Wczoraj, pierwszy raz w życiu podjąłem rozmowę na czacie na facebooku z jednym z komentatorów. Ta wymiana poglądów pozwoliła mi zobaczyć zjawisko, które wcześniej znałem tylko teoretycznie : ci którzy obstają przy swoich racjach i praktycznie nie słuchają argumenty swoich rozmówców, są głęboko przekonani, że ich racje wynikają głównie z większej wiedzy i doświadczeń jakie posiadają. Nie mają świadomości, jak bardzo sterowani są przez swoje potrzeby psychologiczne.
Mój rozmówca na moje pytanie : „.. według jakich kryteriów ocenia Pan swoje racje ? Co sprawia, że jest Pan pewien swoich przekonań ?” odpowiedział : „nie jestem nieukiem”. Dalej otrzymałem informację, że „to suma wiedzy i życiowego doświadczenia pozwala mi dostrzec banały i jałową grę.” Uznał, że posiadana przez niego wiedza i doświadczenie jest wystarczającą podstawą do stwierdzenia, że racje są po jego stronie. Jednocześnie nawet nie starał się dociec jakie są moje doświadczenia i wiedza. Był przekonany, że skoro z nim się nie zgadzam, to na pewno są one dużo mniejsze od tych jakie on posiada. Pod koniec rozmowy napisał : „Bardzo Pan biedny jest w swojej niewiedzy. Bardzo Panu współczuję.”
Współczesna nauka nie pozostawia cienia wątpliwości, że w naszej argumentacji podstawowe znaczenie nie ma wiedza i doświadczenie tylko nasze psychologiczne potrzeby. Daniel Kahneman otrzymał nawet nagrodę Nobla za udowodnienie tego zjawiska. Jeżeli wśród potrzeb psychologicznych jest silna potrzeba budowania statusu, to posiadanie racji staje się priorytetowe we wszystkich prowadzonych rozmowach. Świadomie deklarowana otwartość nie ma tu znaczenia, gdyż najważniejsze jest budowanie własnej pozycji poprzez udowodnienie innym swoich racji. Chociaż nauka posiada twarde dowody potwierdzające to zjawisko, to jednak ludzie z silną potrzebą posiadania racji (potrzebą budowania własnego statusu) znajdą argumenty broniące ich stanowisko i powiedzą na przykład, że to tylko filozofowanie. Mój rozmówca zarzucił mi wciąganie go w „system zamkniętej logiki”.
Coraz częściej zastanawiam się kiedy wreszcie naukowcy zajmujący się tym zjawiskiem (psycholodzy, neurobiolodzy) uświadomią politykom, że ich argumenty poza ich widzą i doświadczeniami, zdeterminowane są również składnikiem psychologicznym. Kiedy jest w nim potrzeba posiadania racji, która dodatkowo jest wyjątkowo silna, to ten składnik głównie decyduje o strategii prowadzonej przez nich rozmowy. Kiedy politykowi zabraknie faktów potwierdzających jego racje, to jest on w stanie tworzyć je. Wszystko po to, aby tylko zachować swoje racje. Dyskusje na temat tragedii smoleńskiej są tego przykładem.