Skoro używa się określenia „symptomy zagrożeń zdrowia”, to nie rozumiem dlaczego nie można mówić o „symptomach zagrożeń małżeństwa”. Doświadczenia medycyny pozwalają określić na przykład, iż nieprawidłowe składniki krwi mogą być przejawem narastającego stanu choroby. Podobnie wiedza z zakresu relacji międzyludzkich pozwala dziś na ocenę, czy są one konstruktywne, czy destrukcyjne. Wiedza ta pozwala ocenić czy relacje małżeńskie zapewniają trwałość związku, budują jego atrakcyjność zarówno dla żony jak i męża, czy też są destrukcyjne, co w konsekwencji może doprowadzić do rozpadu związku. Nie wspominając tu o negatywnym wpływie takiej sytuacji, na proces wychowania dzieci. Oczywiście niekiedy można mówić o braku dojrzałości małżonków, lub jednego z nich. Jednak zupełnie inaczej wyglądają przejawy braku dojrzałości, a zupełnie inaczej „symptomy zagrożeń małżeństwa”. W przypadku tych drugich, pojawiają się zachowania i postawy, które jeżeli nie zostaną zweryfikowane, to z biegiem lat narasta ich destrukcyjność. Tezę taką wysuwam na podstawie setek pogłębionych wywiadów jakie przeprowadziłem z osobami „po przejściach”, pracując jako konsultant w biurze matrymonialnym, jak również w wyniku kilkunastoletnich obserwacji wielu związków. Opis tych symptomów wykracza poza niniejsza wypowiedź. Skoro wiele profilaktycznych badań medycznych pozwala na tyle wcześnie wykryć zagrożenia, że możliwe jest uniknięcie nieszczęścia (np. badania mammograficzne), to uważam iż możliwa jest profilaktyka małżeństwa. Nie ma znaczenia czy proces ten nazwiemy „audytem małżeńskim”, czy „superwizją”, ważne jest aby oboje małżonków było zainteresowanych procesem wglądu w jakość ich związku. Mówienie o poprawie, czy korektach wzbudza zrozumiały opór (zrozumiały w przypadku świadomości dużego oporu jaki w takiej sytuacji wytwarza psychika). Stąd jestem za używaniem sformułowania : „proces doskonalenia związku”, lub/i „proces ochrony związku przed zewnętrznymi zagrożeniami”. Zachowania i postawy jakie dziś obserwuje w małżeństwach, jak również świadomość ich konsekwencji w przyszłość (i to często niedalekiej) , budzi we mnie silną motywację do podjęcia działań w tym zakresie (szkolenia, coaching małżeński) Nie akceptuję stwierdzeń, że „to niemożliwe”, że „się nie da”. Doskonale wiem, jak jest to trudne, podobnie jak namawianie kobiet na badania mammograficzne. A jednak jest grupa ludzi, którzy nieustannie szukają sposobów na zmianę tego stanu rzeczy.