczyka z prośbą, aby zdefiniował, co należy rozumieć pod pojęciem „miłość”. Nie otrzymałem odpowiedzi.
Potem napisałem prośbę do „Charakterów” – miesięcznika, który wspierał mnie w poznawaniu tajemnic ludzkiej psychiki – aby rozpoczęły kampanię na rzecz ujednolicenia znaczenia słowa “miłość”. W odpowiedzi redaktor naczelny stwierdził: „Co do niejednoznaczności słowa miłość, to muszę wyznać, że wysoko sobie cenię ten brak jednoznaczności nie tylko w przypadku tego słowa.”
Byłem zaskoczony taką odpowiedzią, co wyraziłem w kolejnym e-mailu, na który naczelny „Charakterów” zareagował już bardziej stanowczo. Napisał m.in. „Po to właśnie świat jest tak bardzo niejednoznaczny, abyśmy mogli szukać, błądzić, tworzyć, znajdować, gubić! To jest życie!” A na koniec stwierdził: „Proszę mnie już nie irytować. Nic Pan nie rozumie.”
Przez myśl nigdy by mi nie przeszło, że tak bardzo moje przekonania mogą być różne od tych, jakie posiada redaktor naczelny „Charakterów”. Nie tylko moje doświadczenia, ale i wiedza, jaką zdobyłem m.in. dzięki temu miesięcznikowi, mówią o tym, że celem każdego człowieka jest miłość i szczęście. Mówili już o tym starożytni filozofowie, mówi o tym m.in. religia katolicka. Owszem, życie to poszukiwanie, błądzenie i gubienie, ale dojrzałe życie to odnalezienie jednoznacznej drogi, na której jest prawdziwa miłość i szczęście. Tak dziś rozumiem życie.
W swoich rozważaniach o miłości Fromm sugeruje, aby „zastrzec prawo do używania słowa miłość jedynie na określenie szczególnego rodzaju zjednoczenia – tego, które było doskonałą cnotą we wszystkich wielkich humanistycznych religiach i systemach filozoficznych ostatnich czterech tysięcy lat wschodniej i zachodniej historii.” W pełni się z nim zgadzam.
Mimo dotychczasowych niepowodzeń, poza działaniami, które podejmuję osobiście, zamierzam dalej szukać wsparcia w budowaniu świadomości ludzi w zakresie odróżniania prawdziwej miłości od potrzeby miłości. Źródłem motywacji dla moich działań jest obserwowanie niemalże codziennie negatywnych skutków braku tej świadomości, podczas gdy wiele osób przekonanych o swojej miłości, tak naprawdę kieruje się jej potrzebą. Wówczas zamiast życzliwości pojawiają się wzajemne oskarżenia, a zamiast wsparcia w relacjach dominują głównie oczekiwania.
A przecież wcale nie musi tak być. To dlatego z głębokim przekonaniem nadal będę o tym mówił i pisał, a także w dalszym ciągu będę szukał wsparcia w propagowaniu świadomości, czym jest prawdziwa miłość.
Okazuje się, że u niektórych ludzi, mimo tego, że pragną relacji partnerskich opartych na miłości, działa jakiś dziwny mechanizm, który nie dopuszcza do realizacji ich marzeń. Nawet wtedy, kiedy ich fizyczność można ocenić jako atrakcyjną, a ich intelektowi oraz umiejętnościom interpersonalnym trudno cokolwiek zarzucić, uaktywniają się jakieś dziwne siły sprawcze uniemożliwiające miłosną bliskość. Często mają za sobą liczne znajomości, ale według ich oceny żadna z nich nie była tą właściwą. Niekiedy nawet wieloletni wysiłek na rzecz zawarcia wymarzonej znajomości nie przynosi rezultatów, wywołując jedynie frustrację, żal i smutek.
Bohater filmu „Buntownik z wyboru”, chłopak ulicy, Will Hunting nie stronił od zawierania znajomości z kobietami. Wszedł nawet w bliskie relacje z dziewczyną mieszkającą w pobliskim akademiku. Korzystał z każdej okazji, aby z nią być. Mając wyjątkowe zdolności matematyczne pomagał jej w nauce, co jeszcze bardziej wzmacniało ich relacje. Kiedy ona wyznała mu swoją miłość i zaproponowała, aby byli już zawsze razem, on odmówił i zerwał znajomość.
Nie tak dawno jedna z moich klientek wyznała, że pojawiają się w niej dwie różne myśli i związane z nimi uczucia. Jedna uzasadniająca, że nie powinna kontynuować znajomości ze swoim chłopakiem, a druga przepełniona smutkiem i żalem, że może go stracić. To z powodu tych dwóch sprzecznych ze sobą stanów jej umysłu potrzebowała wsparcia. Poza tym, że były one dolegliwe, nie pozwalały podjąć konkretnej decyzji.
Jaki mechanizm sprawił, że Will Hunting odrzucił miłość dziewczyny, która wyraźnie robiła na nim wrażenie i z którą chętnie spędzał czas? Co u mojej klientki wywołało myśl o potrzebie rozstania z chłopakiem, mimo że jednocześnie chciała z nim być?
Współczesne badania mózgu jednoznacznie potwierdziły, że w relacjach partnerskich, kiedy pojawia się stan powszechnie nazywany miłością, aktywizują się trzy neuronalne struktury mózgu. Jedna odpowiedzialna jest za pożądanie, druga – za przywiązanie (potrzebę bliskości), a trzecia – za bezwarunkową miłość. Daniel Goleman w swojej książce „Inteligencja społeczna” twierdzi, że „każdą z nich zawiaduje odmienny zespół mózgowych związków chemicznych i hormonów.” To dlatego, kiedy jesteśmy w związku, czujemy jednocześnie pożądanie oraz potrzebę bliskości i czułości. I to one głównie wiążą nas z bliską nam osobą. Co prawda każdy wyposażony jest w trzecią neuronalną strukturę mózgu, odpowiedzialną za miłość bezwarunkową, ale w praktyce nie zawsze jest ona w pełni aktywna. Dlaczego tak się dzieje, to temat na inny artykuł. J
Poza wyżej wymienionymi strukturami aktywizującymi się w relacjach partnerskich, każdy człowiek posiada również neuronalną strukturę odpowiedzialną za reakcje na zagrożenia. To zupełnie inny układ neuronów, który jest mózgową reprezentacją mechanizmu reakcji obronnych. To on od zawsze monitorował otoczenie człowieka i poza jego świadomością oraz wolą wyzwalał odpowiednie reakcje obronne („walki” albo „ucieczki”). Dawniej mechanizm ten chronił głównie przed dzikimi bestiami. Dziś, poza śledzeniem naszego bezpieczeństwa w sferze egzystencji, koncentruje się głównie na jakości relacji z innymi. Za bezpieczne uznaje te, w których jest dużo życzliwości, zrozumienia i akceptacji, a za niebezpieczne te, w których jest krytyka, złość i agresja. W przypadku niektórych osób stanem zagrożenia jest nawet tylko brak uwagi ze strony innych.
Ogromną wadą tego mechanizmu jest to, że oceniając rzeczywistość nie „widzi” jej takiej, jaką ona jest, ale bazuje głównie na swoich minionych doświadczeniach. To one są dla niego podstawą do oceny tego, co jest dziś. Kiedy w jego pamięci jest brak życzliwości, niechęć czy złość, to jego dzisiejsza reakcja będzie podyktowana przede wszystkim tymi wspomnieniami.
Psychologowie ewolucyjni mówią jednoznacznie: mechanizm reakcji obronnych nie jest dostosowany do dzisiejszych czasów. Taka forma działania była przydatna dawniej, kiedy trzeba było zapamiętać, że akurat ta dzika bestia zagraża naszemu życiu. Żeby w przypadku jej powtórnego spotkania, już bez zastanawiania się, automatycznie, ciało było gotowe do ucieczki. To dzięki takim reakcjom oraz dzięki popędowi seksualnemu gatunek ludzki przetrwał do dziś.
Z historii bohatera „Buntownika z wyboru” wynikało, że w jego dzieciństwie nie tylko brakowało miłości, ale także doznał wiele przykrości od swoich bliskich. Jego mechanizm reakcji obronnych dobrze zapamiętał, czym grożą bliskie relacje. To dlatego, działając poza jego świadomością, wyzwolił reakcję ucieczki w odpowiedzi na miłość dziewczyny. Ponadto Will Hunting w wyniku przykrych doświadczeń posiadł umiejętność dbania o komfort tego, co czuł. Dzięki temu na tyle skutecznie wyparł ze świadomości potrzebę bliskości ze swoją dziewczyną, że mógł dalej bawić się z kolegami. Moja klientka nie posiada takich umiejętności i dlatego zamieszanie, jakie w niej powstało oraz wywołany tym dyskomfort zmusiły ją do poszukiwania wsparcia.
Na szczęście dla Willa Huntinga w czasie, kiedy zerwał z dziewczyną, był w trakcie przymusowej terapii. Dzięki terapeucie uświadomił sobie, co tak naprawdę spowodowało, że odrzucił jej uczucie. Odkrycie podstępnego działania mechanizmu reakcji obronnych wyzwoliło jego miłość z ciemności nieświadomości. Zaraz po tym, jak nastąpiło to „olśnienie”, zapakował swoje rzeczy do samochodu i pojechał do ukochanej.
To, co skrywa nasza nieświadomość, a co oddala nas od szczęścia, nie musi mieć swojego źródła w tak jednoznacznie przykrych doświadczeniach, jakie miał bohater filmu „Buntownik z wyboru”. Niekiedy wspomnienia nie wskazują na jakąś nawet najmniejszą traumę w życiu, która zaprogramowałaby mechanizm reakcji obronnych, a jednak coś jest nie tak. Nawet szczegółowa analiza biografii może nie wykazać doświadczeń, które uzasadniałyby dzisiejsze przeszkody na drodze do szczęścia, a jednak…
Pracowałem z klientem, który jednocześnie korzystał z usług biura zapoznawczego. Miał już za sobą wiele spotkań z paniami zaproponowanymi przez biuro, jednak żadna propozycja nie została sfinalizowana trwałą znajomością. W pierwszej fazie pracowaliśmy nad postawą i zachowaniem, które podniosłyby atrakcyjność mojego klienta. W czasie naszych rozmów poznawał możliwe zachowania pań, jak również sposób reakcji na nie, począwszy od pierwszego spotkania po kolejne. Kiedy jednak chciałem skierować jego uwagę na to, co być może skrywa jego nieświadomość i uniemożliwia mu nawiązanie trwałych relacji, zareagował irytacją. Dziś już nie współpracujemy.
Nieświadomość, w której działa również mechanizm reakcji obronnych, poza tym, że ma ogromny wpływ na nasze zachowanie i postawę, na nasze decyzje i wybory, niekiedy wyjątkowo mocno broni swojej przestrzeni. Wynika to z faktu, że obnażanie tego, co nieświadome, potrafi nawet bardzo boleć. To dlatego Will Hunting niemalże rzucił się z pięściami na swojego terapeutę, kiedy ten skierował jego uwagę na to, co kryje się w nieświadomości. Ja również, na twarzy mojej klientki, kiedy mówi o tym, co się z nią dzieje, widzę cierpienie.
W obliczu zjawiska opisanego wyżej trudno nie zgodzić się z Jungiem, który powiedział: „Dopóki nie uczynisz nieświadomego – świadomym, będzie ono kierowało Twoim życiem, a Ty będziesz nazywał to przeznaczeniem.”