Wczoraj w jednej z audycji telewizyjnych usłyszałem, że spory są potrzebne, ale bez podziałów. To rzeczywiście byłoby piękne. Na scenie politycznej głównie obserwowalibyśmy dyskusje merytoryczne, a nie przesiąknięte osobistymi wycieczkami. Zamiast na przykład „można odnieść wrażenie jakby pozjadał pan wszystkie rozumy ”, słyszelibyśmy „szanuję pana stanowisko jednak uważam że w tę sprawę można rozwiązać inaczej”. W domu rozmowa z żoną o zakupie nowego samochodu zamiast pełna wyrzutów np. „zawsze boisz się odważnych decyzji” odnosiła by się do spraw merytorycznych „rozumiem twoje obawy, jednak analiza naszego budżetu wykazuje, że możemy sobie pozwolić na nowy samochód". Piękne ….stanowiska odmienne, ale nie konfliktujące. Dlaczego to takie trudne ? Okazuje się, że nawet niezbyt głęboka analiza narracji ludzi, którzy tworzą podziały (rozumiane tu jako źródło konfliktów) wykazuje przede wszystkim brak szacunku do drugiej strony sporu. Niezgodność w prezentowanych stanowiskach staje się okazją do wykazania niekompetencji , a nawet poniżania drugiej strony. Traktowane jest to jako okazja na odegranie się za dawne urazy, albo dowartościowanie się przez deprecjonowanie strony przeciwnej, albo jedno i drugie. Odnosząc się do postawionego na wstępie pytania, trzeba jednoznacznie stwierdzić, że bez weryfikacji – przeprogramowania naszej psychiki, spór bez podziałów jest niemożliwy ! To przeprogramowanie możliwe jest tylko w procesie budowania samoświadomości (rozumienia samego siebie, swoich prawdziwych motywacji), którą wielu wybitnych, współczesnych psychologów (m.in. Damasio) określa największym wyzwaniem stojącym przed człowiekiem żyjącym w XXI wieku.