Jak często mówimy „tak kochanie”, „masz rację kochanie”, uznając takie zwroty za przejaw prawdziwej miłości. Traktujemy bezwarunkową akceptację i tolerancję jako nieodłączny element budowania relacji opartych na miłości. Chcemy jej, stąd nie mówimy „nie”. W imię dobrych relacji unikamy sytuacji, które mogłyby wywołać konflikt, no bo przecież miłość pojmujemy jako pełne porozumienie i zgodę, a nie konflikt. W ten o to sposób nie dostrzegamy symptomów, które nie służą temu, o co tak zabiegamy. Pozwalamy rozwijać się „wirusom”, które często powoli, wręcz niezauważalnie „zachwaszczają” relacje małżeńskie/partnerskie. Po kilku lub nawet kilkunastu latach trwania związku stają się one tak silne, że praktycznie bardzo trudno, a niekiedy wręcz niemożliwe jest ich usunięcie. Czy można temu zapobiec ? Moim zdaniem tak, pod warunkiem że poznamy czym jest prawdziwa miłość. Wtedy bez problemu odróżnimy symptomy prawdziwej miłości od „wirusów”. Wtedy właśnie w imię tej miłości potrafimy powiedzieć „nie”. I nie dlatego aby zaznaczyć swoją pozycję w związku, ale dlatego aby go budować. W ten sposób rodzi się prawdziwe „my” . Jedynym problemem pozostaje tu akt poznania czym jest prawdziwa miłość . Wiem na pewno, że niemożliwe jest jej rozpoznanie, bez odnalezienia (poczucia) jej w sobie. Od tego powinniśmy zacząć. Pozwoli to nie tylko bez problemu rozpoznać wirusy, ale i dysponować najlepszym budulcem związku (budulcem „my”).