Do refleksji nad tym tematem zmusiła mnie pani redaktor szczecińskiej telewizji. Zaprosiła mnie do programu, w którym miałem się o tym wypowiedzieć. I tu jak bumerang powrócił wiecznie żywy temat: brak umiejętności, którą nazywam „umiejętnością obsługi samego siebie”. Nieumiejętność radzenia sobie ze stresem, z destrukcyjnymi emocjami, dotyka również Świąt Bożego Narodzenia.
Chyba nikt nie zaprzeczy jak mocno w naszą kulturę wpisała się tradycja Świąt Bożego Narodzenia, ze szczególnym akcentem na wieczór wigilijny. Atmosfera ciepła, miłości, wzajemnej życzliwości, taka cicha radość, to charakterystyczne cechy tego okresu. Jednak Święta nie są źródłem, a jedynie bodźcem wywołującym te uczucia. Przygotowania posiłków, ubieranie choinki, potem wspólne zasiadanie do stołu , opłatek, to elementy rytuału świątecznego, który tylko wyzwala naszą życzliwość, miłość, które z kolei przekładają się na wyjątkową atmosferę. Z psychologicznego punktu widzenia Święta są wyjątkowym bodźcem uaktywniającym w nas te szczególne uczucia. Jednak pojawiają się one tylko wtedy, kiedy mamy do nich dostęp.
Charakterystyczną cechą ludzi długotrwale obciążonych stresem, wypalonych zawodowo, jest brak umiejętności cieszenia się. Ich uwaga tak bardzo skoncentrowana jest na ich uczuciu dyskomfortu, że niemożliwe jest, aby zainteresowali się innymi. Żadne zewnętrzne warunki, czy okoliczności nie są w stanie zmienić ich nastawienia. To obraz skrajny. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, że krok po kroku zmierza do tego stanu. Obciążenia związane z przygotowaniami do Świąt działają na nich wyjątkowo destrukcyjnie. Perspektywa tej wyjątkowej atmosfery nie robi wrażenia. Myślenie o Świętach to głównie myślenie o „świętym spokoju”, którego tak bardzo pragną. Kiedy już zasiądą do świątecznego stołu mimo, że mają wokół siebie najbliższych, mimo, że wiele lat temu był to dla nich czas szczególny, dziś już zapomnieli jak smakuje radość.
Nie tylko przeciążona i zmęczona psychika jest przyczyną, dla której ludzie nie lubią Świąt Bożego Narodzenia. Są osoby, które jak tylko jest to możliwe unikają okoliczności sprzyjających wyrażaniu ciepłych uczuć, które akurat w tym czasie są tak ważne. Chowają się za fasadą pewności siebie i takiej niezależności od innych. Dzielenie się opłatkiem to dla niech katorga. Wiele lat temu uczestnicząc w wigilii w poszerzonym gronie widziałem mężczyznę, który dosłownie schował się za kamerą kiedy wszyscy składali sobie życzenia. Nie potrafił złożyć życzeń nawet swojej żonie i dziecku. Osoby takie mają swoje argumenty tłumaczące ich zachowanie, ale najczęściej żaden z nich nie mówi o problemie, który tak naprawdę mają ze sobą. Brak umiejętności obcowania z uczuciami pogłębiającymi relacje międzyludzkie, nie tylko z psychologicznego punktu widzenia, ale i praktycznego, jest problemem.
Kiedy pojawia się spadek zainteresowania Świętami Bożego Narodzenia, kiedy przestajemy je lubić, warto się zastanowić nad samym sobą, wzbudzić w sobie refleksję. Akurat te Święta są szczególnym sprawdzianem – bodźcem uruchamiającym w nas uczucia, które są ważne nie tylko dla innych, ale przede wszystkim dla nas samych. Ich brak to nie spadek atrakcyjności Świąt Bożego Narodzenia, a informacja o potrzebie niezbędnych przemian. Uczucie radości, szczęścia nie zanika w nas, tylko zostaje wyparte przez stres i towarzyszące mu emocje. Warto o tym pamiętać. To, że te uczucia są w nas, łatwo można się przekonać podczas łamania się opłatkiem z najbliższymi . To wtedy są najbardziej sprzyjające okoliczności, aby głos serca był silniejszy od efektów nadmiernego stresu.