18 września b.r. sąd rozstrzygnie, czy 5 – letni Maciek zostanie odebrany dziadkom. Powód – Maciek jak na swój wiek jest zbyt otyły. To kuratorka w Środzie Śląskiej w trosce o chłopca złożyła wniosek do sądu. Być może jest to słuszne, gdyż podobno dziadkowie przekarmiają Maćka, co może negatywnie odbić się na jego zdrowiu. Jeżeli u podstaw takiej reakcji leży troska o dziecko, to czy kierując się taką samą motywacją nie powinno odbierać się dzieci opiekunom, którzy nie dają swoim podopiecznym miłości ? Konsekwencje braku tego uczucia później, w życiu dorosłym, przynoszą niekiedy bardzo negatywne skutki. Dotykają one praktycznie wszystkich sfer życia. Otyłość dotyka głównie zdrowia fizycznego.
Jeszcze do lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku wielu psychologów uznawało, że u podłoża przywiązania dziecka do matki leży fakt, że zaspokaja ona takie potrzeby dziecka jak głód, pragnienie, unikanie bólu czy poczucie bezpieczeństwa. Amerykański psycholog Harry Harlow w serii przełomowych eksperymentów pokazał, że potrzeba miłości może być tak samo pierwotna jak głód, czy pragnienie. Z kolei Nathaniel Branden odkrył jej fundamentalny wpływ na poczucie własnej wartości. Stwierdził, że „Jeśli ta potrzeba nie zostaje zaspokojona, człowiek cierpi, a jego rozwój zostaje zahamowany.”
Wielokrotnie miałem okazję przekonać się o tym. Prowadząc wywiady z moimi klientami, kiedy konfrontowałem jakość ich życia, z warunkami w jakich się wychowywali, w pełni potwierdzała się ta zależność. Brak miłości w dzieciństwie, w życiu dorosłym skutkuje brakiem harmonii pomiędzy życiem zawodowym i rodzinnym. Zawsze pojawia się mniej lub bardziej uświadomiony brak wiary w siebie, silna potrzeba akceptacji i uznania. Ludzie tacy albo niemalże żebrzą o miłość innych, albo poświęcają swoje życie jednemu celowi – udowodnić światu jak bardzo są O.K. Kiedy natomiast otrzymają w dzieciństwie odpowiednią porcję miłości, emanuje z nich wiara w siebie.W życiu zawodowym potrafią być wyjątkowo skuteczni. Wobec innych są tolerancyjni i traktują ich z szacunkiem, co sprawia, że są atrakcyjnymi partnerami, dobrymi szefami i współpracownikami. Jeżeli mówimy o budowaniu dojrzałego społeczeństwa, to powinno ono być oparte właśnie na takich ludziach.
To przede wszystkim w dzieciństwie człowiek otrzymujemy swój podstawowy program, który potem decyduje o jego całym życie. Późniejsza jego weryfikacja jest bardzo trudna i wymaga wiele wysiłku. Z tego właśnie powodu celem nadrzędnym wychowawców, nauczycieli i kuratorów powinno być tworzenie klimatu w jakim dorastają dzieci, opartego na wzajemnej życzliwości, szacunku i tolerancji. Bez wątpienia zdrowie fizyczne dziecka jest ważne, w tym zachowanie odpowiedniej wagi jego ciała. Jednak troska o to, powinna być traktowana co najwyżej jako równorzędny obowiązek wobec dzieci.
Jestem bardzo ciekaw czy tak daleko posunięta wrażliwość pani kurator ze Środy Śląskiej, obejmuje również dzieci, które nie znają smaku miłości ?
Mówiąc o życiowej energii mam tu na myśli to, co uruchamia nasz cały potencjał, wywołuje wiarę w siebie, przekonanie że bez problemu poradzimy sobie z wyzwaniami jakie niesie życie, a w świadomości wyzwala uczucie szczęścia, które staje się dominującym uczuciem. Życiowa energia ma swoje dwa źródła: zewnętrzne i wewnętrzne, umiejscowione w człowieku.
Na użytek niniejszego artykułu powiedzmy, że miała na imię Beata. Była moją coachingową klientką. Kiedy na kolejnej sesji opisywała mi swoją przyszłość, były w niej konkretne osiągnięcia zawodowe, udane życie rodzinne. Jednocześnie obraz ten obarczony był jednym warunkiem, bez którego według niej niemożliwe jest zrealizowanie tych celów: muszę spotkać faceta, który będzie mnie naprawdę kochał.
Wielokrotnie zdarza mi się widzieć ludzi, których pełny potencjał w postaci ich wiedzy, doświadczeń i talentów uruchamia się dopiero w chwili kiedy poczują akceptacje, uznanie, kiedy poczują się docenieni. Pamiętam pracowników mojej firmy jak uruchamiała się w nich inicjatywa i zaangażowanie, kiedy tylko wyrażałem uznanie za ich pracę. Miałem poczucie jak gdybym to ja był dla nich dystrybutorem ich życiowej energii.
Również osobiście miałem okazję poznać stan przypływu energii, kiedy inni wyrażali uznanie dla moich osiągnięć, kiedy słyszałem, że jestem kochany. Jednocześnie poznałem reakcję mojego organizmu oraz uczucia i myśli jakie pojawiały się w mojej świadomości w chwili, kiedy ktoś mnie skrytykował. Zdarzało się, że wówczas miałem poczucie jak gdyby uchodziła ze mnie cała życiowa energia.
To zaprojektowane przez ewolucję zewnętrzne źródło życiowe energii w swoim założeniu ma służyć integracji z innymi. To inni mają uruchamiać pozytywne uczucia i wyzwalać cały potencjał człowieka, dzięki czemu pojawia się motywacja do obcowania z nimi. W ten sposób powstają związki i grupy społeczne. Problem i to niekiedy bardzo poważny zaczyna się wtedy, kiedy inni są jedynym źródłem energii życiowej człowieka. Jego satysfakcja, poczucie szczęścia, a nawet poczucie sensu życia, jest w rękach bliskich, przyjaciół, znajomych, współpracowników, przełożonych, podwładnych. Brak z ich strony akceptacji, uznania, czy docenienia, wywołuje dyskomfort, a krytyka nawet ból i cierpienie.
W procesie ewolucji jako antidotum na ten często bolesny stan, ukształtowała się silnie demonstrowana postawa niezależności. Człowiek z taką postawą co prawda demonstruje swoją autonomię, ale w jego nieświadomości cały czas pozostają czynne mechanizmy zależności. Stąd im mniej doznaje akceptacji ze strony innych, tym silniej demonstruje nie tylko swoją niezależność, ale i wyższość. Tacy ludzie podejmują wszelkie działania, aby pokazać, że są lepsi, mają więcej, i że są ważniejsi. Kiedy im to nie wychodzi pojawia się u nich niechęć, złość, a nawet agresja wobec tych, którzy nie dostarczają tak potrzebnej im życiowej energii. Postawa jaką wówczas przyjmują nazywana jest psychoterroryzmem, albo mobbingiem.
Poza zewnętrznym źródłem życiowej energii jest również wewnętrzne. Daje ono poczucie prawdziwej autonomii, niezależności od innych. Uruchamia cały potencjał człowieka, wpływając na jego skuteczność działania. Według psychologów autonomia przenosi życie człowieka na wyższy poziom. Profesor Mihaly Csikszentmihalyi (autor książki „Przepływ”) mówi, że wyzwala ona „działanie będące celem dla siebie, czyli wykonywanie nie z myślą o nagrodzie, ale dlatego, że samo jego wykonywanie jest nagrodą”. O wewnętrznym źródle życiowej energii mówią filozofowie. Marek Aureliusz twierdził, że „W twoim wnętrzu jest źródło, które nigdy nie wyschnie, jeśli potrafisz je odszukać.” Mówi również o nim Kościół Katolicki: „otrzymaliśmy…moc Ducha Świętego”, „Duch mieszka w każdym z nas” (Katechizm Kościoła Katolickiego). Dla człowieka korzystającego głównie z wewnętrznego źródła energii relacje z innymi nie są miejscem rywalizacji, ani zabiegania o ich względy.
W praktyce bardzo trudno jest „przełączyć się” tylko na wewnętrzne źródło zasilania w życiową energię. Powinno się raczej mówić, o „zdrowych” proporcjach korzystania z dwóch źródeł. Kiedy w szczegółach opisałem je pani Beacie, kiedy uświadomiła sobie, że jej źródło życiowej energii umiejscowione jest głównie na zewnątrz, powoli, ale z wyraźnymi pozytywnymi efektami, zaczęła budować „zdrowe” dla siebie proporcje. Jej wizja przyszłość stała się bardziej autonomiczna, co nie pozostało bez wpływu na jej atrakcyjność jako partnerki. Wyraźnie zanikała w niej postawa „bluszcza”, która działała odstraszająco na jej wcześniejszych partnerów.
A w jakich proporcjach Ty korzystasz ze źródeł życiowej energii ?
Postawa każdego kapłana mieści się na skali pomiędzy księdzem-rzemieślnikiem, a duchowym przewodniki
Ocena księży z jaką spotykam się dotychczas jest bardzo powierzchowna i nie oddająca istoty jego posługi. Ocena : dobry lub zły kapłan, kapłan któremu głównie zależy na pieniądzach, lub kapłan oddany swoim wiernym i.t.p. nic nie mówi o jego poziomie świadomości duchowej. To ona powinna być najistotniejsza w ocenie jego skuteczności duszpasterskiej. Poziom tej świadomości sprawia, że mamy do czynienia z księdzem, którego postawa bliższa jest postawie przypominającej rzemieślnika, lub księdza – duchowego przewodnika. To zupełnie dwie różne postawy jednocześnie każda z nich występuje w szerokiej skali.
Pamiętam jak wiele lat temu w ramach poszukiwania drogi rozwoju osobistego trafiłem do klasztoru zakonu franciszkanów. W wielogodzinnych, codziennych rozmowach z jednym z ojców franciszkanów budowała się moja duchowa świadomość. Odkrywałem i poznawałem to, co jest ważne nie tylko dla mnie jako chrześcijanina, ale w ogóle w życiu. Nie mówiliśmy ani o niebie, ani o piekle. Ojciec franciszkanin nie przepytywał mnie z dekalogu, nie oceniał przez pryzmat tego jak często się modlę, i czy w każdą niedzielę uczestniczę w mszy św. Nie straszył mnie karą boską, tylko mówił o tym, że pokonując swoje słabości, wyrzekając się swojego ego, będę czuł coraz większą moc w sobie. Mówił, że każdy człowiek ma ją w sobie. Zapewniał mnie, że dzięki tej mocy mogę nie tylko pokonać życiowe trudności i problemy, ale również moje życie będzie przepełnione coraz większym szczęściem i poczuciem spełnienia.
Potrzebowałem trochę czasu i wiedzy, aby zrozumieć, że spotkałem na swojej drodze duchowego przewodnika. Od spotkania z franciszkaninem minęło 12 lat, a ja ciągle odnajduję potwierdzenie jego słów nie tylko w Katechizmie Kościoła Katolickiego i w Biblii, ale również w psychologii. Ma to bezpośrednie przełożenie na moje życie zarówno w sferze relacji z innymi, jak również w rozwiązywaniu życiowych problemów.
Psychologia mówi o potrzebie budowania autonomii – niezależności psychicznej od świata zewnętrznego, opartej na poczuciu własnej wartości, a Katechizm mówi o mocy, która płynie z Ducha Świętego, „który mieszka we wszystkich”. Trudno mi to udowodnić, ale uważam, że dzięki wierze, że ona jest we mnie, dzięki sięganiu po nią, poradziłem sobie z rakiem (2005). Proces ten pozwala mi również osiągać bardzo pozytywne efekty w budowaniu mojej autonomii.
Zdarza mi się uczestniczyć w mszach świętych gdzie pojawiają się doznania jakie dane mi było poznać dwanaście lat temu w czasie spotkań z franciszkaninem. Jest w nich wyraźnie odczuwany przypływ siły, wiary, i poczucia bezpieczeństwa.
Są również i takie msze święte, których przebieg dokładnie jest taki sam, ale doznania zupełnie inne. To kapłani swoją postawą, a przede wszystkim kazaniem sprawiają, że nie ma w nich duchowej głębi. Bywa niestety również i tak, że w słowach płynących z ołtarza słychać złość, krytykanctwo, a niekiedy lęk przed różnego rodzaju zagrożeniami. Konfrontacja takiej postawy ze słowami zapisanymi w Katechizmie Kościoła Katolickiego „każdy chrześcijański akt cnoty nie ma innego źródła niż miłość ani innego celu niż miłość”, wyzwala jednoznaczną ocenę takiego kapłana. Jego postawa jest w sprzeczności z Katechizmem, który Jan Paweł II nazwał Konstytucją Kościoła Katolickiego.
Celem każdego chrześcijanina powinno być zbawienie, a drogę do niego wyznacza Jezus Chrystus. Jednak jak czytamy w Katechizmie „Aby pozostawać w jedności z Chrystusem, trzeba najpierw zostać poruszonym przez Ducha Świętego.” Pozostaje tylko pytanie, co stanowi o tym, że jesteśmy poruszeni przez Ducha Świętego, dzięki któremu pozostaniemy w jedności z Chrystusem, co z kolei będzie prowadziło nas do zbawienia. Katechizm powołując się na Biblię (Ga 5,22-23)opisuje owoc Ducha, którym jest: „miłość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie”. To te postawy sprawiają, że pozostajemy w jedności z Chrystusem. To nie złość czy lęk, tylko owoce Ducha przybliżają do zbawienia każdego katolika. Ponadto tylko dzięki nim możliwa jest realizacja biblijnego nakazu „czyńcie sobie ziemię poddaną”(Rdz.1-28). Co prawda w innym kontekście, ale postawy te zaleca również psychologia, jako najbardziej „zdrowe” i korzystne dla człowieka.
Podobnie jak oceniamy kompetencje tych, z których usług korzystamy (np.lekarze, czy prawnicy) widzę również potrzebę oceny kompetencji kapłanów. Jest to o tyle ważne, że zapotrzebowanie na prawdziwych, a nie tych zdeklarowanych duchowych przewodników jest coraz większe. Rozpowszechniający się lęk, brak wiary we własne możliwości, dokonuje coraz większego spustoszenia zarówno wśród młodych, jak i osób starszych. Niestety wielu wiernych, widząc „rzemieślnika” generalizuje swoją ocenę Kościoła i przestaje poszukiwać w nim duchowego wsparcia. Traci na tym nie tylko Kościół Katolicki, ale i często sam wierny.
Dziwi mnie postawa hierarchów kościelnych, którzy nie dostrzegają w Katechizmie Kościoła Katolickiego treści tak bardzo potrzebnych każdemu człowiekowi. Treści, które wpisują się w tak dziś ważną potrzebę pracy nad samym sobą. Koncentrują się głównie na zewnętrznych atrybutach wiary, a nie na tym co jest jej esencją. Być może dzieje się tak dlatego, że większość z nich to osoby „zewnętrzne”, o których można również przeczytać w Katechizmie Kościoła Katolickiego, i które są głównie kapłanami – rzemieślnikami.
Młody człowiek, Oskar W. wbiega na scenę trzymając w ręku napis „TVN kłamie” i z pięściami rzuca się na redaktora Miecugowa podczas programu Szkło Kontaktowe , które było prowadzone na Woodstock 2013. Wszystko to dzieje się na oczach licznie zgromadzonej widowni i milionów telewidzów. Krytykować potępiać, karać, jednak czy to zmieni postawę Oskara W. i jemu podobnych ? Czy nie najwyższy czas, aby poszukiwać bardziej skutecznych metod przeciwdziałania takim zachowaniom ?
Najczęściej stosowaną dziś metodą wykazywania innym ich niewłaściwego zachowania jest krytyka, a sposobem na zmianę przekonań „rozmowa na argumenty”. Życie pokazuje jak często jest to mało skuteczne. Rozmowa z Oskarem W., na temat jego przekonań, próba wykazania mu jego błędnego myślenia, które legło u podstaw jego zachowania po prostu nie ma sensu. On na prwadę widzi redaktora Miecugowa jako człowieka, który działa na szkodę Polski. Wymienia również nazwiska innych znanych postaci, które również zasługują na potępienie. Świat w jakim funkcjonuje Oskar W. wygląda właśnie tak i wymusza na nim takie, a nie inne reakcje. Każdy kto znalazłby się w jego świecie najprawdopodobniej myślałby dokładnie tak samo, a przynajmniej podobnie.
Nasze postrzeganie świata, a co za tym idzie nasze reakcje na to, co się w nim dzieje, nasze decyzje i wybory wyznacza obszar świadomości w jakim funkcjonujemy. I tak dla przykładu jego ramy będą zupełnie inne kiedy będę głodny, a zupełnie inne kiedy będę najedzony. Głód sprawia, że moja uwaga poza udziałem mojej woli, koncentruje się głównie na poszukiwaniu jedzenia. Niemożliwe jest abym w takiej chwili myślał o czym innym. Co prawda nie zostałem pozbawiony mojego intelektu, mam w dalszym ciągu sprawny zmysł wzroku i słuchu, ale zachowuję się tak, jak gdybym nic widział i nie słyszał poza wszystkim tym, co związane jest w jakiś sposób z jedzeniem. W mojej świadomości centralne miejsce zajmuje potrzeba zaspokojenia głodu. Z kolei kiedy jestem najedzony to tak, jak gdybym odzyskał sprawność mojego wzroku i słuchu. Dostrzegam innych ludzi oraz rzeczywistość, która mnie otacza. Mój obszar świadomości poszerza się.
Nie tylko głód, ale również inne potrzeby oraz doświadczenia potrafią znacznie ją ograniczyć. Kiedy na przykład doznałem przykrości ze strony mojego szefa, a jeszcze na dodatek taka sytuacja powtarzała się często, to nawet po zmianie pracy, będę odczuwał silny stres w kontakcie z nowym szefem. Nie będę dostrzegał, że to zupełnie inny człowiek. Nie będę widział, ani słyszał jego przyjaznych gestów kierowanych do mnie. Moja świadomość będzie zdeterminowana minionymi doświadczeniami.
Poruszamy się we własnym świecie, który może być zupełnie inny od tego realnego, a my uznajemy go za obiektywną rzeczywistość. Reagujemy na świat , który być może istnieje tylko w naszych głowach. Poznając świadomość w jakiej funkcjonuje człowiek, można z dużą dozą prawdopodobieństwa przewidzieć jego przyszłe zachowanie. Wszystkim tym, którzy z niedowierzaniem przyjmują informację o tym zjawisku polecam film „Piękny umysł”. Wybitny matematyk profesor Nash – bohater filmu, zostaje wciągnięty w swój schizofreniczny świat. To na jego rzecz wykorzystuje swoje wyjątkowe zdolności. Widz przez pierwszą część filmu widzi tylko ten świat, nie zdając sobie sprawy z tego, że to tylko fantazja bohatera. To po tym filmie zadałem sobie pytanie: na jakiej podstawie twierdzimy, że widzimy świat takim jaki on jest ?
Świat Oskara W., jest pełen zagrożeń dla naszej wolności, co widać nie tylko w jego zachowaniu wobec redaktora Miecugowa, ale i w jego narracji. To nie jego cynizm, a świadomość narzuca mu taki, a nie inny obraz świata. Bez trudu znajduje argumenty uzasadniające prezentowane przez siebie stanowisko, podobnie jak prof. Nash z pełnym przekonaniem i wiarą w to co mówi, prezentował swojej żonie argumenty uzasadniające jego zachowanie. Do uzasadnienia swoich poglądów i postawy Oskara W. wykorzystuje cały swój intelektualny potencjał. Bez trudu znajduje kolejne argumenty, które budują jego pewność siebie, co jeszcze bardziej usztywnia jego stanowisko. Proces ten bardzo dobrze znany jest psychologii.
W obliczu tego zjawiska krytyka, czy rozmowa na argumenty z Oskarem W. jak również z wszystkimi tymi, którzy myślą podobnie jak on, nie ma sensu. I nie jest to stanowisko, którego celem jest deprecjonowanie tych ludzi. Nawet najbardziej wyszukane argumenty, ale powstałe z innego zakresu świadomości są dla nich zupełnie niezrozumiałe i w ogóle nie przekonywujące. Tylko zmiana ich świadomości, pokazanie świata z innej perspektywy, stwarza możliwość skutecznej perswazji i zmiany ich postaw i zachowań. Nie jest to proces łatwy, ale możliwy.
Czy nie najwyższy już czas, aby powszechną stała się wiedza na temat świadomości i jej wpływu na życie człowieka ?
Interesującą propozycję prezentacji różnych zakresów świadomości przedstawia David Hawkins w swojej książce „Siła czy moc”. Mówi on o zakresach niższych, które mają charakter destrukcyjny zarówno dla otoczenia, jak i dla samego człowieka, oraz wyższych – konstruktywnych. Opisuje czym się charakteryzują, jaki dają efekt w zachowaniu i postawie człowieka. Wyznacza granicę pomiędzy poziomami destrukcyjnymi i konstruktywnymi. Bez wątpienia świadomość Oskara W. znajduje się poniżej tej granicy.
Puszczając wodze fantazji wyobraziłem sobie rzeczywistość, w której poza opisem takich parametrów człowieka jak płeć czy wiek, istnieje jeszcze jeden parametr. Jest nim poziom świadomości określony na przykład w skali proponowanej przez Hawkinsa. Na tyle rozpowszechniona byłaby wiedza na jego temat, że wszyscy bez trudu na podstawie zachowań i narracji człowieka, byliby w stanie ocenić co najmniej, czy jego świadomość mieści się w zakresie destrukcyjnym, czy konstruktywnym. Wówczas nikt nie analizowałby wyczynu Oskara W., podobnie jak nikt nie analizuje czy jest on mężczyzną, czy kobietą. Po prostu wiadomym byłoby, że jego zachowania dokładnie wpisuje się w jego poziom świadomości. I nie ma tu o czym dyskutować, co oczywiście nie chroniłoby go przed karą przewidzianą prawem.
Powszechna znajomość zakresów świadomości, poza wieloma innymi pozytywnymi efektami takimi jak chociażby wyznaczenie kierunku samorozwoju i samodoskonalenia, dałaby skuteczne narzędzie oceny polityków. Być może mielibyśmy wówczas w parlamencie większość posłów, którzy myślą w kategoriach „my”, a nie „ja”.
Świadomość, samoświadomość – bez wątpienia temat bardzo trudny, ale czy mamy inny wybór ?
P.S.
Na meczu Lecha Poznań z Żalgiris Wilno, kibice wywiesili antylitewski transparent. Kto dziś wierzy, że kary, „rozmowy na argumenty” powstrzymają od takich i podobnych zachowań.
W czasie jednej z sesji coachingowych moja klientka, nieusatysfakcjonowana swoim małżeństwem przekonywała mnie, że ona robi wszystko, aby było ono trwałe i szczęśliwe. Kiedy zapytałem o jej męża, o to, jak on widzi ich małżeństwo, jakie ma oczekiwania, była zdziwiona moim pytaniem. Praktycznie nie potrafiła na nie odpowiedzieć. Właściciel firmy relacjonujący mi swoje wyjątkowo negatywne doświadczenia w kierowaniu pracownikami, zareagował irytacją na moje pytanie jaka jest jego wiedza na temat potrzeb jego pracowników. To klasyczne przykłady efektu strategii życiowych opartych na widzeniu świata głównie przez pryzmat końca własnego nosa.
Zachowanie i postawa innych ma być podporządkowana moim potrzebom – to najczęściej zupełnie nieuświadomiona postawa egocentryka. Ma on głębokie przekonanie do swoich racji, a do tego uważa, że relacje oparte na jego warunkach są najlepsze dla wszystkich. Brak spełnienia tych warunków uznaje jako przejaw ignorancji, a co najmniej jako brak kompetencji.
Daleko, poza końcem nosa jest świadomość potrzeb innych. Można to dostrzec w zachowaniu i postawie człowieka z taką świadomością. Partner nawet jeżeli nie potrafi spełnić potrzeb partnerki, to przynajmniej rozmawia na ten temat. Menedżer w relacjach z podwładnymi nie unika tematu ich potrzeb.
Wyzbywanie się egocentryzmu to nie tylko nakaz wiary w jakiej się wychowaliśmy, to nie tylko ważny punkt w zasadach dobrych obyczajów (savoir vivru), ale to również niezmiernie ważne działania na rzecz samodoskonalenia. Mówili już o tym starożytni, a współczesna psychologia w pełni to potwierdza. Okazuje się, że otwarcie się na innych, poszerzanie świadomości poza koniec własnego nosa, daje doskonałe efekty w pracy naszej psychiki. Wówczas w jakiś dziwny, i na początku niezrozumiały sposób uruchamiają się takie uczucia jak wiara w siebie, poczucie siły i sprawstwa. W sposób wyjątkowy doznawała tego stanu Matka Teresa.
Otwieranie się na innych to jednocześnie proces odklejania się od naszego ego, które jak twierdzi David R. Hawkins „zarządza życiem opartym przede wszystkim na technikach i emocjach związanych ze zwierzęcym przetrwaniem, które są zestrojona z przyjemnością, drapieżnictwem i zyskiem.” To odklejanie, może na początku być bolesne. Dlatego tak wielu ludzi rezygnuje z tego procesu. Pozostają w stanie walki o zaspokojenie swoich egoistycznych potrzeb, uznając taką postawę za najlepszą.
Zjawisko to obserwuję w mojej działalności społecznej. Początkowo deklarowana współpraca na rzecz wspólnego dobra, w krótkim czasie okazuje się pustosłowiem. Dla wielu krótka perspektywa, ograniczona tylko końcem własnego nosa, nie pozwala im dostrzec nie tylko potrzeb innych, ale również dobra wspólnego. Współpraca z nimi kończy się uwagami, pretensjami i niekiedy długo trwającymi urazami.
Uważam, że zbyt mało mówi się i pisze o tym destrukcyjnym zjawisku. To z tego powodu tak wielu tych, którzy widzą świat głównie przez koniec swojego nosa, nie ma świadomości, że może on wyglądać inaczej. No bo i skąd mają wiedzieć.