Było to chyba dziesięć lat temu, kiedy uświadomiłem sobie, jak dużo czasu poświęcam na myślenie, z którego nic nie wynika. Taka para w gwizdek. Energochłonny, czasochłonny, i jednocześnie bezproduktywny proces. Pod wpływem tych refleksji sformułowałem zasadę „ograniczonego zaufania do własnych myśli”, którą pierwszy raz opisałem w mojej książce „Psychologia jednostki. Odkoduj szyfr do swego umysłu.” Dziś obserwuję jak bardzo jest ona przydatna, a ostatnio zawartą w niej ideę odnalazłem w książce „Potęga teraźniejszości” Echarta Tolla.
Autor tej godnej polecenia książki twierdzi, że „u większości ludzi osiemdziesiąt do dziewięćdziesięciu procent myślenia polega na bezużytecznym międleniu w kółko tego samego, co więcej, ponieważ myślenie to ma charakter zaburzony, a często też negatywny, jest w znacznej mierze szkodliwe.”
Moje doświadczeni pokazuje, że to, co sprzyja naszym myślom, to niemalże bezwarunkowe zaufanie do nich. Bez względu na ich treść pozwalamy na ich obecność w naszej świadomości. Do tego często sami je „nakręcamy”.
Dlaczego dotyka nas przymus bezproduktywnego myślenia?
Kiedy napotykamy jakiś problem lub kłopot (z kimś, z czymś, albo z samym sobą), kiedy mamy poczucie krzywdy, kiedy opanowani jesteśmy przez stres, wówczas z automatu uruchamia się mechanizm reagujący na tego typu sytuacje (nazywam go mechanizmem reakcji obronnych). W jego interpretacji jest to stan zagrożenia. Wówczas mechanizm ten angażuje nie tylko naszą uwagę, ale i nasz umysł, aby w pierwszej kolejności pilnie przeanalizować sytuację, a potem wymyśleć najlepsze rozwiązanie, które doprowadzi nas do stanu bezpieczeństwa – równowagi. I tu ma swój początek bezproduktywne myślenie.
Chyba każdy miał okazję słyszeć pytania w stylu: „dlaczego on mnie zostawił ?”, „dlaczego tak mnie potraktowali ?”, „dlaczego nic mi się nie udaje?” i.t.p. Analizą opartą głównie na pytaniu „dlaczego?”, osoby zdominowane poczuciem krzywdy, usiłują zdobyć wiedzę na temat przyczyn tego, co ich spotkało. Najczęściej nie mają świadomości, że ich zawężona uwaga nie pozwala dostrzec inne aspekty ich problemu. W ten sposób tkwią w swoim bólu uwięzieni przez własne przekonanie, że tylko takie myślenie, jest dla nich najlepszym rozwiązaniem.
Są osoby, które w obliczu problemów, czy nawet tylko braku satysfakcji, koncentrują swoją uwagę głównie na poszukiwaniu najlepszych dla nich rozwiązań. W oparciu o posiadaną wiedzę i doświadczenia, wykorzystując swoje IQ (iloraz inteligencji), uruchamiają proces myślenia. Zdawać by się mogło, że jest to najbardziej właściwa droga do poszukiwania najlepszych decyzji i wyborów, tymczasem doświadczenie pokazuje, że często wcale tak nie jest. Właśnie podjąłem współpracę z coachingowym klientem, który myśli już parę lat. Dziś jest nałogowcem uzależnionym od myślenia, które w ogóle nie przekłada się na pozytywne efekty jego życia. Wielokrotnie słyszę od osób szukających wyjścia z trudnej sytuacji: „muszę to jeszcze raz przemyśleć”, a potem okazuje się, że nic z tego nie wynika. Kolejne, tym razem niby inne myślenie, ani na trochę nie posunęło do przodu tych osób, na drodze poszukiwania dobrych rozwiązań.
Wspomniany przeze mnie Echart Toll twierdzi, że „przymus myślenia jest w dzisiejszych czasach rodzajem epidemii”. To mechanizm reakcji obronnych zmusza nas do myślenia, które ma doprowadzić do najlepszych dla nas rozwiązań. Niestety ten proces w jaki zostaliśmy wyposażeni przez naturę jest niedoskonały. Brakuje nam mechanizmu, który automatycznie poszerzyłby zakres myślenia, dostarczyłby nowych danych tak, abyśmy mieli dostęp do innej perspektywy, niż ta w której pojawił się problem.
To już Albert Einstein stwierdził, że „Istotne problemy naszego życia nie mogą być rozwiązane na tym samym poziomie myślenia na jakim byliśmy, kiedy je tworzyliśmy.” Oznacza to, że skuteczne rozwiązywanie problemów bezwzględnie wymaga poszerzania wiedzy oraz zmiany świadomości – zmiany perspektywy. Tylko dzięki temu możemy doskonalić nasze myślenie, w tym nasze decyzje i wybory.
Dopóki nie mamy pewności, że nasze myślenie zmieniło swój poziom, a my wyszliśmy ze starej perspektywy postrzegania świata, trzeba postawić znak STOP przed naszym myśleniem. Kiedy jednak to się nie udaje, należy wprowadzić zasadę „ograniczonego zaufania do własnych myśli”. To się naprawdę opłaca.