1 listopada – wyjątkowy dzień. Jest w nim szczególny spokój i wspomnienia. Obejmują one przede wszystkim tych, którzy odeszli i pozostawili w jakiejś formie trwały ślad w naszym życiu. Pamięć o nich wywołuje również refleksje i pytania: czego im nie powiedzieliśmy, o co nie zapytaliśmy, czy nie zbyt mało ich słuchaliśmy, czy może zbyt mało daliśmy im informacji jak są dla nas ważni ? Kolejne lata przyniosą kolejne dni Wszystkich Świętych. Czy nie warto wyciągnąć wnioski z tych refleksji?
W e-mailu jaki wczoraj otrzymałem zamieszczona była odezwa organizacji Human Life International – Polska. Nigdy wcześniej nie słyszałem o tej organizacji , ale z uwagą przeczytałem jej obszerną odezwę. Jak z niej wynika wszyscy jesteśmy bardzo poważnie zagrożeni ideologią geneder. Na końcu odezwy zamieszczony był numer konta bankowego, na które mogłem wpłacić pieniądze wspierające walkę „o obronę życia”.
Według organizacji Human Life International – Polska, ideologia gender tworzy poważne zagrożenie dla rozwoju dzieci, dla życia rodzinnego, a co za tym idzie również dla życia społecznego. Jak czytam w odezwie atak na Kościół jaki dziś ma miejsce wynika z faktu, że jest on „jedynym, liczącym się zdecydowanym przeciwnikiem rewolucji genderowej. Jednak zniesławieni i pozbawieni autorytetu biskupi i kapłani stracą prawo głosu i nikt ich nie będzie słuchał. O ile w ogóle odważą się jeszcze cokolwiek powiedzieć na temat ludzkiej płciowości. Owce bez pasterzy będą bezbronne. I o to właśnie chodzi!”
W dalszej części odezwy zostałem wezwany do wspólnej obrony przed tym poważnym zagrożeniem: „Brońmy się i to szybko! Musimy się przed tym energicznie i skutecznie bronić…… Sami nie wygramy. Staramy się ukazywać to wielkie zagrożenie. Przygotowujemy spotkania dyskusyjne, konferencję w Sejmie oraz wiele wypowiedzi i publikacji, aby jak najszerzej informować społeczeństwo. Prosimy, zwróćcie uwagę na ten problem i zdecydowanie reagujcie, dopóki jest jeszcze czas.”
W podsumowaniu odezwy przeczytałem: „Serdeczne Bóg zapłać wszystkim, którzy pomagają ratować życie!” i dalej podany był numer konta bankowego.
Jestem z pokolenia kiedy dawna władza straszyła mnie imperializmem. Straszył mnie również Kościół mówiąc, że jeżeli nie będę grzeczny to pójdę do piekła. Karą straszyła mnie także szkoła, napominając w ten sposób abym był dobrym uczniem. Dziś już jestem odporny na straszenie mnie bo wiem, że ci, którzy chcieli wywołać we mnie lęk, poczucie zagrożenia, tak naprawdę sami mieli go w nadmiarze.
I tak odpisałem na e-maila organizacji Human Life International – Polska. Dodałem również, że zgodnie z nauką Kościoła, zgodnie z zapisami w jego Konstytucji, największym zagrożeniem jesteśmy my sami, nasze lęki, które „oddalają nas od Boga”. Jeżeli chcemy ratować życie, to zacznijmy od siebie. Na końcu napisałem, aby wykreślono mnie z listy adresowej.
Gdybym miał ułożyć listę organizacji, których podstawową motywacją do działania jest lęk, bez wątpienia Human Life International – Polska byłaby w czołówce zaraz obok niektórych ugrupowań politycznych. Niestety byłaby tam również znaczna części Kościoła.
Dość jednoznacznie Jerzy Owsiak wypowiedział się na wideoblogu na temat Antoniego Macierewicza: Panie Macierewicz, zostaw nas pan wszystkich k…a w spokoju! W założeniu tej wypowiedzi jak twierdzi Owsiak jest sprzeciw na podsycanie klimatu nienawiści, w których to działaniach w sposób wyjątkowy aktywny jest poseł Macierewicz. Ten przejaw działania emocji jest zrozumiały myślę, że nie tylko dla mnie. Pojawia się jednak pytanie, co jeszcze poza chwilowym „opróżnieniem się” z uczucia frustracji i złości przez Jerzego Owsiaka, przyniesie jego reakcja?
Niestety nasza psychika jest tak niedoskonała, że głównie zainteresowana jest potwierdzaniem własnych racji, a nie poszukiwaniem prawdy. Są ludzie, u których ta strategia jest wyjątkowo silna. Zaprzeczenie ich przekonań wywołuje u nich reakcje podobne do tych, jakie pojawiają się w odpowiedzi na sytuację zagrożenia zdrowia i życia. To dlatego możemy obserwować tak silne reakcje emocjonalne skierowane do wszystkich tych, którzy prezentują odmienne poglądy. Bezzasadne są tu racjonalne argumenty, gdyż instynkt obronny w procesie ewolucji otrzymał pierwszeństwo w wyzwalaniu reakcji człowieka, kiedy tylko pojawi się zagrożenie (tutaj sprzeczne stanowisko).
W wyniku działania tego mechanizmu od dziś Jerzy Owsiak stał się oficjalnym wrogiem zarówno Antoniego Macierewicza, jak i jego zwolenników. Będąc osobą publiczną z dużym wpływem na opinie społeczną, został na pewno umiejscowiony na czołowym miejscu listy wrogów.
Dziś Jerzy Owsiak oficjalnie zrezygnował z prezentowania neutralnej pozycji, o którą tak dbał przez całe lata swojej działalności. W ten sposób podział w naszym społeczeństwie stał się jeszcze bardziej wyrazisty.
I tak znikają z naszego życia społecznego ludzie, którzy zachowują dystans, przynajmniej oficjalnie, do strefy podziału. Trudno chyba się temu dziwić, skoro nawet hierarchowie Kościoła od dawna już podzielili się zajmując miejsca po jednej ze stron.
Być może dzięki Jurkowi Owsiakowi wchodzimy w kolejny etap procesu budowania relacji społecznych w naszym kraju. Jak pokazuje życie, a co wynika z pierwotnych mechanizmów psychologicznych, poszukiwanie wspólnej płaszczyzny porozumienia w oparciu o argumenty nie ma już sensu. Stąd być może pozostaje jedynie wykazanie, iż podział jaki ma miejsce w naszym kraju przebiega pomiędzy zwolennikami wojny i pokoju. Konfrontacja postawy i działalności Jerzego Owsiaka i Antoniego Macierwicza bardzo czytelnie pokazuje, których z nich nastawiony jest na pokój, a który na wojnę.
Szkoda tylko, że Kościół w tak złożonej sytuacji społecznej w jakiej się znaleźliśmy nie przypomina, że prawda jest tam gdzie jest miłość, pokój, a nie tam gdzie jest złość, agresja i stan wojny.
Grupa dziennikarzy, w liście otwartym zatytułowanym „List otwarty dziennikarzy polskich do dziennikarzy polskich” pisze m.in. : My, niżej podpisani, wzywamy nasze Koleżanki i naszych Kolegów z największych mediów do zaprzestania histerycznej kampanii nienawiści skierowanej przeciwko Kościołowi w Polsce. Według autorów listu informacje, których tak dziś dużo na temat księży pedofili, to atak na Kościół. Stanowisko tej grupy jest albo przejawem ich hipokryzji, albo braku wiedzy o tym czym tak naprawdę jest Kościół.
Katechizm Kościoła Katolickiego zdefiniowany przez Jana Pawła II jako „…pewny i autentyczny punkt odniesienia w nauczaniu doktryny katolickiej”, tak opisuje pojęcie Kościoła : „W języku chrześcijańskim pojęcie Kościół oznacza zgromadzenie liturgiczne, a także wspólnotę lokalną i całą powszechną wspólnotę wierzących. Te trzy znaczenia są zresztą nierozłączne. Kościół jest ludem, który Bóg gromadzi na całym świecie.”(752)
Wystarczy zapoznać się z tą Konstytucją Kościoła Katolickiego, aby zrozumieć, że osoby duchowne nie są w jakiś szczególny sposób wyróżnione we „wspólnocie wierzących”, a co za tym idzie ich postawa nie może mieć jakiegoś szczególnego wpływu na wizerunek Kościoła.
Prawdą jest, że przez całe wieki duchowieństwo podkreślało swoją wyjątkowość. Księża jednoznacznie manifestowali swoją pozycję jaką zajmowali pomiędzy wiernymi, a Bogiem. Wielu robi to do dziś, w ten sposób zapewniając sobie pozycję bezwarunkowego autorytetu. Przy takich zależnościach jakakolwiek krytyka kierowana pod adresem księży, odczytywana jest jak atak na wiarę, Kościół i na Boga.
Czy nie najwyższy już czas, aby zweryfikować pozycję duchownych w Kościele, aby nie narażać jego prestiżu ?
Katechizm uznaje, że „Wszyscy członkowie Kościoła łącznie z pełniącymi w nim urzędy muszą uznawać się za grzeszników. We wszystkich kąkol grzechu jest zmieszany z dobrym ziarnem ewangelicznym, aż do końca wieków.” (827)
Dziś, za przywłaszczenie Kościoła przez osoby duchowne, wysoką cenę płaci sam Kościół, wierni jak również ci, którzy w wyniku takiej niewłaściwej postawy księży odwracają się od wiary. Postawa księdza pedofila, czy księdza biznesmena, wyzwala pytanie, wzbudza wątpliwości.
Kościół to zdecydowanie coś więcej niż grzeszna osoba duchowna. To zdecydowanie więcej niż dziennikarze katoliccy, niż wszyscy wierni. Ale aby to zrozumieć, trzeba poznać „wiarę Kościoła i naukę katolicką”, opisaną w Katechizmie Kościoła Katolickiego, a nie tkwić w dogmatach od wieków głoszonych przez księży grzeszników.
Gdy przestajemy radzić sobie ze sobą i z innymi w pracy i w domu, kiedy widzimy brak efektów naszych działań, lub są one niezadawalające, kiedy wyczerpały się nasze umiejętności samopomocy, zaczynamy oglądać się za kimś kto mógłby nam pomóc. Są oczywiście tacy, którzy nawet w tak trudnej sytuacji uznają, że pomogą sobie sami. Zaczynają się coraz bardziej napinać, co najczęściej nie przekłada się na poprawę jakości ich życia, a głównym efektem takiej postawy są pogarszające się ich relacje z innymi. Jak pokazuje praktyka do efektywnego rozwiązania problemów z samym sobą nie wystarczy tylko być zmotywowanym i otwartym na wsparcie z zewnątrz, niezbędna jest również umiejętność wyboru najlepszego dla nas wsparcia.
Poczucie wewnętrznego obciążenie, niemoc jaka pojawia się w chwilach kiedy przestajemy radzić sobie ze sobą, przyjmuje różny poziom. Stąd niekiedy wystarczą rozmowy z przyjacielem. Kiedy jednak poziom poczucia niemocy jest wyższy może okazać się niezbędne wsparcie ze strony coacha, a w sytuacjach wyjątkowo trudnych konieczna staje się wizyta u terapeuty. Nie mając odpowiedniego poziomu samoświadomości, trudno jest przypisać siebie do któregoś z tych trzech poziomów, tym bardziej że granica pomiędzy nimi nie jest wyznaczone przez jednoznaczne parametry. Stąd zawsze szukając dla siebie wsparcia, najlepiej zacząć od przyjaciela.
Jaką rolę pełni przyjaciel ?
Pod pojęciem przyjaciela rozumiem tu osobę, której postawa wobec nas przepełniona jest życzliwością, akceptacją, tolerancją, szacunkiem. To osoba, która dzięki swojej empatii daje nam poczucie, że nas w pełni rozumie. Postawa przyjaciela jest „tlenem psychologicznym”, którego odpowiednia dawka potrafi przywrócić równowagę i wyzwolić zagubione siły. To najprostsza, a jednocześnie najtańsza forma wsparcia. Bywa jednak, że nawet wysokie umiejętności interpersonalne przyjaciela oraz jego pozytywny stosunek do nas, to jeszcze za mało. Wówczas niezbędne jest wsparcie coacha.
Jaką rolę pełni coach ?
Nawet mając odpowiednią dawkę „tlenu psychologicznego” możemy nie dostrzegać szans, możemy nie dostrzegać szerszej perspektywy, a co za tym idzie nie potrafimy doprecyzować czego tak naprawdę chcemy, co dla nas jest ważne. Mamy co prawda poczucie, że stoimy już na twardym gruncie, ale nie wiemy w którą stronę iść. Stąd zadaniem coacha jest budowanie naszej świadomości w tym samoświadomości, co pozwoli nam dostrzec wszystko to, co dla nas jest ważne i niezbędne do budowania satysfakcji i życiowego szczęścia. Wybierając coacha powinniśmy zwrócić uwagę przede wszystkim na to, jak czujemy się w jego obecności, czy jest on źródłem „tlenu psychologicznego”. Ważne jest również jego doświadczenie w tym to, dotyczące jego osiągnięć w pracy nad samym sobą. Warto o to zapytać już w czasie pierwszej kontraktowej sesji.
Praktycznie pierwsze trzy sesje z coachem dają nam odpowiedź, czy ta forma wsparcia jest dla nas wystarczająca. Kiedy tak jest, wówczas powinniśmy mieć poczucie większego rozumienia siebie, powinniśmy dostrzegać coraz szerszą perspektywę, w której zaczynają się pojawiać nasze realne cele, zaczynamy coraz częściej „przyłapywać siebie” na tym, co w nas pozytywne. Kiedy brakuje takich symptomów, a jednocześnie czujemy praktycznie niezmieniający się poziom niemocy, wówczas potrzebny staje się terapeuta.
Jaką rolę pełni terapeuta ?
Przeciążenie spowodowane długotrwałym, nierozładowywanym stresem, mogą doprowadzić do „uszkodzeń” psychiki. Może do nich dojść również w wyniku minionych doświadczeń, o których zapomnieliśmy, a które dziś przejawiają się dolegliwymi skutkami (zjawisko to nazywane jest zespołem stresu pourazowego). „Uszkodzona” psychika uniemożliwia efektywną pracę nad budowaniem umiejętności radzenia sobie ze sobą. Rolą terapeuty jest jej rekonstrukcja. Czas trwania terapii zależy od stopnia „uszkodzenia” psychiki, jak również od przyjętej formy terapii. Ważny jest tu wybór terapeuty. Podobnie jak w każdym zawodzie, również i tu można spotkać zarówno wysokiej klasy specjalistę, a także osobę, która poza tytułem praktycznie nie posiada żadnych umiejętności. Przed decyzją o wyborze terapeuty dobrze jest zasięgnąć opinii tych, którzy korzystali już z jego usług. Zawsze jednak pierwszym i najważniejszym kryterium jest to, jak się czujemy w kontakcie z nim, czy jego postawa jest dla nas „psychologicznym tlenem”.
Wiele osób w akcie desperacji biegnie do terapeuty uznając swój stan jako w pełni kwalifikujący się do terapii. Nie mają świadomości, że być może sama rozmowa z przyjacielem przywróci im równowagę i odbuduje umiejętność radzenia sobie ze sobą i z innymi.
Mało jeszcze rozpowszechniona usługa coachingowa sprawia, że dla wielu osób jedynym miejscem wsparcia jest gabinet terapeutyczny. W obawie przed tym, aby nie być posądzonym o chorobę psychiczną nie szukają tam pomocy, pozostając w destrukcyjnym dla siebie stanie.
Nie jest dobrym pomysłem zamykanie się na zewnętrzne wsparcie, kiedy pojawia się długotrwała niemoc i poczucie obciążenia. Skutki tego mogą być wręcz dramatyczne, zarówno w sferze zawodowej, osobistej jak również dla stanu zdrowia. Warto przy tym mieć świadomość jak skuteczny może być przyjaciel. Kiedy jednak nie jest nam w stanie pomóc, warto wiedzieć, że skutecznego wsparcia może nam udzielić coach z odpowiednim doświadczeniem. Dopiero kiedy stwierdzimy brak efektów sesji coachingowych, wówczas niezbędny staje się terapeuta.
Ociąganie się z przyjęciem zewnętrznego wsparcia może doprowadzić do stanu, gdzie nie ma już mowy o odzyskaniu wewnętrznej mocy, tylko o zmniejszaniu dyskomfortu/bólu psychicznego.
Pamiętam trzydziestolatka, który po długim poszukiwaniu swojej drogi zawodowej wpadł na pomysł otworzenia własnej firmy. W szczegółach miał przemyślany proces jej uruchomienia, jak również jej późniejsze funkcjonowanie. Z ogromnym zapałem przystąpił do realizacji swojego celu. Zaciągnął kredyt, zakupił samochody, uruchomił biuro i…po pół roku splajtował. Cel jaki sobie postawił był efektem nieuświadomionych przez niego destrukcyjnych motywacji.
Ten młody człowiek nie zdawał sobie sprawy jak bardzo motywowany jest przede wszystkim udowodnieniem swojemu ojcu własnej wartości, własnych kompetencji i zaradności życiowej. Nigdy nie czuł akceptacji z jego strony, na której mu tak bardzo zależało. Stąd podjął już kolejną próbę wykazania ojcu własnej dojrzałości. Zupełnie nie był świadomy tego, co tak naprawdę nim kieruje, i dlatego cel jaki sobie wyznaczył uznawał za w pełni autonomiczny.
W mojej praktyce coachingowej mam do czynienia z osobami, które w czasie sesji opisują swoje cele, a jednocześnie dostrzegam w nich destrukcyjne motywacje, która legła u podstaw tworzenia tych celów. Niestety nie są to odosobnione przypadki.
Podstawowy błąd jaki popełniamy w tworzeniu celów wynika z braku wiedzy i świadomości procesu ich tworzenia. Cel jest myślą, która najczęściej poprzedzona jest procesem myślowym (piszę „najczęściej”, gdyż są również cele jakie pojawiają się w formie olśnienia). Niestety nie zdajemy sobie sprawy jak dużymi błędami może być obciążony ten proces. Daniel Kahneman otrzymał nawet nagrodę Nobla, za wykazania tych błędów.
Część mózgu odpowiedzialną za świadome myślenie (miejsce gdzie dokonujemy analizy i oceny) Kahneman nazywa Systemem 2, a część do której nie mamy świadomego dostępu nazywa Systemem 1. Kolejność ta wynika z tego, że System 1 powstał jako pierwszy w procesie ewolucji, a System 2 jako drugi. To w nim odbywa się świadome myślenie, w tym to, w wyniku, którego powstają nasze cele.
Kahneman w swojej książce „Pułapki myślenia” pisze: „System 1 bez przerwy generuje dla Systemu 2 rozmaite sugestie, wrażenia, przeczucia, zamiary i emocje”. W innej części swojej książki stwierdza, że „większość rzeczy, które myślisz i robisz ty, czyli System 2 – bierze początek z Systemu 1”
Ta zależność pomiędzy Systemem 2 i Systemem 1 potwierdzają liczne badania mózgu, a liczba prac naukowych na ten temat rośnie wręcz w postępie geometrycznym.
Wobec tak niezbitych dowodów wykazujących przebieg procesu myślenia, w tym stawiania sobie celów, czy nie powinniśmy poddawać pod wątpliwość te cele, co do których jesteśmy nawet bardzo pewni? System 2 młodego człowieka, którego historię opisałem wyżej, tworzył całą masę argumentów potwierdzających słuszność wybranego przez niego celu. Mając cały czas wątpliwości co do swoich kompetencji używał swojego intelektu do szczegółowego przeanalizowania i oceny szans realizacji celu. W wyniku tego procesu zawsze wychodziło mu, że powinien go realizować. To System 1 wydawał mu dyspozycje dyktując strategię myślową Systemowi 2: zrób to, a poczujesz się lepiej.
W Systemie 1 powstają motywacje, które uruchamiają proces myślenia, a co za tym idzie tworzenia celów. Wśród tych motywacji są zarówno destrukcyjne, jak również konstruktywne. To w wyniku tych drugich stawiamy sobie realne cele. Dobrze zaprogramowany System 1 sprawia, że najlepsze dla nas cele nie wymyślamy, a odkrywamy. W wyniku jego działania możemy osiągnąć stan „przepływu” (ang. flow), w którym robimy to, co powinniśmy robić, jesteśmy tam gdzie być powinniśmy, i reagujemy na świat w sposób dla nas optymalny.
Nie ma innej drogi uczenia się stawiania sobie najlepszych celów, jak identyfikacja własnego Systemu 1. Tylko dzięki temu możemy rozpoznać, a następnie wybrać motywację konstruktywną i uniknąć destrukcyjnej. W wyniku tego procesu budowania samoświadomości doskonalimy nie tylko nasze procesy myślowe (w tym tworzenie celów), ale i życie w każdym jego aspekcie.