Właśnie kupiłem „Poradnik Psychologiczny Polityki”. Zapewne nie zrobiłbym tego, gdyby nie zagadnienie, jakim ta publikacja zajęła się tym razem (to już 21. tom). Na okładce przeczytałem tytuł: „Wszystko o miłości”.
Od wielu lat w mojej pracy obserwuję, jak bardzo negatywne skutki wywołuje brak zrozumienia, czym jest prawdziwa miłość. Ponadto, czytając różne publikacje, często dostrzegam, jak bardzo potrafią one namieszać w głowach ludzi i przeszkodzić w zrozumieniu prawdziwej miłości. Biorąc do ręki ten poradnik liczyłem na to, że tym razem będzie inaczej. Niestety. Lektura jego artykułów wpisuje się w negatywny nurt prezentacji tego tak ważnego zagadnienia.
W pierwszym artykule pt. „Nasza kochaina” Pawła Walewskiego można przeczytać, że miłość to choroba. Jakiś czas temu powiedziała to również Beata Tyszkiewicz. Autor stawia pytanie: „Czy z miłości w ogóle da się wyleczyć ?” Ponadto z jego artykułu wynika, że miłość jest tym samym, co stan zakochania, co jest totalnym nieporozumieniem, a wiara w to przynosi niekiedy bardzo negatywne skutki dla związku małżeńskiego/partnerskiego. Na szczęście w artykule „Kwestia kochliwości” autorstwa Magdaleny Kaczmarek czytam: „Zakochanie nie jest jednak równoznaczne z miłością.” W zakresie tych pojęć nieświadomy jeszcze czytelnik może doznać niezłego zamieszania. Jeśli jednak poprzestanie na artykule Pawła Walewskiego, miłość będzie błędnie kojarzył z chorobą albo z przejściowym stanem zakochania.
Moim celem nie jest szczegółowa analiza treści artykułów zawartych w poradniku Polityki. Zainspirowany tą publikacją chcę tylko „wykrzyczeć”(!), jak negatywne skutki przynosi brak zrozumienia, czym jest prawdziwa miłość. Mówię i piszę o tym od wielu lat. Treści podobne do tych opublikowanych w poradniku pogłębiają ten brak zrozumienia, a co za tym idzie – jego negatywne skutki.
Przede wszystkim prawdziwa miłość nie jest chorobą. Problemem może być chorobliwa potrzeba miłości. Mamy z nią do czynienia wszyscy. Gdy niezaspokojona potrzeba przybiera wysoki poziom, wywołuje dyskomfort, a nawet ból psychiczny. To wówczas pojawiają się: zazdrość, złość, a nawet agresja skierowana wobec osoby, która nie zaspokaja tej potrzeby. To brak odróżnienia potrzeby miłości od jej prawdziwego „smaku” sprawia, że miłość kojarzona jest z chorobą. Bo rzeczywiście trudno nazwać dobrym stanem zdrowia myśli obsesyjnie zajęte inną osobą. Przejawem zdrowia na pewno nie jest sytuacja, kiedy „przylepiamy się” do tej osoby oplatając ją sobą jak bluszcz. Ból i cierpienie, kiedy osoba ta nie poświęca nam odpowiedniej ilości czasu albo kieruje swoją uwagę na innych, bez wątpienia są przejawem choroby. I o tym, a nie o miłości pisał Paweł Walewski w „Poradniku Psychologicznym Polityki”.
Prawdziwa miłość przejawia się bezwarunkowym szacunkiem, życzliwością, zrozumieniem innych. Nie jest to tylko uczucie, ale przede wszystkim postawa wobec innych. Miłość występuje z różną intensywnością, a jej szczególne nasilenie odczuwa partner/partnerka. „Kocham cię” oznacza tu informację, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby wesprzeć Cię w odkrywaniu Twojego potencjału, Twoich możliwości, tak abyś poczuła/poczuł swoją niezaprzeczalną wartość; zawsze możesz na mnie liczyć. Nie tylko tym, którym bliska jest wiara katolicka, polecam opis miłości autorstwa św. Pawła (1 Kor 13.4-8). Mówi on praktycznie wszystko o tym szczególnym uczuciu i postawie.
Kiedy prawdziwa miłość mylona jest z potrzebą miłości, wówczas destrukcyjne jej przejawy tłumaczone są wyjątkowo silnym stanem zakochania. Matka młodego mężczyzny, który napadł z nożem na swoją byłą dziewczynę, tłumaczy syna słowami, że był bardzo zakochany, a dziewczyna nie odpowiedziała na jego miłość. Mąż, który podniósł rękę na swoją żonę tłumaczy, że nie radzi sobie z wyjątkowo silną miłością do żony. I to są fakty.
Pamiętam, jak po spotkaniu ze studentami, na którym mówiłem o potrzebie miłości, podeszła do mnie dziewczyna z pytaniem: „Co mam zrobić z moim chłopakiem, którego kocham, a którego postawa staje się nie do zniesienia?” Mówiła mi, że on ją śledzi, przegląda jej pocztę e-mailową i czyta smsy, a wszystko to tłumaczy wyjątkowo silną miłością, jaką ją obdarza. Wszelkie rozmowy z nim kończyły się wyrzutami: „Powinnaś docenić to, jak bardzo cię kocham!”
Retorycznym staje się pytanie o skutki, jakie wywołują publikacje opisujące potrzebę miłości i nazywające ją miłością.
Kiedy ludzie nie mają świadomości, że prawdziwa miłość to nie stan zakochania, czynią z niego wzorzec miłości. Kiedy już minie uniesienie charakterystyczne dla stanu zakochania i osłabnie silna potrzeba bliskości, wówczas pojawia się myśl: „już jej/go nie kocham ”. Często w mojej praktyce spotykam się z porównywaniem tego, co jest dziś, do tego, co było przed laty – w pierwszym okresie znajomości. Brak doznań, jakie wcześniej były odczuwane, jest pretekstem do rozpadu związku albo co najmniej do poszukiwania dawnych uczuć gdzieś poza związkiem. Znam przypadki uzależnienia się od tego, co wnosi stan zakochania. Jego efektem są kolejne związki rozpadające się niemalże zaraz po tym, jak zanika stan zakochania. Badacze twierdzą, że trwa on nie dłużej niż dwa lata, a tymczasem osoba nieświadoma tego procesu, cały czas pozostaje pod wrażeniem tego szczególnego stanu umysłu, traktując go jako przejaw prawdziwej miłości.
Mógłbym tu przytoczyć bardzo wiele historii związków, które rozpadły się z powodu braku świadomości, czym jest prawdziwa miłość i kierowania się tylko tym, co wnosi stan zakochania. Ich charakterystyczną cechą są narastające konflikty, złość i wzajemna niechęć, pojawiające się, kiedy zaniknie uniesienie stanu zakochania. Często uczestniczą w tym dzieci, które ze szczególną wrażliwością odbierają wszystko to, co dzieje się pomiędzy rodzicami.
Trudno zniwelować negatywne skutki braku zrozumienia, czym jest prawdziwa miłość. Ich ograniczenie możliwe będzie przede wszystkim wtedy, kiedy publikacje na temat miłości nie będą myliły jej z potrzebą miłości oraz ze stanem zakochania. Wówczas łatwiej już będzie skutecznie promować wiedzę na temat tego, czym jest prawdziwa miłość oraz jak ją rozwijać. Tym bardziej, że jest ona nie tylko źródłem trwałych i szczęśliwych związków, ale również fundamentem rozwoju potencjału – dojrzałości każdego człowieka.