Pytanie to, chociaż nienowe, mocno mi wybrzmiało po przeczytaniu najnowszego numeru "Charakterów” (1/2016). To psychologiczny magazyn, który czytam praktycznie od początku jego powstania, czyli od 1997 roku. W przewodnim artykule styczniowego numeru pt. "Być sobą, czy grać siebie”, jego autor, prof. dr hab. Wiesław Łukaszewski, odnosi się do zagadnienia zmiany siebie. Poza prezentacją różnych koncepcji z zakresu tego zagadnienia, przedstawia również swoje zdanie na ten temat. Czuję się trochę niezręcznie z racji szacunku do Pana Profesora, ale jednocześnie trudno mi jest nie odnieść się krytycznie do jego stanowiska.
W ostatniej części artykułu czytam: "Ponad czterdzieści lat temu opublikowałem książkę Szanse rozwoju osobowości. Przedstawiłem w niej ideę zmiany rozwojowej jako ubocznego efektu naszej aktywności. Nie jako celu samego w sobie, nie jako środka do jakiegoś celu, ale rozwoju przy okazji. Idea ta nadal wydaje się płodna i interesująca…”. Jak wyjaśnia profesor, to głównie warunki, "w jakich przychodzi nam działać”, nie tylko wymuszają zmiany, ale również podtrzymują je. "Już sama wiadomość, że zostanie się rodzicem, zmienia sposób myślenia o sobie samym. Rzeczywista konfrontacja z rodzicielstwem nieraz przyczynia się do zmian rewolucyjnych.”
Rzeczywiście, trudno zaprzeczyć, że nowe życiowe role, nowe okoliczności, w jakich przychodzi nam żyć, wymuszają zmiany w nas samych. Uczymy się roli matki, ojca, pracownika, szefa, polityka itp. Jednak, jak pokazuje doświadczenie, i co bez trudu można zaobserwować niemalże codziennie, role te pełnione są często w sposób wyjątkowo mało kompetentny, a niekiedy wręcz destrukcyjny. Prawdą jest, że nieraz dochodzi do zmian rewolucyjnych, ale ta poważna zmiana nierzadko ma charakter negatywny.
Co stoi na przeszkodzie zmian rozwojowych wymuszonych przez aktywność człowieka, że nie prowadzą one do jego postaw i zachowań konstruktywnych, a niekiedy są po prostu zgubne?
Dlaczego tak często nie realizuje się koncepcja Pana Profesora Łukaszewskiego o "rozwoju przy okazji”? Zakładam tu oczywiście, że Pan Profesor, mówiąc o rozwoju, ma na myśli jego pozytywny charakter, zarówno dla samego człowieka, jak również dla jego otoczenia.
Moim zdaniem Pan Profesor pomija niezmiernie ważny składnik struktury psychiki człowieka, a mianowicie jego "system operacyjny” – bazę psychiczną. Nowe role życiowe, i wyzwania, wymuszają posiadanie nowych "programów użytkowych” – nowych umiejętności. Jednak, aby przynosiły one dobre – konstruktywne rezultaty, potrzebna jest sprawna baza psychiczna. Podobnie jak w komputerze nawet najlepszy program nie będzie działał dobrze przy niesprawnym systemie operacyjnym. Jak pokazuje doświadczenie, kiedy baza psychiczna jest "zawirusowana”, nie udoskonala się ona "przy okazji”.
Sama nowa aktywność, przed którą stoi człowiek, nie ma wpływu na jej zmianę. Nowa rola życiowa – rola ojca – wymusza uczenie się nie tylko nowych czynności (np. kąpanie, przewijanie), ale również rozwój postaw i zachowań, które wspierałyby jak najlepsze wychowanie dziecka, a te ściśle związane są z bazą psychiczną. Awans na kierownika zespołu wymusza zdobycie nowych umiejętności, takich jak m.in. motywowanie czy dawanie informacji zwrotnej (pochwała, nagana). W dużej mierze jednak skuteczność kierowania innymi zależy od postawy kierownika, od tego, na ile potrafi panować nad stresem, reagować asertywnie, a przede wszystkim na ile wierzy w swój osobisty potencjał, czyli jakie jest jego poczucie własnej wartości. I to właśnie stanowi bazę psychiczną – "system operacyjny” człowieka.
Doświadczenie pokazuje jednoznacznie: nowa rola – nowa aktywność człowieka nie zmienia automatycznie jego kompetencji psychicznych (bazy psychicznej). Od lat obserwuję to w mojej pracy jako trener, coach czy terapeuta par. Wielokrotnie widziałem, jak pracownik awansowany na stanowisko kierownicze, nawet po długim czasie nie staje się liderem zespołu, a pozostaje jedynie zarządcą. Niezmiernie wyrazistym dowodem potwierdzającym to zjawisko są małżeństwa. Rola męża czy żony to okoliczności, w których wręcz obnażają się wszystkie niedoskonałości kompetencji psychicznych. Nowa aktywność życiowa, czyli rola męża czy żony, często przez wiele lat nie prowadzi do zmian, które czyniłyby z życiowych partnerów osoby w pełni kompetentne do tworzenia związku szczęśliwego i spełnionego.
Każdy człowiek posiada "system operacyjny”, który albo sprawnie adaptuje nowe umiejętności podyktowane przez nowe role, albo sprawia, że nowe wyzwania uruchamiają głównie destrukcyjne zachowania i postawy. Oczywiście nie działa to w systemie zero–jedynkowym, co oznacza, że nasz "system operacyjny” nie jest albo sprawny, albo niesprawny. Poziom jego zawirusowania może być różny. Niestety, jak pokazują badania, większość z nas powinna pracować nad swoją bazą psychiczną. Tylko praca nad sobą poprzez budowanie świadomości samego siebie – rozpoznawanie tego, co należy do destrukcyjnego Ja, jak również odkrywanie osobistego potencjału – może usprawnić działanie naszego "systemu operacyjnego”. Pomocna jest w tym odpowiednia wiedza oraz wsparcie kogoś, kto zna ten proces wewnętrznych przemian, a dodatkowo sam go realizuje.
Mam świadomość, że ten proces nie jest prosty, tym bardziej, że nasza psychika nie jest zainteresowana jego realizacją. Ona preferuje status quo, bez względu na to, jak bardzo nasze zachowanie i postawa są destrukcyjne. Osobiście poznałem jej opór, a dziś obserwuję go u moich klientów. Jednak wiedza, jaką dotychczas zdobyłem, potwierdzona nie tylko moim osobistym doświadczeniem, mówi jednoznacznie "zacznij od siebie”. Mówili już o tym starożytni filozofowie, mówi o tym obecna w naszej kulturze religia chrześcijańska, mówi o tym wielu współczesnych psychologów.
Nie zgadzam się z Profesorem Łukaszewskim, który mówi o "rozwoju przy okazji”. Sensem i treścią życia człowieka powinien być przede wszystkim rozwój wewnętrzny. To dzięki niemu możemy skutecznie zmieniać świat. Rozumiem zastrzeżenia Profesora co do różnych, błędnych metod rozwoju osobistego, jednak nie mogą one przekreślić tego podejścia do procesu zmian. Janusz Korczak powiedział: "Jeśli chcesz zmieniać świat, zacznij od siebie”, a Profesor Łukaszewski w ostatnim zdaniu swojego artykułu stwierdził: "Niestety, zależność, że człowiek zmieniając siebie zmienia świat, raczej obronić się nie da.” Obiema rękoma podpisuję się pod słowami Janusza Korczaka.