W rozmowach prywatnych coraz częściej słyszę wypowiedzi w stylu : „nie słucham już polityków, bo po co mam się denerwować.” W pewnym sensie jest to zrozumiałe. Wzajemne oskarżenia, insynuacje, tworzą trudny do zaakceptowania obraz sceny politycznej. Aby jak najlepiej zrozumieć ludzkie zachowania, od wielu lat staram się przyjmować postawę, którą na własny użytek nazywam „postawą ornitologa”. Występuje w niej głównie ciekawość, zainteresowanie, oraz pozytywne doznanie uaktywniające się w chwili odkrycia czegoś nowego, interesującego. Niestety obserwacja sceny politycznej, wywołuje u mnie doznania, dalekie od tych będących efektem „postawy ornitologa”. Mimo tego, iż odkrywam interesujące z punktu widzenia badacza ludzkich zachowań, zależności , to jednak dominuje we mnie uczucie będące mieszaniną złości i smutku. Wynika to z faktu, iż zachowania polityków wywołują nie tylko negatywne konsekwencje w ich wzajemnych relacjach, ale to co najgorsze ugruntowują destrukcyjne postawy społeczne. Politycy z pierwszych stron gazet promujący niechęć, a wręcz nienawiść dają wyraźny sygnał do akceptacji takich postaw. Nie zawsze wprost, ale twierdzą, że są one uzasadnione. Psychologia społeczna dysponuje wynikami badań, którą mówią o bardzo destrukcyjnym wpływie takich postaw na życie zarówno jednostki, jak i społeczeństwa. Nie wspominając już o tym co mówią o takiej postawie zasady leżące u podstaw chrześcijaństwa, na które powołują ci sami politycy. Stąd pojawia się u mnie złość, a smutek jest wyrazem uruchomionej wyobraźni o konsekwencjach społecznych zachowań polityków. W tej sytuacji nie potrafię wznieść się ponad.