Myślę, że każdy miał okazję usłyszeć krytykę skierowaną pod swoim adresem. Niekiedy jest ona słuszna i pokazuje nasze błędy, czy niedociągnięcia. Wynika niekiedy z bardzo pozytywnych intencji krytykanta. Jeżeli dodatkowo „podana” jest w „miękkiej” formie, to przyjmujemy ją z wdzięcznością, chociaż w pierwszej chwili możemy odczuwać dyskomfort.
Jest również i taka krytyka, która stanowi formę dowartościowania krytykanta. Przyjmując postawę krytyczną wobec nas odczuwa satysfakcję. W jego przypadku krytyka innych to niemalże jak nałóg (patrz mobber). Dopóki jednak nie potrafimy jej rozpoznać, dopóki nie uświadomimy sobie, że mamy do czynienia ze szczególnym „nałogowcem”, krytyka pobudza nasz system nerwowy wywołując reakcję walki (złości, agresji), albo ucieczki (uczucie przykrości, wycofanie się).
Nie tak dawno na spotkaniu towarzyskim powiedziałem, że zakłócenia w relacjach z innymi mogą stanowić informację na nasz temat. Mogą wskazywać „martwy punkt”, którego do tej pory nie zauważaliśmy. Usłyszałem, od jednego z uczestników spotkania, iż nie interesuje go to. Biorąc pod uwagę ogólną jego postawę doszedłem do wniosku, iż jest to człowiek w ogóle nie zainteresowany jakąkolwiek informacją na swój temat. Po prostu uznaje, iż nic nie może sobie zarzucić.
Nie ma człowieka, który na tyle jest doskonały, iż nie ma w nim nic do korekty, czy udoskonalenia, jak kto woli. Ale okazuje, że jedni przyjmują to do wiadomości, a zmiany traktują jako nieodłączny element swojego życia, jako możliwość samodoskonalenia. Z kolei inni jeżeli dostrzegają potrzebę zmian, to głównie koncentrują swoją uwagę na zewnątrz. W obliczu pojawiających się zakłóceń w relacjach z innymi, twierdzą że oni są bez zastrzeżeń. Jednocześnie często wykorzystują zachowania, które nazywam „znieczulaczami” : krytykują innych, wyśmiewają ich, obmawiają, stosują najróżniejsze złośliwości, a nawet potrafią być agresywni. W ten sposób potwierdzają swoje przekonanie : to ja jestem O.K., oni nie są O.K. Ich podświadomość może „mówić” o nich prawdę, stąd potrzeba zastosowania „znieczulaczy”.
Jedną z najbardziej promowanych technik poprawy nastroju, z jaką spotkałem się od początku mojej przygody z psychologią (to już ponad 20 lat) jest tworzenie pozytywnych myśli na swój temat. Technika ta wpisuje się w nurt psychologii poznawczej. Nie wiem dlaczego, ale niemalże już od pierwszych chwil kiedy czytałem o tym sposobie poprawy samooceny, czułem jakiś wewnętrzny opór. Później wpadły w moje ręce artykuły o charakterystycznym sposobie bycia Amerykanów, gdzie dominuje postawa „jestem O.K.”. Jednocześnie odnotowuje się duży odsetek mieszkańców USA z poważnym zachwianiem samooceny. Wówczas to skojarzyłem sobie taką postawę z wgrywaniem do komputera programu (tu przekonania „jestem O.K.”) na zawirusowany Windows.
Zagadnienie ekstrawersji i introwersji w sposób szczególny zwróciły moją uwagę, kiedy kilka lat temu uczestniczyłem w szkoleniu z zakresu badań stylów zachowań. Wówczas to dokładnie uświadomiłem sobie różnice jakie występują pomiędzy ekstrawertykiem, a introwertykiem. Ciekawym doświadczeniem był moment kiedy w ramach ćwiczeń dowiedziałem się, iż jestem klasycznym ekstrawertykiem. Wielokrotnie spotkałem się z krytyczną opinią klasyfikowania ludzi. Uważam jednak, że akurat ta klasyfikacja, a dokładnie świadomość siebie samego i innych w tym zakresie, jest bardzo pomocna w budowania satysfakcjonujących relacji. Doświadczyłem tego nie tylko na sobie, ale również obserwowałem pozytywny efekt u tych osób, którym robiłem badania (posiadam stosowne uprawnienia). Dużo łatwiej im było budować relacje mając już świadomość siebie oraz podstawowych różnic pomiędzy ekstrawertykiem, a introwertykiem.
Bardzo często słyszałem, nie tylko w rozmowach towarzyskich, taką opinię. Również niektórzy psychologowie twierdzą, że jest bardzo blisko od miłości do nienawiści. Mam inne zdanie na ten temat i chyba wiem skąd bierze się ta różnica w ocenie relacji pomiędzy miłością, a nienawiścią.
Aby lepiej zrozumieć stan zakochania, od zawsze nazywany miłością, trzeba rozłożyć go na czynniki pierwsze. Zrobili to psychologowie zajmującym się stanem zakochania, jak również włączyła się w to psychoneurologia przyglądająca się zjawiskom psychologicznym, ale przez pryzmat zmian jakie zachodzą w mózgu. Okazuje się, że stan zakochania uruchamia w człowieku trzy struktury mózgu. Czyli to, co pojawia się na poziomie świadomości przypomina związek chemiczny w skład którego wchodzą trzy pierwiastki („Psychologia miłości” Bogdan Wojciszke, „Dlaczego kochamy” Helen Fisher). Jeden z nich można określić jako potrzeba miłości, drugi to czysta miłość, a trzeci to popęd seksualny. Efekt oddziaływania zawyżonej potrzeby miłości (głodu miłości) można odnaleźć w pracach wielu psychologów. To co określiłem pojęciem „czysta miłość” wyzwala bezwarunkową troskę i życzliwość do drugiego człowieka. Neurobiolodzy odnaleźli w mózgu człowieka struktury uaktywniające również ten pierwiastek. Szczególnie mocno jest on widoczny w relacjach pomiędzy matką i dzieckiem. Popęd seksualny jest tak powszechnie znany, że nawet nie ma co o nim wspominać.
Jak sięgam pamięcią, to co pewien czas w wiadomościach pojawiał się problem antysemityzmu w Polsce. Ktoś jawnie wypowiedział się krytycznie na temat Żydów, albo ostatnio wymalowano antysemickie hasła na pomniku w Jedwabnem. Z drugiej strony są ludzie, którzy z tym walczą, poszukują pozytywnych przykładów relacji pomiędzy Polakami i Żydami. Dziś nie jest poprawnością polityczną prezentowanie postawy antysemickiej.
Osobiście nic nie mam do Żydów, traktuję ich jak każdy naród, który ma prawo do samostanowienia. Zastanawiało mnie skąd w niektórych Polakach bierze się taka antyżydowska postawa. Zapytałem o to mojego tatę – rocznik 1925.
Okazuje się, że ta postawa była powszechna w czasach jego młodości. Wręcz normą było wypowiadanie się krytycznie o Żydach. To oni głównie opanowali handel, nie było ich widać przy przysłowiowej łopacie. To co m.in. wzbudzało rozdrażnienie innych, to wyjątkowo ugrzeczniony stosunek Żyda do klienta. Było to niezrozumiałe dla innych, i traktowane jako postawa wyższości. W szkole mojego taty były dwie dziewczyny pochodzenia żydowskiego. Kiedy grupa chłopców mocno im dokuczała kierownik szkoły zrobił zebranie wszystkich uczniów. Skrytykował zachowanie chłopców wobec koleżanek i stwierdził, iż Żyda przede wszystkim trzeba bić po kieszeni. Zasugerował jednocześnie, iż zakupy powinno się robić przede wszystkim w polskich sklepach.
Jedni chcę, abym kupił ich produkty, inni abym skorzystał z ich usługi, jeszcze inni abym oglądał ich programy, słuchał ich rozgłośni, a politycy chcą abym na nich zagłosował. Wszyscy oni stosują najróżniejsze sztuczki marketingowe. Mówią mi jaki jestem ważny, przekonują mnie, że to, co mi oferują jest najlepsze, najbardziej atrakcyjne i dokładnie wpisuje się w moje potrzeby. Niekiedy słyszę, że synonimem mądrości , inteligencji jest właśnie zakup ich produktów i usług, oglądanie ich programów i słuchanie ich rozgłośni. Z kolei kandydaci na posłów zapewniają mnie, że kiedy tylko na nich zagłosuję, zrobią z Polski kraj szczęśliwości.
Psychologia była, jest i będzie dla mnie ważnym źródłem informacji na temat mechanizmów kierujących naszą postawą i zachowaniem. To dzięki dokonaniom wielu psychologów, budowałem (dziś uzupełniam) obraz struktury i wzajemnych zależności tych mechanizmów. Nie będę jednak ukrywał, iż wymagało to często ode mnie dużego wysiłku . Wynikał on z faktu istnienia dużej ilości koncepcji psychologicznych człowieka. Pamiętam jak na jednym ze studiów podyplomowych zapytałem prowadzącego zajęcia (doktora psychologii) o opis podstawowych mechanizmów kierujących naszymi relacjami z innymi ludźmi. Zamiast odpowiedzi usłyszałem pytanie : w jakiej koncepcji psychologicznej chciałby pan spojrzeć na człowieka ? Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Zrozumiałem wówczas, że psychologia nie ma jednoznacznego obrazu mechanizmów psychologicznych, która mną kierują. Potem studiując różne koncepcje dostrzegłem, iż niekiedy wręcz zaprzeczają one sobie nawzajem. W psychologii indywidualnej czytam, iż to co steruje naszym życiem jest głównie w nas, a psychologowie społeczni twierdzą, że nasze życie sterowane jest relacjami z innymi ludźmi. Z punktu widzenia pracy nad sobą, nad doskonaleniem własnych mechanizmów, ma to przeogromne znaczenie : czy mam budować samoświadomość , aby poznać siebie i doskonalić swoje mechanizmy, czy też mam koncentrować się na relacjach, w których ponoć jest podstawowe źródło moich emocji i uczuć ? Gdzie jest przyczyna, a gdzie skutek? Dużo czasu potrzebowałem na to, aby „wyłuskać” z tej mnogości koncepcji jedną spójną, która moim zdaniem najlepiej oddaje strukturę psychiczną człowieka. Musiałem na coś się zdecydować, aby potem móc poszukiwać najbardziej skutecznych metod doskonalenia postaw i zachowań. Dziś, kiedy pojawia się jakieś pytanie sięgam do takich autorytetów jak m.in. Jung, Rogers, czy działających współcześnie Seligman i Csikszentmihalyi, jak również neurobiolog LeDoux. W akcie zrozumienia przeze mnie człowiek poważny udział mają m.in. książki Fromma i Golemana. Mój dylemat potwierdzają słowa pani psycholog , którą kiedyś poznałem . Twierdzi ona, iż aby dobrze „uprawiać psychologię” najpierw trzeba zapomnieć to, co się usłyszało na studiach, aby potem od początku konstruować psychologiczny obraz człowieka. W słowa te wpisuje się wyrażone dziś stanowisko uznanego autorytetu w dziedzinie psychologii, prof. dr hab. Jana Strelaua : „Nie ma dziś w psychologii takiej teorii, która jest uznawana za jedynie trafną czy najlepiej tłumaczącą nasze zachowania, a więc nie ma jedności wśród psychologów.” (Charaktery 9/2011).
Zakończyłem edukację szkolną kilkadziesiąt lat temu, ale 1 września do dziś odczuwam jako dzień szczególny. W końcu przez 13 lat wyznaczał początek ważnego okresu mojego życia – rok szkolny (8 lat szkoły podstawowej i 5 technikum). Dziś z perspektywy czasu, a może przede wszystkim z racji moich zainteresowań, postrzegam te lata jako niezmiernie ważny czas, w którym kształtowała się moja osobowość. Zresztą również psychologia nadaje temu okresowi życia młodego człowieka bardzo duże znaczenie. To w tym okresie poza rodzicami, wychowawcy oraz środowisko szkolne, „programuje” mechanizmy, które w wieku dorosłym manifestują się określoną postawą i zachowaniami. Osobiście odczułem to bardzo mocno. Mając stosunkowo wysoki poziom samoświadomości, wielokrotnie mogłem obserwować w życiu dorosłym, skutki tak zwanego procesu wychowawczego. W sposób szczególny utkwiła mi w pamięci scena jaka rozegrała się w ósmej klasie, pomiędzy mną, a nauczycielką matematyki. Na jej pytanie, gdzie zamierzam kontynuować edukację po zakończeniu szkoły podstawowej odpowiedziałem, że w technikum. Wywołało to w niej niedowierzanie, a jednocześnie ironię : ty z twoją matematyką do technikum ?! Na stojąco, przed klasą wysłuchiwałem krytyczną opinię na mój temat. Nauczycielka matematyki oceniała „moją matematykę” przez pryzmat umiejętności matematycznych mojego brata, który startował z sukcesem na olimpiadach matematycznych. Miałem u niej ocenę dobrą, w technikum należałem do czołówki jeżeli chodzi o wyniki w nauce. Dzięki matematyce dostałem się na studia, w czasie których dorabiałem na korepetycjach z matematyki. Jednak tę scenę pamiętam do dziś, a w późniejszych latach, wielokrotnie „słyszałem” głos płynący gdzieś z głębi mojej podświadomości : nie poradzisz sobie. Dziś słyszę od dyrektorki szkoły do której uczęszcza mój syn, że szkoła to miejsce, w której uczeń odnosi przede wszystkim sukcesy. Wspaniałe założenie. Tylko czy na pewno nauczyciele i wychowawcy są przygotowani do pełnienia roli „wzmacniacza sukcesów” ? Mówiąc „przygotowani” mam tu na myśli to, czy sami znają smak sukcesu. Trudno bowiem zauważać go u innych, mówić o nim, kiedy zna się go tylko teoretycznie. Nauczycielowi – wychowawcy, który była programowany podobnie jak ja, a jednocześnie do dziś nic nie robi, aby zweryfikować swoje oprogramowanie, będzie bardzo trudno zauważyć i wzmacniać sukces swoich uczniów.
Uważam, że każdy człowieka powinien korzystać z informacji zwrotnej. Tak nazywam informację o nas, o naszym zachowaniu i postawie, wyrażoną przez innych. Normalnym jest, że może się zdarzyć, iż nie zrobimy tego co powinniśmy, albo zachowamy się w sposób w jaki nie powinniśmy, a jednocześnie nie mamy tego świadomości. Ktoś dający nam o tym informację pełni rolę lustra, w którym możemy to dostrzec. W ten sposób możemy poprawiać własną „urodę”, oczywiście zakładając, że jesteśmy tym zainteresowani, i nie uważamy już siebie za doskonałych. Pojawia się jednak tu poważny problem : nie wszystkie informacje są wiarygodne, a twierdzę wręcz, iż niewiele oddaje prawdę o nas. Najczęściej są one wyrazem problemów jakie mają ze sobą ci, którzy je nam przekazują. Za pozorną życzliwością, często kryją się ich kompleksy. Niekiedy informacja zwrotna wyrażana jest z tak głębokim przekonaniem i pewnością, że może robić wrażenie wiarygodnej. To przejaw szczególnej postawy tych osób, gdzie uwagi kierowane pod adresem innych, są bardzo ważne dla ich psychiki.