Dziś jestem jeszcze na urlopie, chodzę po górach z aparatem. Robię zdjęcia, aby utrwalić ciekawe miejsca i sytuacje. Już jutro będą one przywoływały wspomnienia o tym co przeżyłem. Utrwalone obrazy zadziałają jak bodziec wywołujący określone uczucia i emocje.
Poza tymi zdjęciami, które robimy aparatem są inne – szczególne fotografie. Zawierają one całe sekwencje z życia, w których dominuje wyjątkowo silne uczucie szczęścia. Mogą to być przeżyte przyjaźnie, miłości, lub inne, wyjątkowe okresy życia. Te „życiowe fotografie ” powstają w sferze naszych uczuć, są trwałe, niezniszczalne, i zawsze wywołują takie same pozytywne reakcje.
Wczoraj usłyszałem opinię, że życie sprowadza się w dużej mierze do tego, aby można było „robić jak najwięcej takich fotografii”. Innymi słowy powinniśmy tak realizować nasze życie, aby było w nim jak najwięcej szczęścia. Myślę, że nikt temu nie zaprzeczy, pojawia się jedynie pytanie jak to zrobić. Pytanie to nie jest nowe, wypełnia treść rozważań ludzi od tysięcy lat.
Nawet niezbyt wnikliwa obserwacja innych pozwala dostrzec, że są ludzie, którzy mają jak gdyby wrodzoną zdolność projektowani życia tak, aby było w nim dużo okazji do robienia „życiowych fotografii”. Co prawda jest ich stosunkowo mało, ale jednak są. Inni muszą się tego uczuć, a jeszcze inni przez całe życie nie znajdują momentów do „fotografowania”.
Przez ostatnich kilka miesięcy zgłębiam treść Katechizmu Kościoła Katolickiego, który jest Konstytucją naszego Kościoła. Główną moją motywacją jest zrozumienie doktryny wiary w jakiej zostałem wychowany. Z Katechizmu wynika, że celem ostatecznym człowieka jest szczęście, które „pochodzi z darmowego daru Bożego”. Co prawda mało precyzyjnie, niekiedy w mało przejrzysty sposób, ale podaje on również sposób w jaki można je osiągać. Studia nad Katechizmem pozwoliły mi zrozumieć, że nie muszę szukać drogi do szczęścia w innych religiach, czy koncepcjach filozoficznych. Wystarczy, że będę świadomym katolikiem.
Należę do osób, które musiały nauczyć się takiego projektowania życia, aby było w nim jak najwięcej momentów kwalifikujących się do „życiowych fotografii”. Dziś jestem na etapie „świadomej kompetencji” i chcę ten etap utrzymać jak najdłużej. W ten sposób mogę wspierać tych, którzy są na etapie „świadomej niekompetencji”, którzy szukają takiego sposobu na życie, aby wypełniać swój życiowy album jak największą ilością odpowiednich fotografii.