Świadomie nie odnoszę się do tego jak wykorzystywany i traktowany jest dzień św. Walentego. Wzbudza on jedynie we mnie refleksje nad miłością. Wielokrotnie odnosiłem się do tego pojęcia. Pisałem nawet pracę na zakończenie studiów podyplomowych na psychologii pt. „Miłość i potrzeba miłości”. Niestety pojęciem miłości najczęściej określa się stan jaki pojawia się w chwili zakochania. Kiedy to inna osoba (najczęściej płci przeciwnej) niemalże całkowicie wypełnia nasz umysł. Poza nieustannym myśleniem o niej, pojawiają się szczególne uczucia, nie występujące w żadnej innej sytuacji życiowej. Potrzeba bliskości ( w tym tej intymnej), dotykania, przytulania jest tak silna że trudno ją opanować. Myślę, że uczucie to trudno oddać słowami. Stąd tak bardzo od zawsze absorbuje ono wielu artystów, malarzy, poetów i muzyków. Kiedy jednak wczytamy się w Biblię, albo na przykład w słowa Jana Pawła II albo Dalajlamy, okazuje się że miłość to uczucie przejawiające się życzliwą, bezwarunkową postawą wobec innych, w której nie ma zazdrości czy niechęci. Jest tam dużo empatii i, otwarcia się na drugiego człowieka, nie tylko na osobę w której jesteśmy zakochani. Przy czym, co jest tu bardzo istotne, uczucie to nie jest warunkowane jakimś szczególnym zachowaniem osób, do których je kierujemy. Stąd tak rozumiana miłość jest bezwarunkowa. Badania neurobiologów prowadzone na osobach zakochanych wykazały szczególne uaktywnienie się trzech sfer mózgu (trzech pierwiastków związku, który nazywamy stanem zakochania). Jedna odpowiedzialna za pobudzenie seksualne, druga za potrzebę miłości (to ona leży u podstaw motywacji do zabiegania o bliskość ) i trzecia właśnie za to bezwarunkowe uczucie. Kiedy jesteśmy zakochani warto zadać sobie pytanie : ile jest we mnie tej miłości, o której mówił m.in. JP II, i do której namawia nas Dalajlama.