Służba zdrowia potrzebuje empatii lekarzy.

Mimo tak drastycznych zaniedbań  służby zdrowia, o których dziś tak głośno, mimo  osobistych przykrych doświadczeń  z kontaktów z lekarzami, nie chcę zasilać chóru osób narzekających. Chciałbym za to dołączyć swój głos do konstruktywnej  debaty na ten temat. Uważam, że dla poprawy efektywności działania służby zdrowia nie wystarczy jej reorganizacja, czy  dodatkowe nakłady finansowe.  Niezbędny jest wzrost empatii lekarzy. Moim zdaniem to niedoceniona, choć bardzo dobrze znana medycynie umiejętność, która ma ogromne znaczenie w procesie leczenia chorych. Myślę, że najwyższy czas, aby na liście niezbędnych kompetencji jakie powinien posiadać lekarz, odpowiednio wysokie miejsce zajęła empatia.

Kilka lat temu spędziłem w szpitalach 160 dni  zanim lekarze uporali się z moją chorobą nowotworową. Był to dla mnie czas szczególny, nie tylko z powodu zagrożenia mojego życia. Z racji moich zainteresowań relacjami międzyludzkimi i ich skutkami, miałem okazję z bliska obserwować zachowanie  personelu medycznego, jak również chorych. Moje szczególne zainteresowanie kierowałem na postawę lekarzy w relacjach z chorymi.   

W rozumieniu większości chorych, ich zdrowie i życie zależy głównie od  lekarzy. Nadanie im takiego znaczenia pociąga za sobą  wyjątkowe oczekiwania wobec nich. Poza oczekiwaniem stosowania najlepszych procedur przywracających zdrowie, czy ratujących życie,  w sposób szczególny widoczne jest oczekiwanie odpowiedniego nastawienia do pacjenta. Wielokrotnie obserwowałem wzrok pacjentów w chwili wizyty lekarskiej w szpitalnej sali. Przypominał mi on wzrok psa, który czeka na to, aby być pogłaskanym przez swojego pana. Porównanie to może nie jest zbyt delikatne, ale najdokładniej oddaje postawę pacjentów. Niekiedy można było odnieść wrażenie, że pacjenta nie interesują wyniki badań, czy informacja  o dalszych procedurach leczenia, tylko stosunek lekarza do niego.

Kiedy rozpocząłem moje leczenie w szpitalu, już w czasie pierwszego kontaktu z lekarzem usłyszałem, że mój proces leczenia zależy w 70 % ode mnie, a dokładnie od stanu mojej psychiki. Dziś czytam artykuły, w których specjaliści twierdzą, że jest to ponad 70%. Co ciekawego, lekarz nie uszczegółowił co kryje się pod pojęciem „odpowiedniego stanu mojej psychiki”. Dzięki wcześniejszym studiom nad tym zagadnieniem wiedziałem, że jest to wewnętrzny spokój, harmonia, a przede wszystkim wiara i takie przekonanie, że sprawy idą w dobrą stronę, mimo niekiedy braku racjonalnych przesłanek do takiego sposobu myślenia. W stanie choroby najmniej pożądany jest lęk. To on potrafi niekiedy znacznie obniżyć sprawność systemu odpornościowego człowieka. Wielokrotnie widziałem jak przekłada się to na spadek efektów leczenia, co niekiedy prowadziło do śmierci pacjenta. 

Według moich badań tylko 30% chorych wyposażonych jest w psychikę mającą predyspozycje do samodzielnej walki z chorobą. Pozostali chorzy wymagają wsparcia. Bez wątpienia rola bliskich jest tu nie  do przecenienia, jednak największe korzyści z punktu widzenia efektów leczenia, przynosi empatyczna postawa lekarza. Wyrażone przez niego wobec chorego  szczere zainteresowanie, życzliwość, zrozumienie, daje niekiedy efekt niewspółmiernie większy od zaaplikowanych pacjentowi   środków farmakologicznych. Zarówno psychologia jak i medycyna znają bardzo dobrze to zjawisko.

Dlaczego tylu lekarzom brakuje empatii?  Dlaczego tak często przyjmują oni postawę automatu realizującego procedury?

Jeden z lekarzy opowiedział mi rozmowę  jaką przeprowadził z żoną chorego. Kobieta ta miała do niego pretensje, które on uznał jako nieuzasadnione. Zarzucała mu  brak życzliwego zaangażowania i taką zimną postawę wobec  jej męża. Z kolei lekarz ten twierdził, że  on musi wyłączać swoje uczucia, gdyż w innym wypadku szybko by się wypalił.

Jak zupełnie inne przekonania prezentują osoby zajmujące  się opieką paliatywną. Miałem okazję poznać je bliżej w czasie szkolenia jakie im prowadziłem. Okazuje się, że dla nich, empatia  wykazywana wobec ich podopiecznych wywołuje bardzo pozytywny efekt dla nich samych. Co potwierdza doświadczenia wielu lekarzy. Dr. Rachel  Naomi Remen (pionierka w dziedzinie medycyny integracyjnej) twierdzi, że „Służąc innym, pomagamy samym sobie, bowiem daje nam to siłę.”

Nie będę ukrywał, że osobiście wykorzystywałem to zjawisko. Będąc w szpitalu często chodziłem po  innych salach nawiązując rozmowę z chorymi. Były to chwile kiedy koncentrowałem swoją uwagę głównie na nich. Starałem się wyzwolić z siebie jak najwięcej życzliwości i zrozumienia. Efektem tych rozmów zawsze był przypływ  siły psychicznej jaki bardzo wyraźnie odczuwałem. Widziałem również jak bardzo pozytywnie na takie rozmowy reagowali moi rozmówcy.

Opis efektów empatii można znaleźć w wielu poradnikach, gdyż zjawisko to znane jest nie tylko psychologom. Mówią o nim wszystkie religie, jak również filozofowie.

Jestem przekonany, że większość lekarzy nie ma pojęcia o tym, że ich empatia to nie tylko wydatne wsparcie procesu leczenia ich podopiecznych, ale również wsparcie ich samych. Życzliwe otwarcie się na drugiego człowieka to jedna z najbardziej efektywnych form wspierających higienę psychiczną. Dodatkowo w przypadku problemów wynikłych z przeciążenia stresem, aktywna empatia to bardzo skuteczna  forma autoterapii.

Apeluję do wszystkich tych, którzy pracują nad poprawą skuteczności działania służby zdrowia: uwzględnijcie również potrzebę rozwijania empatii lekarzy ! Trudno przecenić jej wpływ na skuteczność leczenia chorych. Z kolei jej brak nie zastąpi żadna, nawet najbardziej kosztowna procedura.

 

 

Scroll to Top