Kiedy mój syn ożenił się , zrozumiałem że moja rola rodzica zamienił się w rolę rodzica – widza. Można by powiedzieć „tylko widza”. I jest to normalna kolej rzeczy, chociaż kiedy ten stan przychodzi pojawia się dziwne uczucie z domieszką żalu. Psychologia zjawisko to nazywa „syndromem opuszczonego gniazda”. Wiadomym jest , że potrzeba czasu, aby zaakceptować nową rolę. Pojawia się tu jednak jeszcze coś innego, ważnego z punktu widzenia oceny tego jak ukształtowałem moje dziecko . Czy i jak radzi sobie z życiem, oraz „sobie ze sobą” ? Mój udział w tych umiejętnościach jest nie do zakwestionowania. W ten sposób jestem nie tylko widzem, ale i „współscenarzystą” tego co obserwuję. Nawet gdybym bardzo chciał, to już nie mam możliwości wprowadzania korekt do tego co widzę. I to niekiedy może być przykre. Myślę, że w procesie wychowawczym nie ukształtowałem relacji coachingowych, które dzisiaj nie ograniczałyby mojej roli tylko do roli widza.