Obserwacja postaw i zachowań innych ludzi, słuchanie z uwagą (bez oceny) ich narracji , to wspaniałe źródło poznania i zrozumienia „jak działa człowiek”. Powtarzam to nieustannie, że jest to jedyna droga do zrozumienie siebie (a więc również do samodoskonalenia), jak również do zdobywania umiejętności budowania satysfakcjonujących relacji z innymi. Zdarza się i tak, że w wyniku tak otwartych kontaktów pojawia się przykre doznanie. I tu pojawia się pytanie, czy jest ono wynikiem zachowania naszego interlokutora, czy też nasza reakcja to wynik naszej nadwrażliwości (np. będącej efektem zaniżonej samooceny) ? Stoję na stanowisku, że zawsze warto zacząć od siebie, co oznacza w praktyce, przyglądanie się własnym mechanizmom psychologicznym. Chyba, że nie jesteśmy zainteresowani samodoskonaleniem. W życiu często bywa i tak, że po takim wglądzie w siebie (w wyniku praktyki taka introspekcja jest stosunkowo łatwa), z dużą dozą pewności, możemy stwierdzić, że nasz dyskomfort to efekt postawy naszego rozmówcy. I tu warto znać i rozumieć te postawy. Jedną z nich określam mianem „łaskawcy”. Nasz rozmówca przyjmuję postawę, w której z łaskawością akceptuje nasze niedoskonałości, co do których ma pełne przekonanie, że je posiadamy. Demonstruje jak może wznieść się ponad nie, i łaskawie utrzymywać z nami kontakt. Emanuje z niego przekonanie : „znam twoje wady, ale stać mnie na to, aby wznieść się ponad nie”. Z psychologicznego punktu widzenia postawa „łaskawcy”, wzmacnia jego poczucie własnej wartości, ponieważ wykazuje : „jak dobrym jestem człowiekiem”. Oczywiście „łaskawca” nie dopuszcza do rozmowy na temat naszych niedoskonałości, które w nas postrzega. No bo co by się stało gdyby w jej wyniku , na skutek naszych wyjaśnień, okazało się, że jego przekonania są błędne ? Straciłby silne źródło poczucia własnej wartości. W takiej sytuacji jest nam tak po ludzku przykro, ale nic tu nie możemy zrobić. Jedyne co nam pozostaje to zerwanie, albo przynajmniej ograniczenie kontaktów z „łaskawcą”.