Walentynki – święto chwilowego uniesienia, i nie rzadko destrukcyjnego.

Co prawda Walentynki stały się dziś okazją do wyrażania sympatii i miłości do bliskich i znajomych, jednak w swoim pierwotnym założeniu są świętem zakochanych. W tym dniu stan zakochania obchodzi swoje święto. W sposób szczególny jest ono celebrowane  przez zakochanych, jednocześnie w wielu wyzwalając  tęsknotę za tym szczególnym uniesieniem. I nie ma znaczenia, że jest ono chwilowe, że może poważnie zakłócić ocenę rzeczywistości. Dla wielu stan zakochania jest jedynym pozytywnym doznaniem jakie znają w relacjach partnerskich, stąd tak bardzo go pragną.  

Kiedy się zakochujemy, uwaga, myśli i uczucia kierowane są do osoby ukochanej, a kontakt z nią uruchamia taki stan umysłu jaki nie występuje w żadnej innej sytuacji. Wówczas zaczyna dominować namiętność – wyjątkowo silna potrzeba bliskości cielesnej, a myśli krążą wokół  apogeum tej bliskości.

Prowadzone współcześnie badania pokazują, że bogactwo doznań jakie pojawiają się kiedy jesteśmy zakochani, jest efektem wyjątkowej aktywności hormonów, które wydzielają się w mózgu. Tak nas zaprojektowała natura, albo Bóg jak kto woli. Zgodnie z jej założeniami ten wyjątkowy stan potrzebny jest tylko na czas powstawania związku kobiety i mężczyzny. Związku, który ma zrealizować ważne zadanie postawione przez ewolucję. Taka jest jednoznaczna opinia zarówno neurobiologów jak i psychologów ewolucyjnych. Nietrwałość stanu zakochania potwierdzi każdy kto go przeżył.

Mam świadomość, że takimi stwierdzeniami w ocenie niektórych osób  umniejszam rangę  stanu zakochania. Robię to jednak z pełną premedytacją !

Od wielu lat zajmuję się relacjami partnerskimi, wspieram małżeństwa w rozwiazywaniu konfliktów, pracowałem w biurze matrymonialnym, a dziś jestem konsultantem merytorycznym biura zapoznawczego Duet Centrum. Wielokrotnie miałem okazję słyszeć historie związków, które rozpadły się, często w atmosferze nienawiści, a które powstały głównie z inicjatywy stanu zakochania. Bardzo często słyszałem i słyszę z ust „osób po przejściach”, które wspominały ten stan jako totalne zaślepienie. Twierdzą, że to właśnie ono było główną przyczyną  ich nieudanych związków. Jednocześnie spotykałem i nadal spotykam osoby, które uważają stan zakochania jako podstawowe kryterium oceny czy związek będzie udany (czytaj trwały) czy też nie.

Stan zakochania, inaczej „miłość romantyczna”, albo „miłosny żar”,  jest produktem ewolucji, która dba przede wszystkim o przetrwanie naszego gatunku. I taka jest prawda, czy to się komuś podoba czy nie.

Helen Fisher, uznana na świecie  antropolog, w swojej książce „Dlaczego kochamy” napisała: „zespół neurobiologów doszedł do wniosku, że miłość romantyczna trwa zazwyczaj od roku do półtorej”. Być może w założeniu ewolucji tyle potrzeba czasu, aby para mogła spłodzić potomstwo.

Prawdę o stanie zakochania obnaża  amerykański psychiatra Scott Peck, autor bestselleru „Droga rzadziej wędrowana”. Pisze w niej: „By skutecznie służyć za małżeńską pułapkę, uczucie  zakochania się musi zapewne nieść z sobą – jako jedną z cech charakterystycznych – złudzenie, że będzie trwać wiecznie. Sprzyja mu rozpowszechniony w naszej kulturze mit romantycznej miłości, znajdujący wyraz także w lubianych przez dzieci bajkach często kończących się słowami „i żyli długo i  szczęśliwie”….mit romantycznej miłości jest wielkim kłamstwem. Być może koniecznym dla zachowania gatunku, ponieważ sprzyja i sankcjonuje „zakochanie się”, które z kolei usidla nas małżeństwem. Jako psychiatra niemal codziennie ubolewam w głębi serca nad straszliwym nieporozumieniem i cierpieniami , które ten mit wywołuje.”  

Destrukcyjne oddziaływanie tego mitu  nie oznacza, że stan zakochania nie może stać się początkiem   trwałego i szczęśliwego związku. Niestety dzieje się to jednak stosunkowo rzadko.  Szczęście i trwałość związku leży poza kręgiem zainteresowań ewolucji. O to powinniśmy zadbać sami. I w tym chyba jest największy problem. Łatwiej dać się unieść stanowi zakochania, w którym praktycznie jesteśmy tylko konsumentami tego, co przygotowała ewolucja, niż podjąć wysiłek budowania związku.

Nie tylko moje doświadczenia pokazują, że możliwe jest budowanie związku trwałego , który jest źródłem szczęścia obojga partnerów. Mówi o tym wspomniany przeze mnie wyżej Scott Peck, jak również wszyscy inni zajmujący się tym zakresem zagadnień. Do tego jednak potrzebna jest przede wszystkim świadomość, że stan zakochania nie jest ani kryterium na podstawie którego podejmujemy decyzję o byciu razem, ani stanem, do którego odnosimy się budując związek.

 

 

 

Scroll to Top