W miniony weekand zakończyliśmy rodzinne uroczystości związane z jubileuszem 60 – lecia małżeństwa moich Rodziców. Dziś, bez cienia wątpliwości mogę powiedzieć, że trwałość ich związku zapewniła im głęboka wiara w Boga. Wielokrotnie miałem okazję przekonać się o tym. Jednocześnie ich życie pozwoliło mi odróżnić wiarę od przynależności do Kościoła. Dzięki Rodzicom rozumiem, czym jest duchowość, jak ważna jest ona w życiu, i że nie należy ją utożsamiać z osobami duchownymi.
Dobrze pamiętam różne sytuacje związane zarówno z relacjami pomiędzy Rodzicami, jak i te związane z trudnościami życia codziennego. Kiedy patrzę na ich związek z perspektywy dnia dzisiejszego to odnoszę wrażenie jak gdyby oboje związani byli trwałym fundamentem. Mimo tego, że ich życie przepełnione było różnymi burzami, oni trwali razem. To nie szalona miłość do siebie, ale wiara pozwoliła im przetrwać trudne chwile. Zarówno Mama jak i Tata mieli swój duchowy świat, w którym odnajdywali siłę. Wielokrotnie widziałem ich pogrążonych w modlitwie.
To, co było i jest dla mnie bardzo interesujące to fakt, że negatywny wizerunek Kościoła kształtowany przez niektórych duchownych nigdy nie miał wpływu na wiarę Rodziców. Było to dla mnie o tyle zaskakujące, że wielokrotnie w swoim życiu, a szczególnie dziś w mojej pracy jako trener i coach, spotykam się z deprecjonowaniem znaczenia wiary w wyniku krytycznej oceny księży. Na moje pytanie czy jest pani/pan osobą wierzącą, słyszę jak mam wierzyć kiedy ksiądz zrobił to…, albo zachował się tak….
Jak różna jest to reakcja od tej jaką prezentuje moja Mama. Już jako kilkuletnia dziewczynka widziała jak kury księdza dziobią ser, który ona jadła tylko od święta. Była świadkiem jeszcze wielu innych historii związanych z życiem duchownych, ale nigdy, w żaden sposób nie wpłynęło to na jej wiarę.
Dziś dla mnie moi Rodzice są jednoznacznym, namacalnym dowodem na to, co daje wiara. I nie zniszczy tego, ani Ojciec Dyrektor, ani abp Hoser, ani żaden inny hierarcha Kościoła Katolickiego.