Zostałem poproszony o przeprowadzenie rozmowy z mężczyzną chorym na raka. To jego żona poszukująca wszystkich możliwych działań, które przyspieszyłyby proces leczenia męża, uznała potrzebę pracy nad jego psychiką. W takich sytuacjach nigdy nie odmawiam wsparcia, stąd w najbliższym wolnym terminie udałem się do szpitala. Rozmowa trwała ok. jednej godziny. Jak się okazało w sferze zainteresowań chorego od dawna leżały zagadnienia związane z samorozwojem. Od wielu lat interesował się zagadnieniami związanymi z funkcjonowaniem ludzkiej psychiki. Stąd praktycznie od początku naszej rozmowy, w tym co mówił, przebijało się silna demonstracja przekonania : „ja to wszystko znam”. Nawet kiedy zaproponowałem, abyśmy wymienili się wiedzą i doświadczeniami w zakresie pracy nad psychiką (tu powiedziałem, że podczas mojej choroby intensywnie pracowałem nad sobą), usłyszałem po raz kolejny : „ ja to wszystko znam, i w tej sferze nic więcej nie można zrobić”. Jednocześnie w narracji chorego, pod koniec naszej rozmowy, usłyszałem wyraźne symptomy wysokiego poziomu lęku, który zdecydowanie negatywnie wpływa na proces leczenia. Wielokrotnie również w innych rozmowach miałem okazję obserwowania tego zjawiska. Deklarowana znajomość zagadnień, a jednocześnie brak jej śladów w zachowaniu i postawie. I tak słuchając kazań w moim kościele słyszę słowa jednoznacznie wyrażające poczucie zagrożenia oraz lęki (zagrożenie krzyża, wiary, Polski i.t.d). Kto jak kto, ale to właśnie ksiądz powinien w pełni rozumieć przesłania zawarte w Biblii mówiące o bezgranicznym zaufaniu do Boga, jak również słowa wypowiedziane przez Jana Pawła II np. „nie lękajcie się”. Sama wiedza, nawet ta najbardziej wiarygodna, nie wystarczy aby „zadziałała”. Do tego niezbędne jest jej zrozumienie, odpowiedni poziom świadomości. Jest to proces, który wielu ludzi nie podejmuje, zatrzymując się na etapie zdobycia wiedzy. Dopiero życie pokazuje, że to zbyt mało.