Pytać, deklarować swoją pomoc, czy nie ?

Zawsze słyszałem, że aby człowiek mógł przyjąć czyjąś pomoc, musi być do tego gotowy. Trzeba do niej dojrzeć, nawet jeżeli dotyczy ona tak ważnych sfer jak  zdrowie fizyczne czy psychiczne. Wiem o tym, a ciągle robię to samo. Kiedy widzę kogoś, kogo  postawa jest wyraźnie lękowa, mam tak ogromną potrzebę pomocy mu, że praktycznie zawsze wychodzę z moją ofertą wsparcia.

Dzieje się tak m.in. dlatego, że bardzo dobrze znam efekt zawyżonego poziomu  lęku, który psychologia nazywa pierwotnym. Nie jest to lęk przed czymś, który najczęściej nazywany jest strachem. Jest to uczucie płynące ze środka człowieka, które odbiera energię, może nawet wywołać  ból psychiczny. W takim stanie zanika motywacja do jakichkolwiek działań, w świadomości dominują natrętne myśli, w których człowiek potrafi się całkowicie zanurzyć nie dostrzegając tego co na zewnątrz. Dobrze znam ten stan i jego skutki nie tylko z podręczników psychologii.

Zdarza się, że w wyniku mojej deklaracji osoba otwiera się na wsparcie. Bywa jednak i tak, że kiedy „zagajam” nawet w wyjątkowo subtelny sposób moja oferta jest  odrzucana, a nawet spotkałem się z przejawami złości. Wielokrotnie słyszałem, że nie powinienem się wychylać. Jednak poza wiedzą i osobistym doświadczeniem związanym z lękiem, które motywuje mnie do wyrażania deklaracji wsparcia, jest  wydarzenie, które miało miejsce wiele lat temu, a które wpłynęło w znacznym stopniu na moją  postawę wobec innych.  

Rozwijając kontakty służbowe, które były mi niezbędne w mojej pracy zaprzyjaźniłem się z kierowników oddziału jednej z firm. Był to człowiek wyjątkowo ciepły w kontaktach, ale jednocześnie przy pewnej wnikliwości można było dostrzec jego smutne oczy. W rozmowie z jego żoną usłyszałem, że miał jakieś kłopoty ze sobą, co przejawiało się m.in. tym że często po pracy sięgał po alkohol. Nie rozmawiałem z nim na ten temat uznając za niestosowne „wchodzenie z butami” w czyjeś życie. Pewnego razu zadzwoniłem do niego i usłyszałem dziwny głos sekretarki : szefa nie ma. Na moje pytanie kiedy mogę go zastać usłyszałem, że nie będzie go już nigdy, ponieważ popełnił samobójstwo. Na przyjęciu po pogrzebie, na które zostałem zaproszony jego znajomi i przyjaciele zadawali sobie tylko jedno pytanie : dlaczego nie próbowaliśmy podać mu ręki ? Oczywiście mógł ją odrzucić, jednak nigdy nie dowiemy się czy deklaracja pomocy nie uratowałaby go przed tak drastycznym krokiem.

Rozsądek podpowiada mi „nie wychylaj się, człowiek musi dojrzeć do przyjęcia pomocy”, a jednocześnie czuję silną motywację do wyrażania deklaracji wsparcia. Nie  chcę z nią walczyć, nawet kosztem narażenia się na złość, czy odrzucenie.

Scroll to Top