Kilka lat temu zaprzyjaźniłem się z Anią i Romkiem. Małżeństwo to stało się mi bliskie. Spotykaliśmy się nie tylko z okazji urodzin czy imienin. Inicjowaliśmy spotkania niemalże w każdy weekend, gdy Ania i Romek przyjeżdżali do swojego domu w Steklnie, gdzie mieszkam. Często nie tylko wspólnie bawiliśmy się, ale i długo, głęboko rozmawialiśmy na temat wiary, życia i jego sensu. Otwartość Ani i szczególny, pogodny charakter Romka tworzyły atmosferę, w której czułem się bardzo dobrze i miałem poczucie wyjątkowo pożytecznie spędzonego czasu. Dwa lata temu okazało się, że Ania ma rozległy nowotwór.
Dziś już jej nie ma. Zmarła przed miesiącem – 4 lipca. Dotknęło mnie to w sposób, który mnie samego zaskoczył. Jednak nie o tym chciałem tu napisać. Zachowanie i postawa Romka pokazały mi, jak działa prawdziwa miłość, jaki jest jej efekt. Od wielu lat zgłębiam tajemnice relacji międzyludzkich. Wiele czytałem na temat miłości. Zdobywałem wiedzą na temat jej prawdziwego oblicza, ale pierwszy raz miałem okazję zobaczyć, jak wygląda ona w rzeczywistości.
Konfrontując znane mi opisy miłości stworzone przez różnych autorów, uznałem, że najbardziej przejrzystym i oddającym jej obraz, jest opis miłości autorstwa św. Pawła:„Miłość jest cierpliwa, miłość jest dobrotliwa, nie zazdrości, miłość nie jest chełpliwa, nie nadyma się.Nie postępuje nieprzystojnie, nie szuka swego, nie unosi się, nie myśli nic złego…” (I Kor. 13.4-6)
I właśnie taką miłość dostrzegłem u Romka.
Kiedy u Ani zdiagnozowano chorobę nowotworową, przeszła operację, a potem musiała poddać się chemioterapii. Mimo tego, że była wyjątkowo dzielna nawet wtedy, kiedy wypadły jej włosy, w jej zachowaniu pojawiały się chwile zwątpienia i irytacji. Dobrze to znałem, gdyż 11 lat temu byłem w podobnej sytuacji. Chemia osłabia, wyzwala złe samopoczucie, a nawet bóle. Już na początku choroby Ani usłyszałem od Romka: „ja ją naprawdę bardzo kocham”, co powiedział z pewnym zdziwieniem w głosie. Ta wyjątkowa sytuacja, w jakiej się znalazł, uwydatniła w nim uczucia, które wcześniej prawdopodobnie były poza jego świadomością. Widziałem niesamowitą troskę Romka, oddanie i tolerancję, jaką bez trudu okazywał Ani, gdy choroba zmieniała jej zachowanie. Do tego starał się utrzymać pogodny nastrój, co – jak dało się zauważyć – wpływało na nią pozytywnie. Jak potem mi powiedział, miał świadomość, że Ania umrze, ale starał się zadbać o jej komfort i sprawić, żeby do końca była szczęśliwa. I rzeczywiście, tak jak to obserwowałem z boku, wychodziło to mu bardzo dobrze.
Śmierć Ani bardzo wstrząsnęła Romkiem, ale jego reakcja była różna od reakcji osób, które, podobnie jak on, straciły bliską osobę. Wkrótce po pogrzebie nie widziałem głośnej rozpaczy, ani nie słyszałem pytania „dlaczego?”. W sposób szczególny zdumiała mnie jego odpowiedź na pytanie, które zadałem mu klika dni temu: „Czy czujesz ból po stracie Ani?” Odpowiedział mi, że nie widzi powodów, aby go odczuwać. Jak stwierdził, przeżył z nią wspaniałe lata, za które dziękuje Bogu. Według niego śmierć Ani nie była dla niego krzywdą, bo przecież on ją kochał bezwarunkową miłością, która przede wszystkim daje, nic w zamian nie oczekując. Rozpaczamy po stracie swojej własności, a Romek nie traktował Ani jak kogoś, kto mu się „należy”. Ona była dla niego osobą, która pozwalała mu realizować się w jego miłości. Romek twierdzi, że dziś tylko fizycznie jej nie ma, ale duchowo jest przecież obecna i to mu w zupełności wystarcza. Taka jej obecność dostarcza mu szczególnej radości.
Przyglądając się Romkowi i rozmawiając z nim, dostrzegam tę jego niezwykłą radość. Chętnie rozmawia o Ani, przywołuje ważne chwile, jakie spędzili razem i nie ma w tym nawet cienia przygnębienia. Miłość jaką obdarzył Anię nie była materialna, przetrwała mimo śmierci. Naturalnym odczuciem w takiej sytuacji jest zatem wdzięczność, nie rozpacz.
Jestem pod ogromnym wrażeniem postawy Romka. W rzeczywistości pokazuje ona efekty, jakie przynosi prawdziwa miłość. To wyjątkowe doświadczenie, za które dziękuję jemu i Ani.