Od kilku lat docierają do mnie coraz to nowe, zaskakujące mnie informacje o moim Kościele, wywołujące głównie uczucie rozczarowania. Już wcześniej słyszałem różne historie m.in. na temat księży, ale wówczas nie robiło to na mnie takiego wrażenia. Dziś pozytywny obraz mojego Kościoła zakłócają coraz to nowe doniesienia o pedofilii wśród księży. Nie potrafię zaakceptować politycznej działalności Ojca Dyrektora, tak destrukcyjnej dla Kościoła. Trudno mi pogodzić się z faktem, że znaczna część biskupów nie widzi w tym nic złego. Do tego jeszcze pojawiła się historia o arcybiskupie Sławoju Leszku Głodziu.
Mój stosunek do Kościoła Katolickiego ewaluował wraz z kształtowaniem się mojej życiowej dojrzałości. Najpierw było dziecięce, bezrefleksyjne uczestnictwo w uroczystościach kościelnych, potem trochę po omacku poszukiwanie zrozumienia istoty wiary w czasie młodzieżowych spotkań z księżmi. Dopiero w dorosłym życiu zacząłem odróżniać takie pojęcia jak chrześcijaństwo, Kościół Katolicki, wiara. I co ciekawego, nie był to efekt wcześniej zdobytej wiedzy podczas lekcji religii, na które uczestniczyłem całą szkołę podstawową i średnią. To moje indywidualne studia nad Biblią, Katechizmem Kościoła Katolickiego budowały moją świadomość w zakresie wiary chrześcijańskiej. Wówczas zacząłem dostrzegać, że czym innym jest religijność, a czym innym wiara. Byłem zaskoczony jak ludzie potrafią być religijni, a jednocześnie dalecy od fundamentów chrześcijaństwa. Z jednej strony aktywnie uczestniczą w życiu Kościoła Katolickiego, głośno deklarują swoją przynależność do niego, a jednocześnie w ich postawach i zachowaniu dominuje złość, a nawet nienawiść do innych. I nie są to przypadki odosobnione. Ludzi ci są przekonani, że ich podstawową powinnością jest uczestnictwo w życiu Kościoła, a miłość do bliźniego to i owszem, ale pod warunkiem, że na to zasłuży. Trudno mi oprzeć się pytaniu czy Kościół Katolicki nie miał swojego udziału w kształtowaniu takich postaw ?
Nie tylko mnie wychowywano w przekonaniu, że osoba duchowna jest kimś wyjątkowym, kto najlepiej zna drogę do Boga, i kto może wiernych do niego doprowadzić. Do dziś obserwuję efekt budowania takich przekonań. Kiedy zdarza mi się, że w czasie spotkania towarzyskiego podejmuję rozmowę na temat problemów jakie targają Kościołem z powodu zachowania księży, często słyszę głos oburzenia i zarzut, że odchodzę od wiary katolickiej. Ta forma szantażu staje się coraz bardziej powszechna. Zawiera się w logice : krytyka osób duchownych, to atak na Kościół i wiarę. Komentarze jakie pojawiły się w Radiu Maryja po opublikowaniu artykułu o arcybiskupie Sławoju Leszku Głodziu dokładnie wpisywały się w tę logikę. Usłyszałem, że w obecnie w Polsce prowadzony jest zmasowany atak na wiarę chrześcijańską, a artykuł o tak zasłużonym dla Kościoła arcybiskupie, jest kolejnym dowodem tych niecnych działań.
Wiele lat temu nie tylko wątpliwości i pytania dotyczące mojego Kościoła, ale i ciekawość skierowała moją uwagę na inne religie. Poznałem również buddyzm oraz wywodzące się z niego techniki medytacyjne. Wszystko to uświadomiła mi, że w swojej esencji chrześcijaństwo nie różni się niczym od innych religii, i że w pełni zaspokaja moje duchowe potrzeby. Zrozumiałem, że powinienem oddzielić treści w nim zawarte od postaw i zachowań tych, którzy je głoszą. Dzięki temu dzisiaj nikt i nic (!) nie jest w stanie zdeprecjonować w moich oczach ważne, życiowe przesłania i wskazówki jakie odnajduję w Biblii i w Katechizmie Kościoła Katolickiego.
Jednocześnie jest mi przykro, że w wyniku zachowań księży, tak często „wylewane jest dziecko z kąpielą”. Wielu ludzi odrzuca dziś ideę chrześcijaństwa , która dla nich samych byłaby wspierająca i bardzo pomocna. Również w wyniku działań Kościoła tak wielu ludzi, którzy deklarują swoją przynależność do niego, są głównie religijni, a nie wierzący.