Podczas pasterki, w której tradycyjnie uczestniczyłem po wieczerzy wigilijnej, w pewnym momencie uświadomiłem sobie, że myślami jestem gdzie indziej. Ksiądz sobie, a moje myśli sobie. Mając już doświadczenie w zarządzaniu własnym umysłem, szybko wróciłem myślami do miejsca, w którym byłem fizycznie. Zarówno błądzenie myślami, jak i natręctwa myśli, to zjawiska dobrze mi znane nie tylko z książek czy poradników, ale również z osobistych doświadczeń. Wiem, jak bardzo są one powszechne. To dlatego uznałem, że warto o nich napisać, tym bardziej, że dobrze wiem, jaki wpływ ma wiedza o naturze myśli na rozwijanie umiejętności zarządzania myślami. Być może będzie to komuś pomocne.
Zarówno myśl (obraz, ocena rzeczy, ludzi, zjawisk), jak i proces myślenia, poza uczuciami i emocjami, stanowią główną treść ekranu naszego umysłu. Możemy, za sprawą naszej woli, świadomie wypełnić go myślami (np. kiedy przed snem chcemy dokonać analizy minionego dnia) albo (jak to miało miejsce u mnie podczas pasterki) bez naszego udziału myśli pojawiają się same.
Mówiąc o „wypełnianiu myślami” ekranu naszego umysłu, mam na myśli kierowanie uwagi na świadomie wybrane przez nas treści. To jedna z najważniejszych umiejętności, w jakie zostaliśmy wyposażeni, ale niestety często mało rozwiniętych. Zarządzając naszą uwagą możemy decydować o tym, jakie myśli pojawią się na ekranie naszego umysłu. Korzystając z tej umiejętności na powrót skupiłem uwagę na tym, co podczas pasterki działo się wokół mnie. Dzięki niej również przed snem robię zwykle przegląd minionego dnia.
Bywa jednak i tak, że kiedy spotka nas przykrość ze strony innych lub zostajemy niesłusznie skrytykowani albo oskarżeni o coś, wówczas dużo trudniej odwrócić uwagę od myślenia o tym fakcie. Czasami mamy wrażenie, że jest to w ogóle niemożliwe. Za sprawą jakichś dziwnych sił uwaga „przyczepia się” do tego wydarzenia, a myślenie krąży tylko wokół niego, jednocześnie wyzwalając destrukcyjne dla nas uczucia i emocje.
Co poza nami, poza naszą wolą, zarządza naszą uwagą ?
Aby znaleźć odpowiedź na to pytanie, musimy sięgnąć pamięcią do czasów, kiedy żyliśmy jeszcze w jaskiniach, a nasze życie w dużej mierze uwarunkowane było tym, na ile właściwie potrafimy zareagować na różne zagrożenia, między innymi ze strony dzikich bestii. To wówczas w procesie ewolucji wykształcił się w nas mechanizm, który błyskawicznie, poza naszą świadomością, oceniał zagrożenie przez pryzmat pytania: „czy ja będę jego obiadem, czy on moim?”. W zależności od odpowiedzi uruchamiał się mechanizm „walki” albo „ucieczki”. Dodatkowo automatycznie cały organizm był przygotowywany do wybranej formy reakcji, a uwaga koncentrowała się głównie na zagrożeniu.
Mechanizm ten nazywam mechanizmem reakcji/zachowań obronnych (Joseph Ledoux w książce „Mózg emocjonalny” nazywa go mechanizmem strachu). Do dziś nie zmienił on formy swojego działania: monitoruje, ocenia i wyzwala reakcje, w zależności od ocenionego przez niego stopnia zagrożenia. Kiedy zdiagnozuje niebezpieczeństwo, niemożliwe staje się myślenie o czymś innym, jak tylko o tym, co nam zagraża. Gdy słyszę w lesie trzask gałęzi z niezidentyfikowanego źródła, trudno mi się skupić na myśleniu o grzybach, których właśnie szukałem. Im dłużej trwa taka chwila, tym „szczelniej” ekran mojego umysłu wypełniony jest pytaniem: „co to takiego?”. Jest to w pełni uzasadnione, gdyż w tej chwili być może chodzi o moje życie. Mechanizm zachowań obronnych ma pierwszeństwo przed wszystkimi innymi procesami i dlatego m.in. automatycznie uwaga kierowana jest na zagrożenie.
Jak twierdzą psychologowie ewolucyjni, to dzięki temu mechanizmowi przetrwał gatunek ludzki. Twierdzą jednocześnie, że nie jest on dostosowany do warunków, w jakich obecnie żyjemy.
Dziś już w centrum uwagi mechanizmu zachowań obronnych leżą nie dzikie bestie, a inni ludzie. Współcześnie mechanizm ten głównie koncentruje się na sferze relacji z innymi. Tam diagnozuje stan bezpieczeństwa lub jego brak. Monitoruje i ocenia, ile w innych ludziach jest akceptacji, zrozumienia, zainteresowania i życzliwości. Dopiero kiedy zidentyfikuje takie zachowania, relacje uznaje za bezpieczne. W innym przypadku wyzwala reakcje podobne do tych, jakie pojawiały się, kiedy stawaliśmy naprzeciw dzikiej bestii.
To z tego powodu, gdy ktoś sprawi nam przykrość lub niesłusznie skrytykuje, mechanizm zachowań obronnych identyfikuje taką sytuację jako zagrożenie i przejmuje kontrolę nad naszym myśleniem. Uwaga „przyczepia” się do źródła zagrożenia, a procesy myślowe, wspierane naszą inteligencją, stają się monotematyczne, obejmując swoim zakresem tylko to bolesne dla nas wydarzenie. Na nic zdają się zalecenia innych albo nasze starania, aby przestać o tym myśleć. Mechanizm zachowań obronnych zarządził alarm.
Zjawisko to obserwuję niemalże codziennie podczas moich spotkań z małżeństwami poszukującymi wsparcia. Ich mechanizmy zachowań obronnych zarejestrowały stan zagrożenia w ich relacjach. Skutkuje to zarówno adekwatnymi do stanu zagrożenia uczuciami i emocjami, jak również uwagą, która „przyczepia” się do myśli o tym zagrożeniu. Trudno w takim stanie o spokój i harmonię, a już w ogóle nie jest możliwe dostrzeżenie wypatrywanej z takim utęsknieniem miłości.
Opanowanie zjawiska błądzenia myślami jest o wiele łatwiejsze niż opanowanie natręctwa myśli, kiedy nasze mechanizmy zachowań obronnych zdiagnozują zagrożenie. Podczas pasterki straciłem tylko chwilowo kontrolę nad moją uwagą. Pamiętam jednak chwile, kiedy w wyniku traumatycznych wydarzeń nie było mowy o zmianie treści ekranu mojego umysłu, gdyż uwaga nie poddawała się żadnej kontroli. W wyniku natręctwa myśli potęgowały się destrukcyjne dla mnie uczucia i emocje. Wpadałem w spiralę destrukcyjnego „samonakręcania się”.
Na szczęście można przeciwdziałać temu wyjątkowo negatywnemu zjawisku. Niezbędny jest do tego odpowiedni trening uwagi, dzięki któremu zwiększamy nasz wpływ na nią. W ten sposób z czasem stajemy się coraz bardziej wprawnymi programistami treści monitora naszego umysłu. Czyni nas to coraz bardziej autonomicznymi – niezależnymi psychicznie od czynników zewnętrznych (w tym od innych ludzi). To my zaczynamy decydować nie tylko o tym, o czym mamy myśleć, ale również o przeżywanych uczuciach i emocjach.
Ponadto niezmiernie ważne jest „oswajanie” mechanizmu zachowań obronnych. Niestety, bardzo powszechnym zjawiskiem jest jego nadwrażliwość na zagrożenia, co sprawia, że „postrzega” on rzeczywistość głównie przez pryzmat czyhających wszędzie niebezpieczeństw. Dlaczego tak się dzieje, to temat wykraczający poza treść niniejszego artykułu. „Oswajanie” to proces zmniejszania poczucia zagrożenia, w wyniku którego ocena, a potem reakcje mechanizmu zachowań obronnych, stają się adekwatne do stopnia zagrożenia. Tutaj również dzięki odpowiedniemu treningowi możliwe jest usprawnianie pracy tego mechanizmu.
Poza treningami, o których tu mówię (informacje o nich można znaleźć w internecie, zainteresowanych zapraszam również do kontaktu ze mną), polecam gorąco zasadę, którą stosuję od lat, a która bardzo mi się sprawdziła. Jest to zasada „ograniczonego zaufania do własnych myśli”. Kiedy tylko dostrzegam w nich niepokój, przestaję im ufać. Z kolei, kiedy są w nich takie uczucia, jak spokój, opanowanie, wiara w najlepsze dla mnie rozwiązania, wówczas dopiero zatrzymuję na nich moją uwagę. Powodzenia J