Przechadzając się wczoraj po jednym z centrów handlowych usłyszałem fragment rozmowy dwóch młodych kobiet. Jedna z nich powiedziała: „Jesteś za dobra dla ludzi”, na co ta druga stwierdziła: „Nie warto być dobrym dla innych”. I tu przypomniały mi się podobne stwierdzenia, które słyszałem już wcześniej podczas prowadzonych przeze mnie szkoleń.
I tak, z jednej strony słyszymy nawoływania do bycia dobrym dla innych, do traktowania ludzi z życzliwością, a nawet miłością (o czym mówi m.in. Kościół Katolicki), a jednocześnie pojawiają się wnioski takie, jak m.in. te, które właśnie usłyszałem z ust tych młodych kobiet w centrum handlowym.
Czy rzeczywiście istnieje dobro, które naraża człowieka na negatywne konsekwencje?
Odpowiedź na to pytanie wymaga głębszego wglądu w ludzkie potrzeby, a w ich konsekwencji – postawy i zachowania. Jedną z ważnych potrzeb wpływających na nasze zachowanie i postawę jest potrzeba docenienia, uznania, akceptacji, życzliwości ze strony innych. Najczęściej w literaturze przedmiotu określa się ją mianem potrzeby miłości. Kiedy potrzeba ta jest wysoka, w sposób zasadniczy determinuje zachowanie i postawę człowieka. Wówczas, najczęściej nie mając tego świadomości, człowiek koncentruje swoją uwagę głównie na zabiegach, które mają doprowadzić go do zaspokojenia tej potrzeby. I tu pojawiają się charakterystyczne postawy. Jedna z nich przejawia się demonstrowaniem własnych kompetencji, osiągnięć, wyglądu, co w konsekwencji ma wymusić na innych uznanie, prestiż: Trudno mnie nie docenić, skoro jestem tak dobry. Amerykańska psycholog Karen Horney postawę tę nazwała „nastawieniem przeciw ludziom”. W mojej książce „Psychologia jednostki. Odkoduj szyfr do swojego umysłu” nazwałem ją „postawą nad ludźmi”. Uznałem, że określenie to bardziej oddaje charakter zachowania człowieka z tak silnie zawyżoną potrzebą miłości.
Zupełnie czym innym przejawia się inna postawa, nazwana przez Horney „nastawieniem do ludzi”. Człowiek taki jest nad wyraz życzliwy, dobry, ugodowy, a wszystko po to, aby zaskarbić sobie sympatię innych. Silnie zawyżona potrzeba miłości może sprawić, że człowiek przyjmuje postawę przypominającą merdającego ogonem psa, który czeka, aż pan go pogłaszcze. I to właśnie ta dobroć narażona jest na wykorzystywanie, a nawet ośmieszanie.
Osoby z „nastawieniem przeciw ludziom” traktują tych z odmienną postawą (chociaż zdeterminowaną tą samą potrzebą) jak swoje ofiary. W konfrontacji z nimi czują się wyjątkowo silni i ważni. Jak pokazuje moje doświadczenie, zjawisko mobbingu występuje w relacjach pomiędzy osobami, które prezentują „nastawienie przeciw ludziom” i tymi z „nastawieniem do ludzi”. Oczywiście mobberami są ci pierwsi.
Dobro zdeterminowane głównie wysoką potrzebą miłości ciągle jest narażone na przykrość, a nawet ból, gdyż jest nadal spora grupa ludzi prezentujących „postawę nad ludźmi” („nastawienie przeciw ludziom”). Jedynie budowanie własnej autonomii, czyli zmniejszanie potrzeby miłości, może chronić nasze dobro przed destrukcyjną reakcją takich ludzi. Niezależność psychiczna od innych wyzwala asertywne reakcje, co sprawia, że potrafimy stawiać granice, jednocześnie zachowując zasadę fair play.
Odpowiadając na pytanie postawione w tytule: „Czy warto być dobrym dla innych?” odpowiem, że absolutnie tak. Z jednym tylko zastrzeżeniem: dobro ma być bezwarunkowe, czyli nie podyktowane potrzebą zaskarbiania sobie miłości. Wówczas nasze dobro daje wyjątkowo pozytywne rezultaty. Skutecznie wspiera budowanie pozytywnych relacji, a jednocześnie uaktywnia pierwiastek dobra, który jest w każdym z nas. Przekłada się to automatycznie na wzrost jakości naszego życia i to w każdej jego dziedzinie. Naprawdę opłaca się być dobrym. Osobiście sprawdziłem to.