Wczoraj, pierwszy raz w życiu podjąłem rozmowę na czacie na facebooku z jednym z komentatorów. Ta wymiana poglądów pozwoliła mi zobaczyć zjawisko, które wcześniej znałem tylko teoretycznie : ci którzy obstają przy swoich racjach i praktycznie nie słuchają argumenty swoich rozmówców, są głęboko przekonani, że ich racje wynikają głównie z większej wiedzy i doświadczeń jakie posiadają. Nie mają świadomości, jak bardzo sterowani są przez swoje potrzeby psychologiczne.
Mój rozmówca na moje pytanie : „.. według jakich kryteriów ocenia Pan swoje racje ? Co sprawia, że jest Pan pewien swoich przekonań ?” odpowiedział : „nie jestem nieukiem”. Dalej otrzymałem informację, że „to suma wiedzy i życiowego doświadczenia pozwala mi dostrzec banały i jałową grę.” Uznał, że posiadana przez niego wiedza i doświadczenie jest wystarczającą podstawą do stwierdzenia, że racje są po jego stronie. Jednocześnie nawet nie starał się dociec jakie są moje doświadczenia i wiedza. Był przekonany, że skoro z nim się nie zgadzam, to na pewno są one dużo mniejsze od tych jakie on posiada. Pod koniec rozmowy napisał : „Bardzo Pan biedny jest w swojej niewiedzy. Bardzo Panu współczuję.”
Współczesna nauka nie pozostawia cienia wątpliwości, że w naszej argumentacji podstawowe znaczenie nie ma wiedza i doświadczenie tylko nasze psychologiczne potrzeby. Daniel Kahneman otrzymał nawet nagrodę Nobla za udowodnienie tego zjawiska. Jeżeli wśród potrzeb psychologicznych jest silna potrzeba budowania statusu, to posiadanie racji staje się priorytetowe we wszystkich prowadzonych rozmowach. Świadomie deklarowana otwartość nie ma tu znaczenia, gdyż najważniejsze jest budowanie własnej pozycji poprzez udowodnienie innym swoich racji. Chociaż nauka posiada twarde dowody potwierdzające to zjawisko, to jednak ludzie z silną potrzebą posiadania racji (potrzebą budowania własnego statusu) znajdą argumenty broniące ich stanowisko i powiedzą na przykład, że to tylko filozofowanie. Mój rozmówca zarzucił mi wciąganie go w „system zamkniętej logiki”.
Coraz częściej zastanawiam się kiedy wreszcie naukowcy zajmujący się tym zjawiskiem (psycholodzy, neurobiolodzy) uświadomią politykom, że ich argumenty poza ich widzą i doświadczeniami, zdeterminowane są również składnikiem psychologicznym. Kiedy jest w nim potrzeba posiadania racji, która dodatkowo jest wyjątkowo silna, to ten składnik głównie decyduje o strategii prowadzonej przez nich rozmowy. Kiedy politykowi zabraknie faktów potwierdzających jego racje, to jest on w stanie tworzyć je. Wszystko po to, aby tylko zachować swoje racje. Dyskusje na temat tragedii smoleńskiej są tego przykładem.
CBA wykorzystując atuty agenta Tomka przeprowadziło test na Beacie Sawickiej. Prowokacja okazała się skuteczna. Posłanka PO uległa urokowi agenta, który sprowokował ją do korupcji. Historia ta podsunęła mi pomysł przetestowania mojej żony.
Mam przystojnego kolegę i z tego co widzę robiącego na kobietach duże wrażenie. Gdyby tak udało mi się namówić go do „zaprzyjaźnienia się” z moją żoną i do tego gdybym stworzył im odpowiednie warunki, mógłbym dowiedzieć się na ile jest ona mi wierna. Co prawda dotychczas nie mam podstaw do stawiania jej zarzutów o brak wierności, ale kto wie. Znam możliwości mojego kolegi. Taki test przeprowadzony na mojej żonie mam nadzieję, że na sto procent potwierdziłby jej lojalność wobec mnie. Jednak chyba zupełnie nie wiedziałbym, co robić gdyby wynik testu był dla mnie negatywny.
Czy wówczas miałbym prawo stawiać jej zarzuty o niewierność ? Czy na pewno mogę założyć, że będąc poddany podobnemu testowi na pewno zdałbym ten egzamin ?
Nasze sumienie stoi na straży naszych wartości. Jeżeli jest w nich również wierność to wszystkie odczucia, wrażenia jakie zagrażają zachowaniu tej wartości, są tłumione. Sumienie uruchamia mechanizm samoregulacji zapobiegający ich rozwijaniu się. W ten sposób reakcje jakie pojawiają się na widok atrakcyjnej płci przeciwnej są pod ścisłą kontrolą. Bywa jednak i tak, że mechanizm ten jest z różnych względów osłabiony (na przykład w wyniku długotrwałego stresu) wówczas głos sumienia może słabnąć. To zapewne z tego powodu w Koranie jest mowa o tym, że kiedy w jednym miejscu są ze sobą obcy sobie mężczyzna i kobieta, tam pojawia się szatan.
Ten pomysł testowania mojej żony jest chyba jednak nie trafiony. Zamiast ją sprawdzać będę wzmacniał nasze relacje.
Nie znam języka niemieckiego dlatego byłem zaskoczony ile treści może nieść jedno słowo schadenfreude. Być może nie zrobiłoby to na mnie takiego wrażenie gdyby nie fakt, że słowo to opisuje tak bliską nam Polakom reakcję. Schadenfreude to złośliwa satysfakcja odczuwana gdy kogoś innego spotka niepowodzenie lub nieszczęście. Jak można łatwo zaobserwować jedni starają się ją ukryć inni nawet się z tą reakcją obnoszą. Schadenfreude często skrywane jest w relacjach towarzyskich, czy zawodowych, ale już na scenie politycznej mało który z polityków stara się ukryć swoją złośliwą satysfakcję kiedy konkurencyjne ugrupowanie dotknie jakiś problem.
Klimat niemieckiego schadenfreude doskonale oddaje „Modlitwa Polaka” z filmu „Dzień świara”
„Oto zanoszę swoje modły
Do Boga, Ojca i Syna
Zniszczcie tego sk……
Mego rodaka, sąsiada,
Tego wroga, tego gada.
Żeby mu okradli garaż,
Żeby go zdradzała stara,
Żeby mu okradli sklep,
Żeby dostał cegłą w łeb,
Żeby mu się córka z czarnym
I w ogóle żeby miał marnie.
Żeby miał AIDS-a i raka
Oto modlitwa Polaka .”
Schadenfreude poprzedzone jest uczuciem zawiści. Neurobiolodzy badając mózg człowieka za pomocą rezonansu magnetycznego stwierdzili, że w chwili pojawienia się tego uczucia uaktywniają się te same obszary mózgu, które biorą udział w odczuwaniu bólu fizycznego. W pewnym sensie stawia to znak równości pomiędzy odczuwaną zawiścią i bólem fizycznym. Z pomocą na ten niekiedy wyjątkowo silny dyskomfort przychodzi właśnie schadenfreude. Satysfakcja odczuwana w chwili, kiedy spotka nieszczęście osobę, która była przyczyną pojawienia się uczucia zawiści, jest terapeutyczna. Według neurobiologów wówczas uaktywniają się obszary mózgu zaangażowane w odczuwanie przyjemności. Być może dlatego osoby, u których pojawia się zawiść czyhają tylko na potknięcia tych, którzy wywołali w nich to uczucie.
Nie wszyscy jednak reagują zawiścią w sytuacji kiedy innym powodzi się lepiej. Inną reakcją jest zazdrość. Może być ona również źródłem dyskomfortu, chociaż nie zawsze. Jedni odczuwając zazdrość mobilizują się do większych osiągnięć inni zaś tkwią w stanie dyskomfortu pogłębiając swoją niską samoocenę.
Zarówno zawiść jak i zazdrość są efektem porównywania się do innych. To mechanizm stworzony przez ewolucję, który miał nam zapewnić odpowiednią pozycję w grupie. Jego aktywność spada wraz ze wzrostem naszej dojrzałości. Według Maslowa – psychologa, który na trwałe wpisał się w historię myśli psychologicznej, wysoki poziom dojrzałości człowieka charakteryzuje się tym, że nie porównuje się on do innych. Jego potrzeby związane są głównie z samorealizacją, doskonaleniem samego siebie, a nie z potrzebą bycia lepszym od innych. Tę zależność pomiędzy dojrzałością człowieka, a potrzebą porównywania się do innych w pełni potwierdzają inni psychologowie zajmujący się tym zakresem ludzkiej psychiki.
Jak w obliczu stanowiska psychologów można ocenić poziom dojrzałości Polaków ? Czy to nie shadenfreude głównie kreuje jakość naszej sceny politycznej ?
Decyzja o skorzystaniu z terapii pojawia się najczęściej kiedy trudno już zapanować nad własną psychiką i negatywnymi skutkami jej oddziaływania na różne sfery życia. W większości przypadków, to psycholodzy reprezentujący jedną ze szkół terapeutycznych (jest ich ok. 350), albo podejście tak zwane eklektyczne łączące różne techniki psychoterapeutyczne podejmują działania na rzecz „naprawy” psychiki pacjenta. Nie zawsze jednak potrzebny jest terapeuta. Gdyby dwadzieścia lat temu, kiedy byłem w szczególnej dla mnie sytuacji i potrzebowałem pomocy, miałbym taką świadomość jaką mam dziś w zakresie coachingu, a jednocześnie miałbym możliwość skorzystania z tej formy wsparcia, to na pewno wybrałbym coaching, a nie terapię.
Mam świadomość, że w swojej ocenie terapii na pewno nie jestem obiektywny. Po prostu dwadzieścia lat temu nie miałem szczęścia do skutecznego terapeuty. Odwiedziłem pięć gabinetów. Kiedy w ostatnim, po pół godzinnym rozwiązywaniu testu usłyszałem pytanie, czy jestem przygotowany finansowo do kontynuowania spotkania, gdyż już jestem winien 80 zł. zrozumiałem, że nie chcę takiej formy wsparcia. To zapoczątkowało moje zainteresowanie psychiką człowieka, jak również innymi formami pomocy, kiedy pojawiają się problemy z samym sobą i/lub z innymi.
Dużo czytałem, uczestniczyłem w licznych kursach i szkoleniach, podjąłem studia podyplomowe. Wszystko po to, aby zrozumieć ludzką psychikę, jak również po to, aby odnaleźć skuteczne formy wsparcia w sytuacjach, kiedy pojawiają się życiowe trudności. Dowiedziałem się jak mało precyzyjna jest granica pomiędzy osobą zdrową a tą, posiadającą zaburzenia psychiczne, do czego przyznaje się sama psychologia. Kiedy zapoznałem się z europejską „Klasyfikacją zaburzeń psychicznych i zaburzeń zachowań” ICD-10 doszedłem do wniosku, że duża część osób, które znam pasuje do zawartych tam opisów. Pamiętam jak na jednym z wykładów pani doktor psychologii powiedziała, że większość polityków swoim zachowaniem i postawą wpisuje się w obraz zaburzeń psychicznych.
Wiele lat temu natrafiłem na coaching. Im bardziej wnikałem w jego tajniki, tym bardziej przekonywałem się jak bardzo skuteczna jest to forma wsparcia. Poprzez odpowiednie pytania coaching buduje świadomość, „otwiera oczy” na szanse i prawdziwe, a nie urojone zagrożenia. Podjąłem stosowne szkolenia, aby uzyskać kompetencje coacha. Zrozumiałem, że coaching doskonale przydaje się m.in. tym, którzy szukają najlepszej dla siebie drogi życiowej, mają problem z budowaniem satysfakcjonujących relacji z innymi, chcą być bardziej skuteczni w różnych sferach życia. Coaching w swoich założeniach nie zakłada pracy z osobami z zaburzeniami psychicznymi, ale gdzie jest granica określająca stan kiedy życiowe problemy, brak umiejętności radzenia sobie ze sobą są efektem zaburzeń, a nie wynikają z innych przyczyn ? Nie ma kryteriów, które jednoznacznie, w sposób nie wzbudzający wątpliwości definiowałyby, że osoba jest zaburzona lub nie.
Żałuję, że dwadzieścia lat temu nie było coachingu. Być może byłoby mi łatwiej poradzić sobie ze sobą. Chociaż z drugiej strony, problemy jakie wówczas miałem w znalezieniu skutecznego wsparcia dla siebie, ukierunkowały moje zainteresowania. Dzięki temu dzisiaj jestem coachem i wiem, że w bardzo wielu przypadkach coaching jest bardziej skuteczny niż terapia.
Zapytałem ostatnio mojego ojca, jakie jest jego zdanie na temat postawy niektórych księży. Co o nich sądzi w obliczu informacji jakie pojawiają się o nich w mediach ? Nie określałem nawet jakie informacje mam na myśli. W odpowiedzi usłyszałem, że nie mam prawa wypowiadać się krytycznie na temat osób duchownych, gdyż one są wysłannikami Boga. I mówił to tonem, w którym wyczułem naganę skierowaną pod moim adresem. Nie kontynuowałem dalej tego tematu, gdyż nie chciałem wzbudzać w nim negatywnych emocji . Jednak jego wypowiedź wzbudziła we mnie głęboką refleksję.
Nie należę do tych, którzy z dozą satysfakcji wyłapują kolejne informacje o księżach pedofilach, o tym że jakiś ksiądz przekroczył prawo. Taka, czy inna postawa osób duchownych nie jest w stanie odwieźć mnie od wiary, ani sprawić, żebym odwrócił się od Kościoła. Możliwe jest to tylko dzięki temu, że dziś przynależność do Kościoła Katolickiego traktuję jako mój świadomy wybór miejsca, w którym mogę rozwijać moją wiarę. To ona jest dla mnie priorytetem.
Brak tego rozróżnienia niesie ze sobą negatywne konsekwencje zarówno dla Kościoła jak i dla tych, dla których wiara w Boga i Kościół to jedno i to samo.
Pamiętam. kiedy z racji mojej pracy prowadziłem pogłębione wywiady z klientami, a jednym z pytań było, czy jest pani/pan osobą wierzącą. W reakcji na to pytanie niekiedy spotkałem się wręcz z oburzeniem. Słyszałem wówczas: jak mam wierzyć skoro księża tak się zachowują. I tu często pojawiały się historie opowiadane z gniewem w głosie.
W ostatni wtorek Kuba Wojewódzki w swoim programie prowadził rozmowę z Dodą. Zapytał ją czy jest osobą wierzącą. Usłyszałem niemalże dokładnie to samo, co mówili mi klienci, z którymi prowadziłem kiedyś wywiady.
Upraszczając sprawę, można powiedzieć, że wiele osób rezygnuje z rozwijania swojej duchowości, z powodu księdza – pedofila. Osoby te odchodzą od rozwijania tej części własnej osobowości, która ma bardzo pozytywny wpływ na budowanie ich dojrzałości, skuteczności, a w konsekwencji na poczucie życiowego spełnienia. O takim wpływie duchowości na życie człowieka, mówią dziś nie tylko osoby duchowne, ale i uznani i znani psychologowie.
Mam poważne obawy, że niewielu hierarchów Kościoła Katolickiego ma świadomość tego zjawiska. Większość z nich utrzymuje wiernych w przekonaniu, że jakakolwiek krytyka skierowana pod ich adresem, jest jednocześnie krytyką wiary w Boga. Szkoda, że nie rozumieją ile w tern sposób czynią zła zarówno dla samego Kościoła jak i dla tych, którzy odchodzą od wiary w wyniku negatywnych zachowań księży.
¨ …w każdym człowieku jest mechanizm psychologiczny, który „pilnuje”, aby racja była po jego stronie ?
Dla wyjaśnienia trzeba dodać, że mechanizm ten u różnych ludzi działa z różną siłą. Niekiedy jest on tak silny, że człowiek z takim mechanizmem w ogóle nie przyjmuje racji innych. Z kolei swoje racje gotów jest bronić za wszelką cenę.
A jak silny ten mechanizm jest u ciebie ?
¨ …każdy człowiek posiada swój krąg wpływu ?
Krąg wpływu to sfera zagadnień, spraw, na które masz wpływu. Poza nim są sprawy, na które nie masz wpływu. Przykładem jest sytuacja kiedy twój szef przyszedł do pracy w złym nastroju, wyjątkowo krytycznie odnosi się do ciebie. Jego zachowanie jest poza kręgiem twojego wpływu, ale już to, co możesz w takiej sytuacji zrobić ze sobą, jak możesz zareagować, leży w kręgu twojego wpływu. Zwróć uwagę, jak wielu ludzi absorbują emocjonalnie sprawy, które są poza ich kręgiem wpływu, ile przy tym tracą energii, wypalają się.
Co znajduje się w twoim kręgu wpływu, a co poza nim ?
¨ …ogromne znaczenie w komunikacji międzyludzkiej ma aspekt relacyjny ?
Praktycznie każda rozmowa z innymi zawiera składnik treściowy oraz relacyjny. Innymi słowy w rozmowie z innymi przekazujemy jakieś treści, ale również tworzymy klimat wzajemnych relacji. Może być on oparty na sympatii, życzliwości, otwartości na kontakt, lub na niechęci, czy nawet nienawiści. Kiedy pytasz kogoś o drogę, oczekujesz głównie czytelnej i wiarygodnej informacji, nie koniecznie zwracając uwagę na aspekt relacyjny. Chociaż kiedy pojawia się życzliwość, uśmiech, jest ci na pewno miło.
Kiedy dzielisz się z żoną/mężem swoimi wrażeniami z pracy, to świadomie lub nie, ale zawsze oczekujesz, aby klimat waszych relacji przepełniony był empatią i zrozumieniem. Tak działają nasze mechanizmy psychologiczne, i tego nie zmienimy, chociaż możemy wpływać na to jak jest to dla nas ważne. Niektórzy udają nawet przed samym sobą, że klimat ich nie interesuje, ale kiedy tylko go zabraknie, to potrafią zrobić awanturę dosłownie za byle co, chociażby za przesoloną zupę, która jeszcze wczoraj im smakowała. Klimat oparty na życzliwości, empatii, zainteresowaniu, tworzy pomost, dzięki któremu możemy dotrzeć do innych z naszym składnikiem treściowym komunikacji .
A ty, jak budujesz pomost komunikacji z innymi ?
¨ …statystycznie rzecz biorąc, większość ludzi bardziej zainteresowana jest mówieniem o sobie, niż słuchaniem innych ?
Bardzo często spotkania towarzyskie, a nawet te służbowe, przypominają walkę o to, kto będzie dłużej na „towarzyskiej scenie”. Kto dłużej może mówić stojąc przed widownią, której zadaniem jest słuchanie. Niektórzy przepychają się i niemalże siłą ściągając mówców ze „sceny”. Ich nie interesuje co inni mają do powiedzenia tylko głównie to, aby móc wyartykułować swoje racje, podkreślić swoje stanowisko, wykazać się erudycją i wiedzą, zabłysnąć swoimi dokonaniami.
Jak bardzo tobie zależy na tym, aby być na scenie towarzyskiej ?
Jakie zachowujesz proporcje pomiędzy słuchaniem i mówieniem w czasie spotkań towarzyskich ?
¨ …w każdym człowieku działa mechanizm, który konfrontuje go z innymi ?
To ewolucja wyposażyła nas w mechanizm, który dba o to, aby zapewnić nam odpowiednie miejsce w grupie. Stąd nieustannie monitoruje on innych, abyśmy nie wypadali gorzej, a najlepiej byłoby gdybyśmy byli lepsi. Kiedy w wyniku tej konfrontacji okazuje się, że jesteśmy w czymś gorsi, mechanizm ten wywołuje motywację do niezbędnych działań, aby ten niekorzystny stan rzeczy zmienić. Niekiedy mechanizm ten jest tak aktywny, że praktycznie determinuje całe życie człowieka wyznaczając tylko jeden cel : być najlepszym. A kiedy to się nie udaje „tych lepszych” traktuje niemalże jak wrogów, kieruje pod ich adresem tylko krytyczne uwagi. Stąd niekiedy można usłyszeć :co z tego, że ma pieniądze, kiedy jest głupi jak buc”.
Jak silny jest ten mechanizm u ciebie ?
Wyobraziłem sobie, że na terenie naszego kraju ląduje delegacja kosmitów. Są bardzo życzliwie nastawieni do ludzi. Znają nasz język. Prowadzą rozmowy z przedstawicielami władzy, z różnymi ugrupowaniami politycznymi, z mieszkańcami miast i wsi, chcąc dokładnie poznać nasze życie, stosunki społeczne. Najprawdopodobniej to, co zrobiłoby na nich największe wrażenie to fakt, że otrzymują niekiedy zupełnie różne informacje w zakresie tych samych wydarzeń, czy opisu tych samych sytuacji. Zdiagnozowaliby to jako poważne zakłócenie naszych systemów odbioru rzeczywistości.
Dziś chyba nikt już nie ma wątpliwości, że poszukiwanie wspólnego punktu widzenia przy wykorzystaniu argumentów nie jest skuteczne. Wniosek ten w pełni potwierdza wszystko to, co działo się w trzecią rocznicę tragedii smoleńskiej. Dyskusje, debaty, w których pojawiały się kolejne argumenty, służyły jedynie ugruntowaniu wcześniej przyjętego stanowiska.
Życie pokazuje dokładnie to, co już dawno wykazali naukowcy : argumenty służą jedynie do potwierdzania wcześniej przyjętych założeń. W naszym mózgu jest system, który zawiaduje naszym sposobem myślenia, naszą strategią konstruowania kolejnych argumentów. To on decyduje o tym jaka idea zawarta jest w naszym myśleniu. I to jest fakt nie do podważenia (!), gdyż potwierdzony jest wieloma badaniami naukowymi. System ten wpływa również na sposób postrzegania świata. Jego obraz ma wpisywać się we wcześniej przyjęte założenia, w ten sposób zapewniając wewnętrzną spójność.
To dlatego nie ma dzisiaj żadnych szans na uzgodnienie wspólnego obrazu wydarzeń jakie miały miejsce w Smoleńsku trzy lata temu, gdyż zupełnie różne strategie realizują nasze systemy, które działają poza naszą świadomością. Zjawisko to widać również w wielu innych ważnych kwestiach życia społecznego, zawodowego i rodzinnego. Często stajemy naprzeciw siebie, nawet z dobrymi intencjami znalezienia kompromisu, dyskutujemy i….mimo wysiłku, mamy wrażenie jak gdybyśmy rozmawiali o zupełnie innej rzeczywistości. Trudno w takich warunkach o współpracę, a tym bardziej o efekt synergii.
Puściłem wodze fantazji i wyobraziłem sobie, że idąc za przyjacielską radą kosmitów poddajemy się weryfikacji systemów zawiadujących naszym myśleniem. Byłoby to o tyle proste, że wiedza na temat tego jak działa najlepszy dla człowieka system już jest. Wówczas różnilibyśmy się jedynie zakresem postrzeganej rzeczywistości, a nie innym jej widzeniem. Dyskusje, debaty sprowadzałyby się głównie do uzupełniania wiedzy, a nie przekonywania do swoich racji.
Mam świadomość, że dziś jest to jeszcze fantazja, ale jednocześnie wiem, że bez rozwiązania tego problemu, który dziś uznaję za największy, nie poradzimy sobie z wieloma ważnymi dla nas sprawami.
Gdzieś w głębi serca mam cichą nadzieję, że nie tragedie narodowe, a być może zmęczenie tym bezproduktywnym spieraniem się, a może coś innego, wymusi w nas autorefleksję. Wówczas zaczniemy pracować nad prawdziwymi przyczynami tak destrukcyjnych dla nas różnic. Trudno byłoby mi żyć bez tej nadziei i być może dlatego nieustannie powracam do tego tematu.
To już trzy lata trwają dyskusje, wzajemne przekonywanie się, co do przyczyn wydarzeń z 10 kwietnia 2010 roku. To, że politycy potrafią zupełnie inaczej interpretować rzeczywistość to fakt, do którego praktycznie wszyscy się przyzwyczaili. Zastanawiające jest jednak to, że również ludzie z tytułami profesorskimi, powołujący się na swoje szeroką wiedzę naukową, również podzielili się w ocenie tych wydarzeń. Patrząc na to zjawisko, ale tak bez uprzedzeń, pojawia się pytanie, co sprawia, że ludzie tak inaczej oceniają rzeczywistość ?
Tragedia smoleńska uwypukliła zjawisko, które możemy obserwować niemalże na co dzień, a mianowicie niekiedy skrajnie różne postrzeganie tej samej rzeczywistości przez różnych ludzi. Jak się okazuje przynajmniej przybliżony jej obraz, to nie efekt odpowiednio wysokiego poziomu inteligencji, ani wykształcenia. Ci, którzy skrajnie inaczej widzą wydarzenia z 10 kwietnia są głęboko przekonani do swoich racji. Tak więc nie jest to również gra uprawiana przez nich z powodów politycznych lub innych, bliżej nie określonych. Biorąc pod uwagę dotychczasową działalność wielu osób widzących inaczej tragedię smoleńską można założyć, że nie są one obciążone jakąś chorobą, która skutkuje zakłóceniem ich percepcji.
Możemy dzisiaj ubolewać nad tym, że inni inaczej widzą wydarzania, co do przebiegu których nie mamy cienia wątpliwości. Możemy ich oskarżać o cynizm lub głupotę. Możemy włączyć się w pogłębianie podziałów. Albo… możemy zastanowić się, poszukać przyczyn tych różnic. W ten sposób śmierć 96 osób zamiast dzielić, mogłaby stać się wkładem w budowanie spójnego i harmonijnego społeczeństwa.
Nie jest to fikcja, kiedy chociażby zapoznamy się z pracami światowej sławy eksperta w dziedzinie procesów umysłowych Davidem R. Hawkinsem. Powołując się na badania naukowe twierdzi on, że różnice jakie występują pomiędzy ludźmi w postrzeganiu rzeczywistości wynika z różnego poziomu świadomości. Opisał je w książce „Przekraczanie poziomów świadomości”. Jak twierdzi Hawkins : „Każda osoba doświadcza, postrzega i interpretuje świat oraz jego wydarzenia zgodnie ze swoim przeważającym poziomem świadomości. Jest to później potęgowane przez skłonność umysłu do tworzenia wyjaśnień przez mentalizację i interpretację postrzeganych danych…Ten proces powoduje to, co można najlepiej opisać jako „wierność paradygmatowi” lub założenie, że postrzegany /doświadczany świat odzwierciedla rzeczywistość.”
Uzgodnijmy najpierw z jakiego poziomu świadomości interpretujemy wydarzenia z 10 kwietnia 2010 roku. Jeżeli są one różne, to nie mamy szans na zgodę, przez kolejne lata, a nawet w kolejnych pokoleniach.
Wypaść możliwie jak najlepiej, pokazać się z jak najlepszej strony, zabłysnąć, zrobić jak największe wrażenie, to potrzeby ludzi, które możemy obserwować niemalże na co dzień. Mają one doprowadzić do stanu, który najlepiej określa pojęcie „zwycięstwo publiczne”. Poza publicznym jest jeszcze inne zwycięstwo – zwycięstwo nad samym sobą. Z racji tego, że jest ono bardzo osobiste, w odróżnieniu od tego pierwszego określane jest często mianem „zwycięstwa prywatnego”.
Jedno i drugie zwycięstwo zostaje osiągnięte kiedy zostaną zaspokojone określone potrzeby. Wówczas pojawia się silne uczucie zadowolenia, satysfakcji oraz odczuwalny wzrost poczucie własnej wartości. Te pozytywne doznania psychiczne motywują do kolejnych działań, które mają doprowadzić do kolejnych zwycięstw. Jednak jak zupełnie inne są potrzeby inicjujące drogę do zwycięstwa publicznego i te motywujące do osiągnięcia zwycięstwa prywatnego.
Potrzeba prestiżu, czy uznania ze strony innych, może tak uzależnić, że potrafi wypełnić niemalże całą aktywność człowieka w każdej sferze jego życia. Stąd zarówno miejsce pracy, czy spotkania towarzyskie podporządkowane są jednemu celowi – uzyskanie zwycięstwa publicznego. Gama podejmowanych działań jest tu przeogromna i obejmuje m.in. odpowiedni sposób zachowania, podkreślający wysokie kompetencje jak i odpowiedni wygląd zewnętrzny mający zrobić duże wrażenie. Bardzo skuteczną metodą osiągnięcia zwycięstwa publicznego jest zdobycie władzy. Doskonale widać to na scenie politycznej. Nie potrzeba dużej wnikliwości, aby dostrzec symptomy zwycięstwa publicznego wśród wielu posłów. Widać w nich poczucie dumy oraz głębokie przeświadczenie o własnej wartości.
U podstaw motywacji do zwycięstwa prywatnego leży przekonanie, że głównie dzięki niemu możliwe jest doskonalenie jakości życia i to w każdym jego aspekcie. Ci skoncentrowani na osiąganiu tego zwycięstwa wierzą w to, że posiadają niezbędne zasoby do jego osiągnięcia i są otwarci na weryfikowanie własnych postaw i zachowań. Pytanie, które im nieustannie towarzyszy to : co jeszcze w sobie mogę zweryfikować i udoskonalić ? Charakterystyczne potrzeby jakie się tu pojawiają, to m.in. potrzeba doskonalenia umiejętności opanowania destrukcyjnych emocji, podejmowania najlepszych decyzji i wyborów, budowania satysfakcjonujących relacji z innymi.
Co jest ciekawego w przypadku tych, którzy są motywowani do osiągania coraz to nowych zwycięstw prywatnych, mianowicie w sposób przez nich niezamierzony mogą również osiągnąć zwycięstwo publiczne. Swoją postawą i zachowaniem mogą wzbudzać szacunek i uznanie ze strony innych. Mogą stać się dla wielu autorytetem. Inni idą za nimi nie dlatego, że muszą, gdyż wynika to z ustalonej zależności formalnej, ale dlatego, że chcą.
Jeżeli czujesz się zwycięzcą, to które z tych zwycięstw jest twoim ?
Czy jest to uroda, wykształcenie, inteligencja, zajmowane przez nich stanowisko, czy ich stan posiadania ? A może twoje kryterium oceny dotyczy głównie barw politycznych, albo przynależności lub nie do Kościoła Katolickiego ? Ocena z reguły obejmuje kilka elementów, jest jednak zawsze ten najważniejszy, który w zasadniczym stopniu decyduje o globalnej ocenie wartości innych.
Pamiętam rozmowę z kobietą, która wypowiadała się na temat mężczyzn. Powiedziała, że ocenę mężczyzny rozpoczyna od przyjrzenia się jak ma zawiązane buty. Jeżeli ma to zrobione niechlujnie, jest u niej przekreślony. Tłumaczyła mi, że to właśnie stanowi o klasie mężczyzny. Widziałem oburzenie niektórych osób na widok ubioru innych. To w co i jak byli ubrani, było dla nich najważniejszym elementem oceny wartości tych ludzi . Słyszałem również krytyczną ocenę wystawianą tym, którzy popełnili jakiś błąd językowy. Użycie słowa „poszłem” całkowicie ich przekreślało, co dało się zauważyć w zachowaniu i postawie tych oceniających. Są również osoby, które po zdiagnozowaniu, że ktoś nie obejrzał uznanego przez nich filmu jako wartościowego, lub nie przeczytał popularnej książki, również otrzymywał negatywną ocenę globalną.
Jest również takie szczególne kryterium oceny wartości człowieka, a mianowicie jaki jest jego stosunek do innych ludzi ? Ile jest w nim życzliwości i szacunku do drugiego człowieka ? Im więcej jest w nim takiej postawy, tym jego wartość oceniana jest wyżej.
Są również tacy, którzy każdego oceniają jako wartościową jednostkę. Zakładają bowiem, że poprzez sam fakt bycia człowiekiem już jesteśmy wartościowi.
Czy kryterium jakie stosujemy w ocenie wartości innych nie stanowi o wartości nas samych ?